Niemcy przyjaciółmi VAR-u. Awans po małych problemach

29.06.2024

Niemcy z kłopotami, ale zameldowali się w 1/8 finału. Duńczycy potrafili momentami groźnie odpowiedzieć. VAR okazał się dla gospodarzy bardzo łaskawy w kluczowym momencie, gdy Joachim Andersen trafił na 1:0 dla Duńczyków. Decydowały tam dosłownie milimetry. Gola nie uznano przez spalonego, a chwilę później ten sam Andersen zagrał piłkę ręką w polu karnym, co także wychwycono na VAR. Tych kilka minut od jednej akcji do drugiej przesądziło o wyniku spotkania. 

Zdążyć przed burzą

Niemcy zaczęli z dużym animuszem i ochotą na szybkie zdobycie bramki. Było to spowodowane… zapowiadaną od rana pogodą. Otóż w Dortmundzie w trakcie meczu miała pojawić się wielka ulewa i wyładowania atmosferyczne, a zawsze gorzej dla zawodników technicznych grać po deszczu. No i te przewidywania się sprawdziły, lecz Niemcy do tego momentu nie zdołali uzyskać prowadzenia.

Mogło to się zacząć pięknie dla gospodarzy. Nico Schlotterbeck trafił do siatki z główki po dośrodkowaniu z rzutu rożnego już w pierwszych minutach. Obrońca Borussii Dortmund wszystko zrobił prawidłowo, dlatego można było się zastanawiać co w tej sytuacji analizuje VAR. Okazało się, że inny fragment boiska. Bramka została nieuznana przez „wyblok” Joshuy Kimmicha. To on faulował w ataku. Niemcy cały czas odważnie atakowali. W 7. minucie wspomniany Kimmich posłał bombę z dystansu na bramkę Schmeichela.

Jonatan Tah pauzował za kartki i na środku defensywy zastąpił go Schlotterbeck, który  już po kilku minutach mógł mieć na koncie dwa gole, bo Kroos ewidentnie na niego bił rzuty rożne. W 10. minucie Kai Havertz uderzył nieczysto z woleja i obronił Schmeichel. W 11. minucie Niemcy mieli już na koncie cztery rzuty rożne, co pokazuje ich dominację. Co więcej, te dośrodkowania za każdym razem były groźne. Dopiero gdzieś koło 20. minuty do głosu zaczęli dochodzić Duńczycy i oddali aż do momentu przerwania spotkania trzy strzały z rzędu.

Jakieś 10-15 minut trwała przerwa i po niej Michael Oliver zaprosił drużyny na dokończenie pierwszej połowy. W pozostałym czasie obie ekipy stworzyły po jednej ogromnej szansie. Świetnie na głowę Kaia Havertza dośrodkował David Raum, ale zawodnik Arsenalu uderzył prosto w środek bramki. Duńczycy odpowiedzieli doskonałą kontrą tuż przed gwizdkiem, w której to wystarczyły raptem dwa podania – Eriksen pięknie na wolne pole do Delaneya, a ten do Rasmusa Hojlunda, który próbował podcinką pokonać Neuera.

Andersen z nieba do piekła

Joachim Andersen mógł być bohaterem. Trafił jednak z nieba do piekła. Najpierw to on zdobył bramkę na 1:0, której nie uznano przez milimetry, a później był zamieszany w stratę dwóch bramek – przy pierwszej zagrał piłkę ręką, próbując blokować dośrodkowanie. Przy drugiej z kolei zagapił się po długiej piłce od Schlotterbecka i to jemu uciekł Jamal Musiala. Niemal zawalił przy trzeciej, ale na jego szczęście Kai Havertz miał – jak to często bywa – rozregulowany celownik w prostych sytuacjach.

Bramka dla Danii padła w 48. minucie po dużym zamieszaniu. Piłkę do siatki wpakował Joachim Andersen z Crystal Palace, jednak kluczowa w tej akcji okazała się pozycja Thomasa Delaneya chwilę wcześniej. Ofsajd wyglądał tak:

Podobnie było już na tym EURO z golem Romelu Lukaku, który nie podobał się ekspertom. System jednak wykonuje staranną analizę 29 punktów na ciele każdego z piłkarzy, obraz zamienia w trójwymiarowy, a margines błędu jest niemal zerowy. Na pewno to bardziej wiarygodna technologia niż ręczne rysowanie linii. Duńczycy mieli pecha, bo kilka minut później piłka po dośrodkowaniu Davida Rauma trafiła w nienaturalnie ułożoną rękę tego samego Joachima Andersena, który chwilę wcześniej cieszył się z trafienia. Interweniował VAR, sytuację obejrzał sobie na spokojnie Michael Olivier i podyktował jedenastkę, którą na gola zamienił Kai Havertz.

W 66. minucie Danię do tlenu mógł podłączyć Rasmus Hojlund, jednak nawet się nie zastanawiał nad kierunkiem, tylko uderzył z 13. metrów prosto w Manuela Neuera. Dosłownie dwie minuty później to się zemściło po wspomnianym już dalekim zagraniu stopera Schlotterbecka do Musiali. Skrzydłowy Bayernu nie miał problemów, by pewnie uderzyć obok Schmeichela. Od tego momentu – a była to 68. minuta – Duńczycy przygaśli i nie potrafili niczego wyczarować.

Niemcy czekają na hit?

Później Niemcy co chwilę dali się łapać na spalone, gdyż Dania grała wysoko ustawioną obroną. Nawet gdyby Leroy Sane czy Niclas Fullkrug wykorzystali stuprocentowe okazje, to i tak ich bramki zostałyby ostatecznie nieuznane tak, jak stało się z trafieniem Floriana Wirtza. Na koniec jeszcze Havertz dostał świetne podanie od Wirtza, wyszedł praktycznie sam na sam i zmarnował szansę na podwyższenie rezultatu.

Niemcy tym samym awansowali do ćwierćfinału, choć w niektórych momentach Duńczycy potrafili się odgryzać. Czekają teraz na zwycięzców pojedynku Gruzji z Hiszpanią. Już trwa oczekiwanie na hit. Chyba, że… Gruzini sprawą jeszcze większą sensację. Czy ich na to w ogóle stać?

Fot. PressFocus