W Japonii sensacja – beniaminek idzie po mistrza

24.07.2024

Wszyscy pamiętamy historyczny sukces Leicester City w sezonie 2015/16. W Japonii zbliża się aktualnie podobny scenariusz. Fabuła jest jednak taka, że na pierwszym miejscu nie jest ostatnia drużyna ligi sprzed półtora roku, a… historyczny beniaminek japońskiej elity – Machida Zelvia. Zagłębiając się w szczegóły tej drużyny, może to być jeszcze większa niespodzianka, niż ta w przypadku „Lisów”.

Chęć zaistnienia w Japonii

Zaglądając w karty historii klub Machida został formalnie utworzony w 1989 roku. Drużyna bazowała na swoich wychowankach, których pozyskiwała dzięki własnej szkole talentów. Tak naprawdę od utworzenia uczestniczyli i wspinali się tylko i wyłącznie po szczeblach amatorskich rozgrywek. Dopiero w 2009 roku powstała chęć awansu do japońskiej drugiej ligi, lecz na ich drodze stanęły wymagania licencyjne.

Sportowy awans do upragnionej drugiej ligi wywalczyli w 2011 roku, lecz bardzo szybko spadli z ostatniego miejsca. Od 2016 roku Machida Zelvia regularnie występowała na boiskach J2 League, raz po raz broniąc się od spadku. Jednak tutaj warto podkreślić, że dopiero tuż przed mundialem w RPA ta ekipa rozpoczęła grę na szczeblu profesjonalnego futbolu, bez większej historii za sobą. W końcu przyszedł czas na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Miało to miejsce w ostatnim sezonie, gdzie Machida doskonale poradziła sobie w lidze, zdobywając 87 punktów. To był też ich historyczny sukces, ponieważ po raz pierwszy wygrali ligowe rozgrywki. Przed nimi czekało największe wyzwanie, japońska ekstraklasa. Poza sferą sportową klub musiał po raz kolejny stawać na głowie, by na czas modernizować stadion, który nie do końca spełniał wszystkie standardy ekstraklasy Japonii.

Leicester z Japonii w drodze po mistrza

Aktualny sezon ligi japońskiej trwa w najlepsze, a co najciekawsze Machida jest aktualnie na pierwszym miejscu, z przewagą pięciu oczek nad drugą Osaką. Tego sukcesu nie byłoby, gdyby nie trener Go Kuroda. Porównań do „Lisów” będzie co niemiara, lecz tutaj jest kilka różnic, które wyróżniają japoński zespół.

Faktycznie Kuroda ma 28 lat doświadczenia w trenowaniu, ale na poziomie futbolu licealnego. W porównaniu do angielskiej drużyny prowadzonej wówczas przez uznanego Claudio Ranieriego, to jest coś niesamowitego. A co jeszcze bardziej zaskakujące, aktualne rozgrywki to dopiero drugi sezon w karierze Kurody, kiedy prowadzi profesjonalny zespół piłkarski.

Samo zatrudnienie tego szkoleniowca było sporym zaskoczeniem, ponieważ nie ma on doświadczenia również jako piłkarz, więc to wszystko wydaje się wręcz abstrakcyjne. Kuroda wprowadził również rzadko spotykany styl w Japonii. Nie ma technicznego i ładnie ułożonego rozgrywania, jest bezpośrednia i agresywna piłka – rock and roll. Zdobyli też kilka bramek w stylu starego, dobrego Stoke City za czasów Rory’ego Delapa – czyli z wrzutu z autu.

Może w ten sposób właśnie liderują w tabeli? Sam trener ma bardzo jasną i przejrzystą wizję futbolu prezentowanego przez jego drużynę, o czym powiedział napastnik Machidy – Mitchell Duke (strzelił on bramkę na MŚ 2022 w Katarze dla Australii).

Pracujemy stale nad naszymi słabymi stronami, ale to musi robić każdy zespół. Jesteśmy bardzo intensywni w naszej grze, dosłownie biegamy, aż padniemy. Możemy grać w prosty i podstawowy sposób, ale nie tracimy głupich bramek. Wymuszamy błędy wysokim pressingiem i dzięki temu zdobywamy gole.

Beniaminek z Japonii, bez gwiazd w zespole i z trenerem, który dopiero drugi rok trenuje piłkę nożną na poziomie profesjonalnym, jest aktualnie liderem japońskiej ekstraklasy. Do najbardziej znanych nazwisk należą: ww. Duke, Yuki Soma (niedawna gwiazda Casa Pia z ekstraklasy portugalskiej) oraz Ibrahim Dresević, kilkanaście miesięcy temu kolega Pawła Bochniewicza z Heerenveen.

Wszystkie składowe tej drużyny sprawiają, że jeśli uda im się zdobyć mistrzostwo, zapiszą jedną z najpiękniejszych historii światowego futbolu. Teraz pozostaje czekać i obserwować, jak prosty przepis Kurody sprawdza się w walce o mistrza. Trzy czwarte sezonu już prawie za nimi.

Fot. PressFocus