Majdan: Blind football opiera się na dźwięku, schematach i taktyce

06.08.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:37

Tydzień temu na stadionie we Wrocławiu doszło do nietypowego treningu. Piłkarze Vitezslava Lavicki ćwiczyli wspólnie z drużyną Śląska Blind Football, w której pierwszy trening odbył Radosław Majdan. Były zawodnik Wisły Kraków został zakontraktowany z myślą o klubowych mistrzostwach świata dla niewidomych, które w październiku odbędą się w Bułgarii. I właśnie o tym, ale także o specyfice sportu, wyzwaniach związanych z blind footballem, czy promocji tej dyscypliny porozmawialiśmy z Radosławem Majdanem. Zapraszamy. 

Był pan w szoku, gdy przyszła oferta ze Śląska Wrocław?

Byłem zaskoczony, ponieważ nie zdawałem sobie nawet sprawy, jak gra się w blind football. Tak naprawdę nie wiedziałem nic o tym sporcie. Nie miałem pojęcia, że bramkarze są osobami widzącymi. Bardzo szybko zajrzałem do sieci i zacząłem czytać o tym z dużą ciekawością. Wielu świetnych bramkarzy po zakończeniu kariery trafiało do klubów dla osób niewidomych. Choćby Jens Lehmann, który oczywiście bronił, ale także promował futbol dla osób niewidomych. Oczywiście w moim przypadku również chodzić o promocję, zwrócenie uwagi mediów, miejmy nadzieję sponsorów.

Odbył pan już trening z drużyną. Jak pierwsze wrażenia?

Powiem szczerze, że jestem pod ogromnym wrażeniem. Przede wszystkim specyfika gry jest inna. Poza zawodnikami są jeszcze opiekunowie. Boisko jest podzielone na trzy strefy. W defensywnej pomaga golkiper. Jak zaczynam akcję od bramki, to tak jak w normalnym futbolu, podaję do boku i mówię kolegom, czy np. przekątna, druga, po bandzie. Chłopaki mają wytrenowane różne warianty gry i tego muszę się nauczyć. Tak więc w pierwszej strefie gramy schematem, w drugiej podpowiada trener, a w trzeciej grają napastnicy, którym pomaga nawigator ustawiony za bramką. Po prostu naprowadza ich tak, by mogli oddać strzał.

W jaki sposób naprowadza?

Opiekunowie stukają w lewy albo prawy słupek, by zawodnik miał świadomość, że bramka jest przed nim. Nad tym pracuje się na treningu strzeleckim, ale są również zajęcia, na których ćwiczymy stałe fragmenty gry, warianty rozegrania, gdy mamy piłkę. Ćwiczymy również grę w obronie, co akurat jest dość podobne do normalnego futbolu, ale bramkarz musi wydawać więcej poleceń, by ukierunkować defensorów. Co prawda piłka ma dzwoneczki w środku, ale jeśli się zatrzyma albo zostanie wybita gdzieś do tyłu, trzeba zawodników naprowadzić szybkimi komendami. Należy dobierać odpowiednie słowa, by przede wszystkim błyskawicznie poinformować kolegów, gdzie aktualnie znajduje się piłka.

Zaskoczył pana jakiś strzał na treningu?

Powiem szczerze, że byłem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ chłopacy potrafią oddać naprawdę mocne uderzenie. Mam duży szacunek i podziw do kolegów z drużyny, ponieważ realizują swoją pasję pomimo ograniczeń. I serio podchodzą do tego bardzo profesjonalnie. Zresztą efekty najlepiej widać na boisku.

Generalnie jak tak pan opowiada o blind footballu, brzmi dość skomplikowanie. Sporo taktyki, schematów, udział nawigatorów.  

Blind football oparty jest o świat dźwięku. Różnic w porównaniu z normalnym futbolem jest sporo, ponieważ zawodnik przede wszystkim musi dojść do piłki. Podpowiada się wtedy przykładowo: „dwa w lewo”, co oznacza dwa kroki w lewo. Hasło „cztery” oznacza, że piłkarz jest cztery kroki przed bramką rywala. Jak mam piłkę i zagrywam w środek po ziemi, trener krzyczy „oś”, co oznacza że piłka jest na środku. Wówczas piłkarz stojący obok bandy, wybiega do środka i przyjmuje futbolówkę na kolano, odwraca się i oddaje silny strzał. Powiem szczerze, że byłem pod ogromnym wrażeniem, że pod względem taktycznym gra się na tak wysokim poziomie.

Golkiper ma ograniczone pole ruchu.

Bramkarzy ogranicza pole do dwóch metrów. Nie mogę stanąć na linii, ponieważ wtedy jest rzut karny. Trzeba bardzo uważać przy interwencjach, by nogi nie dotknęły linii.

Nawyki nabyte w trakcie kariery przeszkadzają?

Trochę tak, ponieważ jestem przyzwyczajony do tego, że skracam kąt i wychodzę z bramki. Tutaj jestem trochę ograniczony, ale wszystkiego można się nauczyć. Kluczowe jest także – jak już wspomniałem – podpowiadanie zawodnikom z pola.

Jak często trenujecie?

Teraz są wakacje, co trochę nas ograniczania. Chłopaki powyjeżdżali na urlopy, ale planujemy niebawem rozegrać kilka sparingów. Myślimy nawet o Romie i Borussii Dortmund pod koniec sierpnia. Mam nadzieję, że uda się wszystko spiąć pod kątem organizacyjnym i zmierzymy się z mocnymi rywalami. Natomiast we wrześniu chcę odbyć kilka treningów w Wrocławiu, ponieważ przygotowujemy się do październikowych klubowych mistrzostw świata w Bułgarii.

Co pan sądzi o nowych kolegach z drużyny?

Bardzo otwarci ludzie z niesamowitym poczuciem humoru. Atmosfera w szatni jest genialna. Moją uwagę zwrócił również fakt, że chłopcy podchodzą do sportu z wielkim zaangażowaniem i pasją. I nie mówię tylko o piłkarzach, ale także trenerach, nawigatorach. Bardzo się cieszę, że wszedłem w ten projekt. Mam nadzieję, że koledzy z drużyny mają podobne odczucia (śmiech).

Długo się pan zastanawiał?

Miałem pewne obawy, ale tylko czasowe. Ograniczają mnie obowiązki zawodowe, ale wszystko udało się pogodzić. Mieszkam również Warszawie, dlatego na trening muszę jechać do Wrocławia i zostać na noc. Z perspektywy czasu cieszę się jednak bardzo, że dołączyłem do drużyny.

Kolega z drużyny Robert powiedział mi, że bronię ich marzeń, co było bardzo miłe. Bardzo liczę na to, że ten sport będzie wypromowany jeszcze bardziej. Śląsk Wrocław i Wisła Kraków bardzo przyczyniły się do rozwoju blind footballu. Ogromny szacunek dla tych klubów. Mam nadzieję, że niebawem więcej klubów z Ekstraklasy stworzy swoje drużyny w blind footballu. Szczerze mówiąc to także promocja dla klubów i miasta, bo to pokazuje, że zauważają ludzi, którzy realizują swoje pasje pomimo przeciwności losu. Dla moich kolegów z drużyny, to także wspaniała sprawa, ponieważ kochają Śląsk Wrocław od dziecka. Wchodzą teraz na stadion w koszulkach klubu, a kibice traktują ich jak zawodników. Tak się spełnia marzenia. Podsumowując – moim zdaniem rozwój blind footballu leży właśnie w tym, by zasłużone kluby z tradycjami tworzyły sekcje dla osób niewidomych.

Nauczył się pan czegoś od kolegów z drużyny?

Oczywiście poznając tak pozytywnych ludzi, czasami człowiek łapie się na tym, że martwi się problemami, które tak naprawdę są nieistotne. Z drugiej strony twardo stąpam po ziemi. Nie muszę przeżyć w życiu tragedii, by docenić to co mam. Na pewno jednak z wielkim szacunkiem i podziwem podchodzę do nich jako sportowców i wojowników.

Po turnieju w Bułgarii nadal będzie pan trenował?

Myślę, że tak. Do październikowego mundialu jeszcze sporo treningów i miejmy nadzieję sparingów, dlatego wydaje mi się, że wkręcę się w ten sport na tyle, iż trudno będzie zrezygnować.

Rozmawiał: Bartosz Burzyński

Fot. YouTube