Derby Madrytu „na remis” – Real zremisował z Atletico

29.09.2024

Derby Madrytu elektryzują kibiców z całego świata. Tym razem obie ekipy zmierzyły się w ramach rozgrywek La Liga, które póki co są zdominowane przez zespół FC Barcelony. Dziś jednak nie o „Dumie Katalonii”, gdyż ten wieczór należał do Atletico i Realu. Obie drużyny podjęły rękawice na Wanda Metropolitano. Ostatecznie starcie zakończyło się rezultatem 1:1.

Za podwójną gardą

Spotkanie zdecydowanie nie wystartowało z „wysokiego C”, gdyż w zasadzie na palcach jednej ręki można policzyć okazje obu ekip w początkowych fragmentach spotkania.

Gra głównie toczyła się w środku pola, a pierwsze poważniejsze zagrożenie przyszło dopiero w okolicach piętnastej minuty, kiedy to groźny strzał oddał urugwajski pomocnik Realu Madryt – Fede Valverde. Po tym ostrzeżeniu Atletico zachowało jednak spokój i wciąż grało zwarcie w obronie.

Gospodarze długimi fragmentami wręcz murowali dostęp do własnego pola karnego, a taktyka ta wobec słabo zgranego Realu zdawała egzamin. Czy można jednak mieć pretensje do „Los Colchoneros”? W końcu każdy bardziej rozgarnięty kibic spodziewał się takiego rozwoju wypadków. Wielu widzów mogło jednak oczekiwać bardziej ofensywnych „Królewskich”, którzy bezsprzecznie mają najlepszy potencjał w ataku na całym świecie. Nazwiska takie jak Rodrygo, Bellingham czy przyszły zdobywca Złotej Piłki – Vinicius mówią same za siebie, jednak w pierwszej połowie ci gracze po prostu dusili się w obronnym sosie zgotowanym przez Diego Simeone.

Z czasem szeregi defensywne Atleti wydawały się być coraz bardziej dziurawe. Ten fakt prawie wykorzystał Jude Bellingham, który niemalże stanął oko w oko z Janem Oblakiem. Anglik uderzył jednak zbyt słabo, przez co słoweński golkiper zaliczył łatwą interwencję.

Real nierychliwy, ale sprawiedliwy

Po przerwie spotkanie wreszcie zaczęło nabierać minimalnych bo minimalnych, ale jednak rumieńców. Wszystko za sprawą ataków Realu Madryt, który drugą część meczu rozpoczął od solidnego uderzenia Rodrygo. Po chwili goście musieli jednak cofać się do szeregów defensywnych, gdyż juniorskie błędy przy wyprowadzaniu piłki popełniał francuski lewy obrońca – Ferland Mendy.

Obie zaczęły chętniej atakować siebie nawzajem i choć wciąż daleko było do zakończenia tak zwanych piłkarskich szachów, to w końcu mogliśmy stwierdzić, że na Wanda Metropolitano cokolwiek drgnęło. Pozytywnie zaskoczyć mogło Atletico, które – stwierdzając z przymrużeniem oka – nagle odkryło inne rozegranie akcji niż… długa piłka do Antoine’a Greizmanna.

Wszystkie te pseudoataki gospodarzy zdały się jednak na nic, gdyż wynik w 63. minucie spotkania wynik otworzył środkowy obrońca Realu – Eder Militao. Nie byłoby jednak tej bramki bez stałego fragmentu gry i znakomitego wykonania rzutu wolnego. Na uznanie zasługuje również drybling innego reprezentanta Canarinhos, czyli Viniciusa, który kapitalnie przedryblował rywala po czym dośrodkował w pole karne. W całym zamieszaniu najlepiej odnalazł się wspomniany Militao – w końcu to Brazylijczyk ostatecznie skierował futbolówkę do bramki strzeżonej przez Oblaka.

Incydent na trybunach i murawie

Po zdobytej bramce ciśnienia nie wytrzymali… kibice Atletico, którzy postanowili rzucać przedmiotami w stronę bramkarza Realu – Thibouta Courtoisa. Perypetie między Belgiem, a „Los Colchoneros” są znane – kiedyś był on bowiem golkiperem zespołu z czerwonej części Madrytu. Fani Atleti wciąż mają za złe Courtoisowi transfer do zespołu „Królewskich” i ci często niszczą wszelkie możliwe miejsca pamięci pobytu bramkarza w ich klubie. Po incydencie z rzucaniem przedmiotów w roli głównej, arbiter główny – Mateo Busquets Ferrer wysłał piłkarzy obu zespołów do szatni. Rozwścieczonych fanatyków uspokajali… piłkarze gospodarzy – Koke oraz Jose Maria Gimenez. Do akcji przyłączył się także szkoleniowiec Atletico – Diego Simeone.

Spiker poinformował kibiców o przerwaniu meczu na dziesięć, a później kolejne pięć minut. Po tym okresie zawodnicy wrócili na murawę. Warto jednak wspomnieć, że bez winy nie był również Courtois, który prowokował kibiców znajdujących się na trybunie tuż za nim.

Po tym incydencie Real próbował strzelić drugą bramkę, jednak ostatecznie ta sztuka nie udała się żadnemu z podopiecznych Carlo Ancelottiego. Najbliżej zwieńczenia dzieła był Vinicius, jednak w jego przypadku kapitalnie interweniował Jan Oblak.

Pomijając aspekty czysto sportowe, na murawie Wanda Metropolitano odczuwalna była coraz gęstsza atmosfera. W konflikt wdali się bowiem obrońcy obu zespołów – Antonio Rudiger (Real) oraz Robin Le Normand (Atletico). Niemiecko-hiszpański skłócony duet musiał rozdzielać arbiter oraz… piłkarze obu drużyn.

Końcówka dla Atletico!

I kiedy już wydawało się, że kibice gospodarzy wrócą do domów znużeni i załamani porażką swojego zespołu, nagle piłkę do siatki wpakował być może najlepszy piłkarski joker na świecie – Angel Correa! Zawodnik Atletico w 95. minucie szczęśliwie wykorzystał sytuację sam na sam z Courtoisem, po czym sędzia asystent… podniósł chorągiewkę w geście spalonego. W tym momencie do gry wkroczył jednak system VAR i ostatecznie bramka ta została zaliczona.

W samej końcówce spotkania z nerwami przegrał piłkarz gospodarzy – Marcos Llorente, który otrzymał od arbitra czerwoną kartkę.

Wynik 1:1 utrzymał się już do ostatniego gwizdka, który zdecydowanie bardziej cieszył fanów gospodarzy.

fot. screen – X