Piłkarze Kopenhagi wściekli po porażce: „Nie możemy przegrać z Jagiellonią”

04.10.2024

Piłkarze Kopenhagi wciąż nie mogą uwierzyć w to, co stało się w czwartkowy wieczór. Pantelis Hatzidiakos tuż po golu Darko Czurlinowa z wściekłości bił pięściami w murawę. Po meczu inni zawodnicy nie kryli złości przed kamerami. Jeden z nich powiedział nawet, że nie przystoi przegrać z Jagiellonią. Inny, że po meczu odczuwał wielką pustkę z bezradności. 

Piłkarze Kopenhagi wściekli

Po meczu z Jagiellonią przed kamerami „Disney +” pojawił się Viktor Claesson, czyli podstawowy napastnik tego zespołu z tego spotkania i aż 74-krotny reprezentant Szwecji – bardzo doświadczony gracz oraz kapitan FC Kopenhagi. Sam zagrał także średnio. Z uwagi na przeciętną formę wiele ostatnich meczów zaczynał na ławce. Oddał tu zaledwie jeden niecelny strzał i generalnie był niewidoczny w ofensywie, ale za to wypracował dwie szanse kolegom. Był wściekły na postawę całego zespołu:

Dobrze zaczęliśmy, kilka razy wysoko odzyskaliśmy piłkę. Dobrze kontrolowaliśmy mecz i strzeliliśmy pierwszego gola. Potem jednak to oni zdobyli bramkę i było już 1:1. W takim meczu zostajemy ukarani i jest to trudne. Kiedy zostajesz ukarany, nie ma znaczenia, że ​​kontrolujesz grę przez 90% meczu (…). Pustka. Kiedy wszystko się skończyło, niewiele można było zrobić. Więc była po prostu pustka. 

Claesson poruszył też temat sprytnej gry na czas Jagiellonii i przyznał, że mocno to wybijało ich z rytmu: – Nie sądzę, że nas to zirytowało, ale wywołało pewien niepokój. Nie byliśmy w stanie utrzymać płynności, której potrzebowaliśmy w tamtym okresie. Nie do końca dotarliśmy do krawędzi i w tej fazie musieliśmy po prostu grać bardziej bezpośrednio.

Holenderski stoper Kevin Diks także przed kamerami był wściekły po takiej stracie punktów. Przyznał, że porażka z takim rywalem po prostu nie przystoi: – Jesteśmy sfrustrowani. To bardzo nieprofesjonalne z naszej strony. Jeżeli nie dajemy rady wygrać, to chociaż nie pozwólmy, żeby to rywal strzelił decydującego gola. Po prostu nie wolno nam przegrać z takim przeciwnikiem jak Jagiellonia.

Wielka sensacja

FC Kopenhaga to zespół z pierwszego koszyka ze współczynnikiem UEFA na poziomie 51.500. Tylko Chelsea ma większą w całej stawce. Duńczycy dwa razy z rzędu grali w fazie grupowej Champions League – za pierwszym razem wywalczyli po remisie z Manchesterem City, Sevillą oraz Borussią Dortmund u siebie, a za drugim pokonali Manchester United 4:3 oraz Galatasaray 1:0 i sensacyjnie wyszli z grupy do 1/8 finału, co było ogromnym sukcesem w historii klubu.

Jagiellonia dokonała rzeczy niezwykłej, bo do przerwy nic nie wskazywało na korzystny rezultat. Widoczna była różnica klas pomiędzy zespołami, co odzwierciedlała liczba strzałów (12:1). Po przerwie FC Kopenhaga też dominowała, lecz w niespodziewanym momencie Afimico Pululu dał wyrównanie i to spektakularnym golem z piętki. To nakręciło mistrza Polski. Wstąpiły w „Jagę” nowe siły. Mecz się trochę wyrównał, Duńczycy przestali dominować… aż do okolicy 85. minuty, kiedy wręcz siedzieli w polu karnym rywali z Polski.

Stworzyli sobie kilka okazji, parę razy było groźnie, nerwowo, piłka mijała słupek Sławomira Abramowicza. Pracowali ciężko na punkt na Parken. To, co się wydarzyło później przerosło najśmielsze oczekiwania. Abramowicz wykopał piłkę byle dalej z piątki i po sekwencji pinballowych zdarzeń, gdzie piłka odbiła się to tu, to tam, trafiła pod nogi upadającego już Afimico Pululu. Angolczyk dograł do Darko Czurlinowa, a ten wyszedł sam na sam i w 98. minucie zapewnił sensacyjne zwycięstwo Jagiellonii. To było jak sen. Dla Duńczyków – koszmar.

Fot. PressFocus