Real Madryt zagrał koncert w drugiej połowie – z 0:2 na 5:2! Vinicius z hat-trickiem

Napisane przez Krzysztof Małek, 22 października 2024
Real Madryt - Borussia Dortmund

Real Madryt chciał po raz kolejny Borussii Dortmund pokazać, kto jest królem Ligi Mistrzów. Nie tak dawno, bo w czerwcowym finale podopieczni Carlo Ancelottiego wygrali 2:0 i sięgnęli po swój już 15, puchar, mimo że grali przeciętnie. Ten wieczór był już zgoła inny. Gospodarze potrafili z wyniku 0:2 powrócić i wygrać ostatecznie 5:2! Dziś pokazali swoją prawdziwą mentalność i fantastyczny come back. Bohaterem został Vinicius Junior – autor hat-tricka. 

Borussia zaskoczyła wszystkich. Do czasu

Borussia Dortmund w Lidze Mistrzów do tej pory grała znakomicie. Trzeba jednak przyznać, że podopieczni Nuriego Sahina zagrali wcześniej z przeciętnymi zespołami. Dopiero starcie z Realem Madryt miało sprawdzić ich możliwości. Obawy przed tym meczem były duże, ponieważ niemiecka ekipa w tym sezonie na wyjazdach gra beznadziejnie. A wszyscy wiemy, jak Santiago Bernabeu działa dla zawodników z Madrytu.

Początek spotkania był niemrawy po obu stronach. Nagle to jednak goście doszli do głosu. Borussia w najlepszy możliwy sposób wykorzystała niefrasobliwość obrońców gospodarzy dzięki bramkom Donyella Malena i Jamie Gittensa. Przy bramce Malena krycie zgubił Ferland Mendy. Z kolei przy bramce Gittensa zawinił Lucas Vasquez. Te dwa gole były wielkim szokiem dla kibiców zgromadzonych licznie tego wieczoru na Santiago Bernabeu. Dortmundczycy prowadzili dwiema bramkami w 34. minucie.

Powrót Realu do tego meczu leci na konto trenera Nuriego Sahina. Na początku drugiej połowy przeprowadził niezrozumiała zmianę, gdzie zszedł ofensywny Gittens, a wszedł za niego Waldemar Anton. Im dalej w las, tym turecki trener bardziej murował. Na nic to się zdało, bo „Królewscy” w najlepszy możliwy sposób strzelili aż pięć goli i wygrali to spotkanie, choć nic po pierwszej połowie na to nie wskazywało. W następnej kolejce Ligi Mistrzów Borussia Dortmund będzie miała idealną okazję do rehabilitacji, ponieważ jej rywalem będzie Sturm Graz, który nie wygrał w fazie ligowej jeszcze meczu.

Real Madryt umie w drugie połowy

Real Madryt w pierwszej połowie był niemrawy. Do 27. minuty plan był jedynie taki, by Vinicius Jr. próbował zdziałać coś dośrodkowaniami w pole karne. Nie było to jednak ani efektywne, ani efektowne. Najgorzej prezentowali się defensorzy – głównie Ferland Mendy i Lucas Vasquez. Po przerwie wszystko się zmieniło.

Od początku drugiej części obrońcy tytułu wyszli odmienieni. Chcieli wrócić do gry, gdyż wynik wyglądał bardzo źle, a przecież Real ma już na koncie porażkę z Lille i nie może sobie pozwalać na takie straty. W 60. minucie rozpoczął się powrót „Los Blancos”. Najpierw strzałem głową trafił Antonio Rudiger, który wykorzystał ofiarne dośrodkowanie Kyliana Mbappe. Chwilę później wyrównał Vinicius. Na uwagę w tej sytuacji zasługiwał „pass” Luki Modricia, który podał wcześniej do Mbappe. Real Madryt w trzy minuty odrobił straty. Było 2:2.

Było widać, że Borussia chce tylko cudem przetrwać, a Real poczuł krew. Po 80. minucie dopełnił dzieła zniszczenia. Najpierw w 83. minucie na 3:2 trafił po kapitalnej akcji Lucas Vasquez, który zrehabilitował się po słabej pierwszej części. Napędziłą go opaska kapitańska, którą założył po zejściu z murawy Luki Modricia. Później Vinicius udowodnił, że wręczona mu za tydzień (prawdopodobnie) Złota Piłka będzie zasłużona. W 86. i 93. minucie ustrzelił Gregora Kobela, który był bezradny. Hat-trick Brazylijczyka był prawdziwą ozdobą spotkania.

Real Madryt w drugiej połowie oddał aż 19 strzałów, w tym siedem było celnych. Borussia Dortmund sama się podłożyła i pozwoliła na takie ataki. Zaczęła wyglądać jak trzecioligowiec, który przyjechał na Puchar Hiszpanii po lekcję piłki. Została skarcona za brak odwagi i murowanie za wszelką cenę, które do tego było bardzo dziurawe i nieumiejętne – świadczy o tym xG Realu na poziomie 2.24 z samych tylko drugich 45 minut.

Real w tym sezonie ma duży problem z wejściem w mecz. Zazwyczaj podopiecznym Carlo Ancelottiego nie wychodzą pierwsze połowy. Tak też było dzisiaj. Wynik 0:2 to był łagodny wymiar kary. Po przerwie ten madrycki lew budzi się już do życia. Wciąż jednak jest dużo do poprawy. Wciąż także Bellingham nie na na koncie bramki. W sobotę „Los Blancos” czeka słynne „El Clasico” z Barceloną. Z kolei w następnej kolejce Champions League zagra z Milanem.

fot. PressFocus