Wilk syty i owca cała? Barcelona znowu wygrała, ale Espanyol się nie poddał

03.11.2024

Po roku przerwy do kalendarza rozgrywek La Ligi wróciły derby Katalonii. Pierwsze z nich odbyły się na Estadio Monjuic, a rywalizowały z sobą oczywiście FC Barcelona i Espanyol. Ostatecznie zwycięsko z meczu przeciwko lokalnemu rywalowi wyszedł zespół „Blaugrany” – podopieczni Hansiego Flicka zwyciężyli 3:1. 

Przedmeczowe pochwały

3 listopada corocznie obchodzone są tak zwane „Hubertowiny”, czyli święto patrona myśliwych. Swoje zdobycze z niedawnej gali Złotej Piłki (i nie tylko) jeszcze przed pierwszym gwizdkiem meczu z Espanyolem zaprezentowała także piłkarka (Aitana Bonmati) oraz zawodnicy (Lamine Yamal i Robert Lewandowski).

Najbardziej prestiżowe trofeum należało zdecydowanie do Bonmati, która zgarnęła główną nagrodę już po raz drugi z rzędu. Niedawno została najlepiej zarabiającą piłkarką świata. Uhonorowano także 17-letniego Yamala – laureata nagrody dla najbardziej obiecującego piłkarza na świecie. Brawa od kibiców zgromadzonych tego niedzielnego popołudnia na Monjuic powędrowały także dla Polaka – Roberta Lewandowskiego. Napastnikowi oficjalnie wręczono nagrodę dla najlepszego zawodnika października w La Lidze.

Normalności ciąg dalszy

Już od pierwszych minut spotkania, zgodnie z przewidywaniami, to po stronie podopiecznych Hansiego Flicka spoczywała inicjatywa w tym meczu. „Blaugrana” stwarzała sobie okazje, a najbliżej strzelenia gola dwukrotnie był Dani Olmo. Hiszpan najpierw próbował strzału z główki, a chwilę później także zza pola karnego. Oba pomysły okazały się jednak nieskuteczne.

Do trzech razy sztuka – to przysłowie po raz kolejny sprawdziło się w stu procentach. W 11. minucie meczu gola na 1:0 dla FC Barcelony strzelił właśnie Olmo. Popisał się kapitalnym strzałem wprost pod poprzeczkę bramki Espanyolu. Oprócz wspaniałego wykończenia, przy okazji omawiania bramki na 1:0 nie można pominąć roli Lamine’a Yamala. Młokos idealnie odnalazł kolegę z zespołu i podał… zewnętrzną częścią stopy. Taki sposób zagrania piłki jest niesamowicie trudny technicznie. Yamal od kilku dobrych miesięcy pokazuje jednak, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.

11 minut później sytuacja Espanyolu była jeszcze gorsza. Wynik na 2:0 dla FC Barcelony podwyższył bowiem Raphinha, który po raz kolejny (tydzień temu zrobił to samo z Realem Madryt) pokonał bramkarza rywali lekkim lobem. Podobnie jak w przypadku bramki na 1:0, kluczowa okazała się być rola asystenta – w tym przypadku chodzi o Marca Casado. Pomocnik „Blaugrany” jednym podaniem całkowicie spenetrował szyki defensywne Espanyolu i idealnie w tempo dostarczył piłkę do brazylijskiego skrzydłowego. Niedawno zrobił to też w El Clasico, podając tam do Lewandowskiego.

Barcelona skarciła marzenia

Po golu na 2:0 swój moment miał zespół gości. Dzięki składnej akcji piłkę do siatki skierował Jofre. Sędziowie VAR we wcześniejszej fazie akcji dopatrzyli się jednak minimalnego spalonego. Anulowana bramka spowodowała, że zespół Barcelony został zasilony kolejnym zastrzykiem motywacji.

Zaowocowało to w 31. minucie, kiedy to zmianę układu cyfr na tablicy wyników sprowokował ten, który otworzył worek z bramkami – Dani Olmo. Tym razem Hiszpan popisał się strzałem z dystansu, który wreszcie znalazł drogę do bramki Espanyolu. Uderzenie to mogło być szczególnie niewygodne dla Joana Garcii. Był to mocny strzał o niskim torze lotu. Taka mieszanka okazała się zabójcza dla bramkarza Espanyolu, którego w tej sytuacji śmiało można uznać za bezradnego. Barcelona miała rywala na łopatkach po pół godziny gry.

Mister spalony i „tryb eko”

Kwadrans po przerwie na Estadio Monjuic kibice po raz kolejny wybuchnęli radością. Powód okazał się być… dość dziwny, gdyż jeszcze przed chwilą gola strzelili piłkarze Espanyolu. Po kolejny po interpretacji VAR-u dopatrzono się spalonego zawodnika gości. Łapanie rywali w pułapkę ofsajdową stało się jednym ze znaków rozpoznawczych Barcelony Hansiego Flicka. Najlepiej widać to było podczas ubiegłotygodniowego El Clasico – wówczas defensorzy „Blaugrany” aż… osiem razy przechytrzyli napastnika Realu Madryt – Kyliana Mbappe.

Wspomnienia wspomnieniami, ale w końcu zespół Espanyolu dopiął swego i w 63. minucie meczu gola na 1:3 strzelił Javi Puado. Z perspektywy czasu należy stwierdzić, że ekipa gości jak najbardziej zasługiwała na tę bramkę. Na początku drugiej połowy FC Barcelona grała bowiem ospale i ze zbyt dużą pewnością siebie – można wręcz powiedzieć, że pychą. „Papużki” zasłużyły na pochwałę, że nie poddały się mimo bardzo złego wyniku.

Osowiałe towarzystwo rozruszać próbował Robert Lewandowski, który groźnie uderzył z dystansu. Po mocnym strzale Polaka interweniować zdołał jednak Joan Garcia. Od tego momentu praktycznie do końca meczu spotkanie toczyło się raczej w środku pola, „Blaugrana” mozolnie rozgrywała kolejne ataki pozycyjne, a te kończyły się stratą – i tak w kółko. Ostatecznie więc „żołnierze Flicka” zwyciężyli 3:1, umacniając swoją pozycję na fotelu lidera La Ligi. Dziesięć strzałów (trzy celne) oraz dwie nieuznane bramki sprawiają, że można pochwalić zespół gości. Nie była to totalna dominacja Barcelony, ale tryb ekonomiczny.

Lewandowski się poświęcił?

To nie był dzień Lewandowskiego, który po raz pierwszy od siedmiu meczów FC Barcelony nie wpisał się na listę strzelców. Brak gola nie jest jednak do końca winą Polaka, gdyż w meczu przeciwko Espanyolowi  nie otrzymywał wielu podań od kolegów, którzy w poprzednich meczach o wiele chętniej asystowali.

Tego popołudnia na Monjuic Lewandowski dwukrotnie oddawał strzał na bramkę rywala i zaliczył dokładnie 37 kontaktów z piłką. Praca „dziewiątki” reprezentacji Polski w dużej mierze była jednak niewidoczna. Napastnik wiele razy robił miejsce kolegom i absorbował uwagę obrońców Espanyolu – najlepiej było to widać przy golu Daniego Olmo na 3:0, kiedy to Polak delikatnie i subtelnie przepchnął jednego z defensorów rywali. Właśnie to zagranie dało Hiszpanowi więcej miejsca przed polem karnym, co w konsekwencji przełożyło się na gola.

fot. screen Twitter/X