Sporting niesamowity, a Gyokeres fantastyczny. Manchester City na deskach

Napisane przez Mariusz Orłowski, 05 listopada 2024
Viktor Gyokeres świętuje hat-tricka

To był wspaniały występ Sportingu, ale… w drugiej połowie. Podopieczni Rubena Amorima zmiażdżyli Manchester City aż 4:1 i udowodnili swoją wielką jakość. O ile „The Citizens” nieźle grali w pierwszych 45 minutach, tak na drugie nie wyszli na boisko. Viktor Gyokeres pokazał wielką klasę i skompletował hat-tricka, a mógł mieć na koncie nawet cztery bramki, bo zmarnował setkę. Niesamowity wieczór Sportingu w Lidze Mistrzów. 

Mecz z podtekstami

Był to mecz z podtekstami, ponieważ można go było traktować trochę niczym… derby Manchesteru, bowiem Rubem Amorim jest już oficjalnie szkoleniowcem Manchesteru United, ale rozpocznie pracę dopiero w trakcie zgrupowania na kadry. Do tego Bernardo Silva i Ederson grali w przeszłości w lokalnym rywalu – Benfice, a Portugalczyk nie ukrywa sympatii do czerwonej części Lizbony. Co więcej, nowym dyrektorem sportowym „The Citizens” jest obecny dyrektor „Lwów”, czyli Hugo Viana. Będzie on musiał zastąpić legendarnego Txikiego Begiristaina.

Poza tym Pep Guardiola w sezonie 2021/22 zmiażdżył Sporting Rubena Amorima w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Już po pierwszym meczu w Lizbonie (5:0) sprawa awansu była przesądzona. Teraz jest to już inny, bardziej dojrzały Sporting, a przede wszystkim legitymujący się niebywale fantastycznym bilansem w lidze 10-0-0. Oprócz tego także „Lwy” przystępowały do tego starcia niepokonane w Champions League.

Manchester City za to przeciwnie – przegrał ostatnio z Bournemouth 1:2, choć mógł stracić co najmniej trzy bramki więcej. „Obywatele” są w naprawdę marnej formie. Nie pomagają też urazy, ale jakoś ta gra się nie klei, a i każdą łatwą kontrą można ich ugryźć. Co chwilę Bournemouth robiło to z Kyle’em Walkerem, dlatego Anglik po prostu nie mógł wystąpić, bo żenującym występem na to nie zasłużył.

Gyokeres dwa razy się nie myli

Pep Guardiola zaskoczył i wystawił w podstawowym składzie Jahmaia Simpsona-Puseya. Młody stoper dopiero co zadebiutował w Carabao Cup, wchodząc na 15-20 minut i był powszechnie za ten występ chwalony. Jest to trochę pokłosie kontuzji na pozycji środkowego obrońcy. Ruben Dias wypadł aż do przerwy międzynarodowej. Niedostępny jest także John Stones, dlatego to właśnie młody Anglik grający na co dzień w Premier League 2 stworzył parę stoperów z Manuelem Akanjim.

Co mogło zaskakiwać? Że Manchester City bardzo łatwo znajdował przestrzenie do gry. Znajdujący się w przeciętnej formie Phil Foden wyglądał niczym w swoich najlepszych momentach. To właśnie on trafił do siatki już w 4. minucie i piłkę sam sobie odzyskał. Wydaje się jednak, że Franco Israel powinien ten strzał obronić, bo trochę niepotrzebnie rzucił się w ciemno.

Viktor Gyokeres w pierwszej sytuacji sam na sam fatalnie się pomylił i próbował… podcinką pokonać Edersona. Tylko, że Brazylijczyk się nie ruszył, a Szwed się tym strzałem ośmieszył. Długo pozostawało to jedyną akcją gospodarzy w meczu. Normalnie to „The Citizens” dominowali. Gyokeres się zrehabilitował, wybijając piłkę z linii bramkowej. W innej sytuacji Erling Haaland próbował uderzenia z woleja. Sporting bardzo słabo krył, a Norweg dochodził do sytuacji z łatwością. W jednej z akcji niezwykle pewnie czujący się Phil Foden zagrał nawet piętką, a strzał Bernardo minimalnie minął słupek.

Gyokeres pokazał, że dwa razy się nie myli i w drugiej sytuacji świetnie wyszedł do prostopadłej piłki, wykorzystał to, że młody obrońca Pusey byłod niego za daleko, potem jeszcze z łatwością sobie z nim poradziłi pokonał Edersona. Mimo bardzo słabych statystyk i przeciętnej gry, Sporting miał korzystniejszy rezultat na jaki zasługiwał: 3-11 w strzałach, a 2-5 w celnych.

Manchester City rozbity w trzy minuty

Sporting po trzech minutach drugiej połowy prowadził 3:1. Zaskoczył już po 19 sekundach – tuż po wznowieniu. Wystarczyło raptem kilka podań, piękna prostopadła piłka od Pedro Goncalvesa do Maximiliano Araujo, a ten uderzył pomiędzy nogami Edersona. Kiedy goście jeszcze nie zdążyli się otrząsnąć po stracie, to… otrzymali drugi cios. Tym razem Trincao wbiegł w pole karne z prawej strony i został pchnięty przez Josko Gvardiola. Był na wygranej i dużo lepszej od Chorwata pozycji, dlatego też sędzia nie mógł tego uznać za walkę bark w bark. Do jedenastki podszedł Viktor Gyokeres i podwyższył na 3:1.

Manchester City nie mógł się pozbierać po takich dwóch szybkich gongach i grał dużo słabiej w drugiej połowie. Świadczy o tym zaledwie jeden strzał celny. Do prądu mógł podłączyć „Obywateli” trochę szczęśliwie podyktowany rzut karny za rękę Ousmane Diomande, ale w 69. minucie Erling Haaland go zmarnował, uderzając z całej siły w poprzeczkę. Niewiele wychodziło gościom w drugiej połowie. Za to bliżej było strzelenia kolejnego gola przez Sporting. Mógł to zrobić Gyokeres.

Co się odwlecze, to nie uciecze i w idiotyczny sposób przeciwnika sfaulował Matheus Nunes, szarpiąc go za rękę. Do piłki podszedł znów Viktor Gyokeres i pewnie pokonał Edersona, dopełniając dzieła zniszczenia. Portugalski zespół wygrał drugą połowę aż 3:0 i był w niej zespołem o klasę lepszym. Strzelił dwa szybkie gole, a później w pełni kontrolował sytuację i na niewiele pozwolił. Pep Guardiola nie miał żadnego pomysłu i za wielu alternatyw, dlatego nawet nie dokonywał zmian. Wszedł Kevin De Bruyne, ale po to, by trochę potruchtać po powrocie z kontuzji.

fot. screen Canal Plus

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka = hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa".