„Ostatnie miesiące to niemal szaleństwo” – wywiad z Markiem Dragoszem, trenerem reprezentacji Polski w ampfutbolu

12.09.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 13:57

W ubiegły weekend reprezentacja Polski w ampfutbolu wygrała turniej AMP Futbol Cup 2019, który został zorganizowany w Warszawie. W finałowym starciu podopieczni Marka Dragosza pokonali Rosję – mistrza świata z 2012 roku. O sukcesie w tych rozgrywkach, promocji przyszłorocznych mistrzostw europy w Krakowie, ale również o podróżach do Afryki porozmawialiśmy z trenerem kadry, Markiem Dragoszem. 

Marek Dragosz to prawdziwa wizytówka ampfutbolu w Polsce. Z kadrą jest bowiem od początku funkcjonowania. Razem z reprezentacją sięgnął po brązowy medal mistrzostw Europy w 2017 roku. Praca w kadrze nie jest jedynym zajęciem szkoleniowca. Marek Dragosz prowadzi także fundację „Keepers Foundation”, która wspiera upowszechnianie sportu. Niejednokrotnie Marek Dragosz meldował się w afrykańskich krajach, gdzie starał się dzielić swoją wiedzą, wyciągając tym samym dłoń do osób, które mogą zacząć swoją przygodę z piłką. Zapraszamy do rozmowy z selekcjonerem reprezentacji, który nie tylko dzieli się swoimi spostrzeżeniami po sukcesie na turniej AMP Futbol Cup, ale również wypowiada się o sytuacji ampfutbolu w Polsce oraz opowiada o swoich podróżach do Afryki.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Zwycięstwo w Amp Futbol Cup 2019 to wielki sukces dla naszej reprezentacji. Można porównać tą wygraną z medalem brązowym na mistrzostwach Europy?

Bardzo dziękuję. Gratulacje należą się wszystkim związanym z ampfutbolem ludziom ciężko pracującym i dokonującym trudnych wyborów. To prawda czekaliśmy na zwycięstwo w tym prestiżowym turnieju wiele lat, więc smakuje naprawdę szczególnie. Mimo to osobiście nie porównałbym go do medalu na mistrzostwach Europy. To była jednak impreza rangi mistrzowskiej. Podobnie jak światowy czempionat.

Nie ma co ukrywać w tym roku na turnieju, największym rywalem była Rosja. W końcu udało się pokonać wschodnich sąsiadów. Jaki był konkretny plan na ten mecz?  

Każdy z rywali postawił nam wysokie wymagania. Mimo wysokich wyników wskazujących na łatwe zwycięstwa w każdym z tych spotkań pracowaliśmy mocno na sukces. I z tego jestem bardzo zadowolony, bo dawniej zdarzały nam się spotkania, w których z teoretycznie słabszym rywalem dostosowywaliśmy się do niego. Od jakiegoś czasu nie mamy już z tym problemu.

Rosja? Były, wielokrotny mistrz świata rzeczywiście wydawał się faworytem całego turnieju i naszym najpoważniejszym rywalem. Mierzyliśmy się z nim wielokrotnie i nigdy nie schodziliśmy z boiska jako zwycięzcy. Tym razem jednak zagraliśmy konsekwentnie, byliśmy zdyscyplinowali w każdym sektorze boiska i cholernie skuteczni. A reszta niech pozostanie tajemnicą szatni (śmiech).

Pod koniec finałowego spotkania doświadczyliśmy niesamowitych emocji. Rosja złapała kontakt po drugim golu. Pojawiła się w pana głowie obawa, że mecz może skończyć się nieszczęśliwie? 

Nie. Byłem pewien wygranej i sprawiedliwości – byliśmy lepszym zespołem i zasłużyliśmy na triumf. Paradoksalnie cieszę się, że właśnie takich emocji doświadczyliśmy. Gładka wygrana mogłaby spowodować, że obrośniemy w piórka. A przed nami jeszcze mnóstwo pracy. To, że wygraliśmy w takich okolicznościach tylko nas wzmocni i przy okazji przegoni demony z ćwierćfinału w Meksyku. Oczywiście w szatni śmialiśmy się, że takich myśli trudno było uniknąć. Tym większy szacunek dla zawodników, iż udało się powstrzymać nerwy i zakończyć mecz wygraną.

W 2020 roku organizujemy wielką imprezę, mistrzostwa Europy w Krakowie. Czy Pana zdaniem promocja ampfutbolu idzie w odpowiednim kierunku? Dużo osób zaczyna angażować się w tę dyscyplinę. Ambasadorami są reprezentanci polski. Dziennikarz Michał Pol często stara się nagłaśniać ampfutbol. Taką wisienką na torcie są chyba gratulacje od samego prezydenta, Andrzeja Dudy? 

– Tak, mistrzostwa w Krakowie to wydarzenie szczególne. Dla mnie jako Krakusa nie tylko dlatego, że jestem trenerem tego zespołu. Grać we własnym mieście to na pewno coś szczególnego. Jestem pewien, że miasto i organizatorzy zadbają o świetną promocję tego turnieju. Co prawda nie mogę sobie wyobrazić jej skali, bo to co się dzieje w ostatnich miesiącach to niemal szaleństwo. Ale jeśli kibice mogą oszaleć na punkcie ampfutbolu jeszcze bardziej to nie mam nic przeciwko. I tutaj wielkie ukłony dla wszystkich, którzy pomagają – i tych z pierwszych stron gazet i tych, których widujemy nieco rzadziej. Ambasadorzy, sponsorzy, dziennikarze, kibice… każdy z nich robi dla nas wspaniałe rzeczy. Jestem absolutnie z dala od polityki, ale niezależnie od tej postawy, słowa uznania od głowy państwa muszą i budzą mój szacunek.

Do samych mistrzostw Europy jeszcze trochę czasu, jednakże ma pan już zapewne jakieś założenia odnośnie do tej imprezy. Walczymy o najwyższy cel? 

Pracujemy spokojnie i realizujemy nakreślony plan. To wymaga sumiennej pracy nie tylko zawodników, ale również zarządu i nade wszystko sztabu. Mam jednak ogromną przyjemność pracować ze wspaniałymi ludźmi, więc o wykonanie planu jestem spokojny. Chcemy grać o najwyższe cele. Oczywiście to tylko sport i niczego w nim nie można być pewnym niemniej przed własnymi kibicami, we własnym kraju, znając własną wartość trudno zakładać inne cele. Inną rzeczą jest, że nie wyobrażam sobie abym miał założyć coś innego. Przecież to mistrzostwa kontynentu. Jak sama nazwa wskazuje każdy przyjeżdża tam aby je wywalczyć.

***

Ampfutbol w Polsce to nie tylko reprezentacja. Mamy również rozgrywki ligowe, w których mierzą się cztery zespoły – Kuloodporni Bielsko-Biała, Legia Warszawa, Husaria Kraków oraz Miedziowi Polkowice. Razem z Markiem Dragoszem poruszyliśmy kwestię ligowych zmagań.

***

W naszej ekstraklasie walczą cztery drużyny. Czy selekcjonerowi mniejsza liczba drużyn w lidze pomaga w wyborze do kadry, czy wręcz przeciwnie? 

Myślę, że ten stan posiadania to tak naprawdę realne odzwierciedlenie tych lat, które mamy za sobą. Ale wierzę, że jeszcze przed mistrzostwami Europy to się zmieni. Mamy sporo sygnałów z wielu miejsc w kraju, że utworzenie nowych ośrodków jest w bardzo zaawansowanej fazie. I odpowiadając na pytanie – to byłoby nieocenione. Im więcej klubów, im więcej zawodników tym silniejsza kadra. Im więcej miejsc szkolących dzieci i młodzież tym bardziej ciekawa przyszłość.

Patrząc na rozwój ligi na przestrzeni ostatnich lat, mamy szanse wskoczyć na poziom rozgrywek taki, jaki jest w Turcji czy Rosji? 

Jestem pewien, że tak ale to moim zdaniem kwestia systemowych rozwiązań. Masowości sportu niepełnosprawnych, nie tylko ampfutbolu. Zaangażowania najmłodszych, którzy mogą go uprawiać, dostępności obiektów, przekazu medialnego, edukacji, zapewne także źródeł finansowania.

Często podróżuje pan do Afryki. W jakim afrykańskim kraju pana zdaniem istnieje duży potencjał?

Według mnie wiele z afrykańskich krajów ma bardzo podobny potencjał. W każdym rodzą się uzdolnione dzieciaki. Różnica wytwarza się nieco później. Pozbawione sensownego treningu, infrastruktury czy związanego z tradycjami piłkarskiego „klimatu” nie rozwijają się tak, jak ich rówieśnicy z innych części kontynentu. Jestem pewien, że na ulicach stolic Botswany czy Zambii grają w piłkę tak samo jak w Nigerii czy Ghanie.

W ostatnich kilku, kilkunastu latach paru zawodników chociażby z Wybrzeża Kości Słoniowej zapukało do światowego futbolu. Do tej pory nie doświadczyliśmy w europejskim futbolu piłkarzy z Rwandy. Z Tanzanii jest natomiast tylko Mbwana Samatta, który gra w Genk. Czy według pana jest szansa, by coś zmieniło się w tej materii? 

Coś jest nie tak. Byłem na meczu Rwandy z Tanzanią w kwalifikacjach Pucharu Narodów, oglądałem mecze ligowe i poziom był fatalny, choć oczywiście miejscowi kibice przeżywali bardzo. Koloryt rozgrywek to jednak nie to samo co ich poziom. Szansę widzę, bo doświadczyłem miejsc gdzie zapotrzebowanie na wiedzę jest ogromne. Choćby warsztaty dla bramkarzy w Kigali, stolicy Rwandy. Trenowało ich jednocześnie… osiemdziesięciu. Dla mnie szok. Ale daliśmy radę. Tak samo wspominam seminarium dla trenerów w Tanzanii. Jednak na to by system i regularność objęły cały kraj, federację, trenerów a potem przyniosły efekty potrzebny jest ogrom czasu.

Jaki jest powód, że piłkarze z tych wspomnianych krajów nie zabłysnęli specjalnie na europejskiej scenie? 

Choć talentów tam nie brakuje, to efekt braków w piłkarskiej edukacji i szkoleniu. Tam nie ma nawet szczególnych pomysłów na coś, co można by nazwać systemem szkolenia, dlatego tamtejsi piłkarze jako 16, 17-latkowie są bardzo do tyłu w stosunku do rówieśników – nie tylko z Europy, ale też innych części Afryki. Z kolei młodzi ludzi mają tam nieprawdopodobne zdolności motoryczne, wrodzone cechy, taki dar od Boga. Jednak nie poparte pracą nad ich kształtowaniem i rozwojem, nad wiedzą taktyczną, nie przydadzą się na zbyt wiele. Mimo to mam wrażenie, że ludzie tam chcą się uczyć, doświadczać. Jednak z pewnością to nie są całe struktury. Raczej pojedyncze miejsca i ludzie.

Gdyby mógł pan sięgnąć pamięcią do swoich wszystkich podróży. W jakim kraju futbol zrobił na panu największe wrażenie i dlaczego?

Największe wrażenie niezmiennie robi na mnie polski ampfutbol. Pewnie dlatego robię to już ósmy rok. Przez jego szczerość, niezmanierowane wartości, tempo gry i autentyczną chęć reprezentowania kraju bez względu na wszystko. A gdzieś indziej? Z tych samych powodów uwielbiam małe afrykańskie ośrodki z dzieciakami grającymi boso na czerwonej ziemi, z tą prawdziwą pasją w oczach, z wiarygodną miłością do futbolu. Tak było w najbiedniejszych częściach Afryki – w Czadzie, w Burundi, tak też w innych krajach piłkarsko mocniej rozwiniętych jak Nigeria, Kamerun czy RPA. Naprawdę nie ma reguły. Widziałem taką piłkę nożną, widziałem też ogromny rozmach w bogatych krajach azjatyckich. To tez może zrobić wrażenie. Ja jednak jestem starej daty. Bardziej łapią mnie za serce te szczere, niepozorowane, naturalne sceny piłkarskie z Czarnego Lądu.

Odwiedza pan Afrykę, robiąc wiele dobrego. Często mówi się, że z takiej działalności i pomocy wiele wyciągnąć może również człowiek, którzy czyni to dobro. Czy w przypadku pana jest podobnie?

O to czy czynię dobro trzeba zapytać ludzi, których odwiedzam. Staram się dać im tyle mogę, poświęcić z siebie tyle ile umiem, dotrzeć tam gdzie tylko się uda. Na pewno jest tak, że ogromnie na tym korzystam, w środku siebie. Nabrałem dystansu do wielu rzeczy i spraw. Szczególnie materialnych. Cieszę się relacjami, rozmowami, wspólnym spędzaniem czasu i każdym dniem w zdrowiu moich bliskich.

Rozmawiał: Wojciech Gancarz

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!