Manchester City znowu się ośmieszył. Co za come back – Feyenoord z 0:3 na 3:3!

Napisane przez Mariusz Orłowski, 26 listopada 2024

Manchester City znowu się skompromitował. Tym razem nie przegrał, ale wypuścił prowadzenie 3:0. Kiedy wydawało się, że spokojnie dopisze trzy punkty i przełamie fatalną passę, to błąd popełnił Josko Gvardiol, podłączając Feyenoord do prądu. Tak zaczął się kapitalny comeback gości, którzy strzelili jeszcze dwa gole i zremisowali 3:3. 

Ogromny kryzys

Manchester City jest bardzo łatwy do uderzenia każdą kontrą. Jedni są kontuzjowani, inni bez formy, pozostali dopiero wracają po urazach, brakuje też jakościowych zmienników. Phil Foden trafia tylko w mało istotnych meczach ze słabymi przeciwnikami, Erling Haaland więcej marnuje niż wykorzystuje, skrzydłowi (Savinho, Grealish, Doku) liczbowo nie istnieją, Ruben Dias oraz Rodri są niedostępni i ich brakuje najbardziej. Kyle Walker mierzy się z kłopotami prywatnymi, które całkowicie pogrążyły go jako piłkarza.

„Sky Sports” przedstawił brutalną statystykę, która obnaża zarówno jakość kreacji w akcjach ofensywnych, jak i dziurawą obronę. Otóż Manchester City w Premier League mniej wielkich szans wykreował (36) niż przyjął na swoją bramkę (37). To wszystko sprawiło, że kolejne porażki nie są przypadkiem, a już ostatnia z Tottenhamem to totalny blamaż. Nieco ironiczny pozostaje fakt, że Ederson wpuścił cztery gole, a i tak zagrał dobry mecz. Była to piąta porażka z rzędu. Pep Guardiola nigdy nie był w takim kryzysie.

Feyenoord w lidze holenderskiej radzi sobie… tak średnio. Z bilansem 8-4-1 zajmuje 4. pozycję. Z ostatnią formą jest już lepiej, bo to trzy zwycięstwa z rzędu, ale początek sezonu był beznadziejny – trzy remisy w czterech starciach i to z Willem II, Spartą Rotterdam czy FC Groningen. Dwie z trzech ekip znajdują się w okolicach strefy spadkowej, a Willem II to 10. miejsce w Eredivisie.

Haaland potrzebował karnego na przełamanie

Manchester City bardzo aktywnie, szybko i intensywnie rozpoczął, chcąc zażegnać kryzys. Starał się szybko wymieniać piłkę i podchodził wysokim pressingiem, próbując wywalczyć piłkę na połowie rywala i już w pierwszych pięciu minutach takie odbiory zaliczyli Rico Lewis i Matheus Nunes. Pierwszy strzał oddał w drugiej minucie Ilkay Gundogan, ale został zablokowany.

W 10. minucie Erling Haaland zmarnował świetną okazję – wygrał pojedynek główkowy i uderzył w słupek po miękkiej „wcince” od Manuela Akanjiego. Być może piłka wpadłaby do siatki, ale trafiła od słupka w Timona Wellenreuthera – golkipera gości. Manchester City chciał szybko otworzyć wynik. Chwilę później znów przejął piłkę na połowie Holendrów i Bernardo Silva wrzucił na woleja Jackowi Grealishowi, lecz ten trafił akurat w Phila Fodena. Anglik za to przeplatał proste straty piłki i złe decyzje z przebijaniem się przez szyki gości. Mógł też strzelić gola zza pola karnego, ale dobrze interweniował Wellenreuther.

W 32. minucie była pierwsza groźna sytuacja Feyenoordu, lecz za szybko strzelił Paixao. Gdyby lepiej przymierzył, to mógłby technicznym strzałem przelobować Edersona, a strzelił mu prosto w „koszyk”. Manchester City przełamał się dopiero z rzutu karnego. Erling Haaland został kopnięty przez Quintena Timbera, a później sam pewnie wykonał jedenastkę. „The Citizens” do przerwy schodzili z jednobramkowym prowadzeniem.

Worek się rozwiązał

Matheus Nunes oddał strzał z ostrego kąta w 49. minucie, ale czujny przy słupku był Timon Wellenreuther i wybił piłkę na rzut rożny. Akurat po nim mieliśmy bramkę Ilkaya Gundogana. Doświadczony pomocnik miał szczęście, bo bez zastanowienia uderzył z woleja wybitą piłkę, a ta po drodze odbiła się jeszcze od Davida Hancko i zmyliła bramkarza. Gdyby nie ten rykoszet, to Timon Wellenreuther by obronił. Dla Gundogana to dopiero druga bramka w tym sezonie – nie jest on bowiem w najlepszej formie.

W trzy minuty rozwiązał się worek z bramkami. W 53. minucie skrzydłem popędził Matheus Nunes, dostając piłkę w tempo od Ilkaya Gundogana i dograł ją później do Erlinga Haalanda, a ten wślizgiem podwyższył wynik. Olbrzymi ładunek emocjonalny zszedł z gospodarzy. Norweg cieszył się razem z Nunesem po tym trafieniu tak, jakby trafił z bardzo silnym przeciwnikiem i to na 1:0. To tylko pokazuje, jak „The Citizens” potrzebowali takiego przełamania (którego ostatecznie nie było). Chwilę później Josko Gvardiol uderzył po zamieszaniu w polu karnym, a następnie mecz mocno się uspokoił i wpadł w dość senne tempo.

Co też zrobił Feyenoord!

Manchester City  w 76. minucie… sam podarował rywalom prezent. To kolejny już „wielbłąd” Josko Gvardiola, który bezsensownie podniósł piłkę i podał do przeciwnika. To on zawalił też dwa gole z Tottenhamem. Wściekał się po tym błędzie przy linii Pep Guardiola. Anis Hadj Moussa kontynuuje świetną passę, bo to jego czwarty mecz z bramką z rzędu. Feyenoord na tym nie poprzestał i strzelił jeszcze dwa gole!

W 82. minucie do siatki trafił z bliska klatką piersiową Santiago Gimenez, a właściwie to został nabity przez… słupek po dziwnej sekwencji zdarzeń – wrzutka Lotomby, rykoszet, kolano Edersona, słupek i wreszcie klatka Meksykanina. To był dla niego ważny moment, bo właśnie wrócił po dwumiesięcznej kontuzji biodra. Na boisku pojawił się w 72. minucie i dziesięciu potrzebował, by wpisać się na listę strzelców.

A później… Manchester City zastawił kiepską pułapkę ofsajdową, Ederson wyszedł na spacer i został okiwany przez Igora Paixao. Ten posłał podcinkę na dalszy słupek, a piłkę uderzył nabiegający z impetem David Hancko i Etihad Stadium zostało uciszone. Manchester City w końcówce miał jeszcze strzał w poprzeczkę, ale został skarcony za błędy i zachowawczość, natomiast Holendrzy pokazali wielki charakter. To szósty mecz bez zwycięstwa „The Citizens”, ale przynajmniej szósty mecz z rzędu nie został przegrany.

Fot. screen Canal Plus Sport

Nie ma social mediów, ponieważ ich... nie potrzebuje. Pisanie o piłce nożnej traktuje jako odskocznię, lecz nie ma ambicji dziennikarskich, pracując w IT. Piłka = hobby. Od 2008 fan Barcelony. Jeden z sezonowców City "przez Pepa".