Gorące info
Mecz Polek pobił rekord oglądalności!

Arsenal lepszy w hicie – Czerwone Diabły z porażką 0:2

Napisane przez Gabriel Stach, 04 grudnia 2024

Arsenal nie zawiódł oczekiwań kibiców i odniósł kolejne zwycięstwo w sezonie ligowym 2024/2025. Tym razem klub ze stolicy Anglii okazał się lepszy od Manchesteru United, pokonując ich przed własną publicznością 2:0. „Kanonierzy” znów udowodnili, że są królami stałych fragmentów, głównie rzutów rożnych. Warto odnotować, iż po pierwszej, nużącej połowie, mało kto spodziewał się tak dobrego widowiska w drugich 45 minutach.

Arsenal z trzema punktami

Po ostatnich dwóch pogromach nad Sportingiem w Lidze Mistrzów (5:1) oraz West Hamem w Premier League (5:2), w środowy wieczór Arsenal pokazał się z dobrej strony i dopisał do swojego dorobku kolejne trzy punkty, pokonując w pojedynku 15. kolejki ligowej Manchester United przed własną publicznością. Choć pierwsza połowa nie porwała tłumów, to w drugiej części meczu na Emirates Stadium, ekipa „Kanonierów” pokazała się z bardzo dobrej strony i ostatecznie zwyciężyła 2:0 po trafieniach defensorów – Jurriena Timbera oraz Williama Saliby. Oba padłu po kornerach.

Arsenal XI:

David Raya – Jurrien Timber, William Saliba, Jakub Kiwior, Oleksandr Zinchenko (71′ Mikel Merino) – Martin Odegaard (90’ Jorginho), Thomas Partey, Declan Rice – Bukayo Saka, Kai Havertz, Gabriel Martinelli (71′ Leandro Trossard).

Manchester United XI:

Andre Onana – Matthijs de Ligt, Harry Maguire (59′ Leny Yoro), Noussair Mazraoui – Diogo Dalot, Bruno Fernandes, Manuel Ugarte, Tyrell Malacia (46′ Amad Diallo) – Mason Mount (59’ Marcus Rashford), Alejandro Garnacho (59′ Joshua Zirkzee) – Rasmus Hojlund (79′ Antony).

Arsenal próbuje

Spotkanie na Emirates Stadium w Londynie zaczęło się z wysokiego C, albowiem już w czwartej minucie piłka po strzale Gabriela Martinelliego wylądowała w siatce „Czerwonych Diabłów”. Radość gospodarzy nie trwała jednak zbyt długo, bo gol nie został uznany – Kai Havertz znajdował się wcześniej na spalonym. Arsenal chwilę później ponownie mógł wyjść na prowadzenie, ale świetną okazję zmarnował Thomas Partey, który fatalnie spudłował po podaniu Declana Rice’a. Poza tymi dwoma okazjami, w meczu nie działo się zbyt wiele i fani byli świadkami dość monotonnej i powolnej gry z obu stron.

Jeśli mowa o grze Manchesteru w pierwszych kilkunastu minutach, to Matthijs de Ligt i spółka mieli spore problemy, aby zrobić cokolwiek na połowie „Kanonierów”. W 22. minucie zakotłowało się pod bramką gości, ale Onana ostatecznie wypiąstkował piłkę i zażegnał niebezpieczeństwu. Z upływem czasu obraz gry nie ulegał zmianie – obie ekipy grały bardzo ostrożnie i badały się wzajemnie, na czym też cierpiało widowisko tego spotkania. W 29. minucie zapachniało z kolei samobójczym trafieniem Maguire’a. Poza tym… raczej nudy. W defensywie rządził też Mazraoui.

Co prawda „Czerwone Diabły” co jakiś czas zapędzały się głębiej w pole karne londyńczyków, ale David Raya nie był zmuszony do jakichkolwiek interwencji. Pojedynek zdawał się nużyć z każdą kolejną minutą, co w rezultacie sprawiło, że fani zaczęli już na kilka minut przed przerwą opuszczać swoje miejsca, udając się najpewniej do bufetu, gdzie więcej emocji z pewnością zapewniały im rozmowy i wybór napojów na drugą część spotkania.

Niespodziewanie w 43. minucie Jakub Kiwior popełnił fatalny błąd, który mógł zakończyć się golem gości – Polak podał prosto pod nogi Dalota, który huknął minimalnie obok słupka. Koniec końców pierwsze 45 minut zakończyło się bezbramkowym remisem. Zaledwie pięć strzałów (trzy Arsenalu i dwa Man United) i wszystkie niecelne – nie była to najlepsza reklama Premier League.

Arsenal z trzema punktami dzięki obrońcom

Po wznowieniu gry w drugiej części spotkania gospodarze zaczęli bardzo odważnie i „siedli” na gości. Już po trzech minutach byli o centymetry od zdobycia bramki – Declan Rice mimo dużego zamieszania w polu karnym zdołał uderzyć piłkę, lecz trafił nad poprzeczką, po tym jak w ostatniej chwili Mason Mount zdołał jeszcze musnąć futbolówkę. Koniec końców w 54. minucie kibice na Emirates Stadium w końcu doczekali się upragnionego gola!

Aktywny w tym starciu Rice dograł idealnie z rzutu rożnego do Jurriena Timbera, który wygrał walkę w powietrzu i z raptem metra czy dwóch musiał tylko musnąć piłkę głową. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później rozjuszony Arsenal ponownie ruszył z atakiem – najpierw szczęścia próbował Odegaard, po czym chwilę później na listę strzelców mógł wpisać się Saka, który uderzył mocno przy słupku, jednakże Onana poradził sobie z uderzeniem Anglika. Manchester United nie zamierzał tylko stać bezczynnie – w 58. minucie Diogo Dalot mógł zapewnić wyrównanie, ale uderzył tuż przy spojeniu…

Około 61. minuty zapachniało samobójczym trafieniem Zirkzee, ale w ostatniej chwili piłkę z linii bramkowej wybił Ugarte. Tempo gry rosło i tak jak w pierwszej połowie brakowało emocji, tak druga część meczu zapewniła fanom wielkie widowisko – w 67. genialną interwencją popisał się z kolei David Raya, który pofrunął w bramce i wybronił groźny strzał de Ligta.

Koniec końców to Arsenal ponownie odnalazł drogę do bramki. W 73. minucie na listę strzelców wpisał się William Saliba, który wykorzystał podanie Thomasa Parteya, strzelając gola w nieco dziwnym stylu. Kolejny rzut rożny. United było przy tych stałych fragmentach bezradne jak dzieci we mgle. Stało się już raczej jasne, że nic złego tu „Kanonierom” nie grozi. Na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem mogło być już 3:0, ale Havertz koncertowo zmarnował dogranie Odegaarda.

W 86. minucie goście z United mogli odpowiedzieć golem kontaktowym, lecz wprowadzony w drugiej połowie Antony uderzył zbyt czytelnie i zmarnował świetną okazję. W odpowiedzi Jakub Kiwior dograł do Trossarda, który w ostatniej chwili został zablokowany. Ostatnie minuty w Londynie to zabawa gospodarzy i pełna kontrola. Koniec końców „Kanonierzy” zasłużenie zdobyli trzy punkty i pokonali Manchester United 2:0 po bramkach defensorów. W drugiej połowie oddali aż 11 uderzeń, a sześć z nich było celnych.

Fot. Screen X/TheEuropeanLad