Wojciechowski: Cieszy mnie to, że strzelam ważne bramki, a nie tylko podbijam swoje statystyki

20.09.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 13:47

Wielu polskich piłkarzy wyjeżdżało z kraju, ale nie wszystkim kariera potoczyła się na zachodzie tak, jakby sobie tego wymarzyli. Jednym z takich zawodników jest Paweł Wojciechowski, który w wieku 17 lat wyjechał do Hiszpanii. Później miał wejście smoka do holenderskiej Eredivisie, by zahaczyć również o… Białoruś. Dodatkowo w swoim CV ma aż trzy krajowe puchary w różnych państwach i spore przejścia za sobą. Teraz jest czołowym strzelcem II ligi i chyba właśnie w Górniku Łęczna znalazł spokój, o którym nam opowiada.

Ostatnio rozmawiałem z Arkadiuszem Onyszko i przekonywał mnie, że młodzi zawodnicy, jeśli mają możliwość wyjazdu zagranicznego, to powinni z tego skorzystać, jak najszybciej. Ty jesteś przykładem takiej osoby, która szybko wyjechała. Czy dzisiaj z perspektywy czasu podjąłbyś inną decyzje?

Paweł Wojciechowski: Ja bym na pewno nie postąpił inaczej, ale mój przykład jest na pewno o tyle specyficzny, że ci zawodnicy, którzy zostali tutaj w Polsce, w moim wieku, wielu z nich ta kariera rozwinęła się bardziej od mojej. Przykładem niech będzie Mateusz Klich czy Artur Sobiech, gdzie wcześniej graliśmy w młodzieżowych reprezentacjach, tak oni później przez Ekstraklasę wyjechali dopiero na zachód, a ja wcześniej. Mi się nie powiodło może przez kontuzje, może z różnych innych względów, o których pewnie długo można byłoby dyskutować. Chciałbym jednak, żeby młodzi zawodnicy wyjeżdżali, bo mogą się wiele więcej nauczyć w tym wieku, jeśli chodzi o szkolenie w klubach zagranicznych.

Czytając twoje poprzednie rozmowy wspominałeś, że nauczyłeś się wiele piłkarskich aspektów, ale również takich życiowych. Bo na pewno dla 17-letniego chłopaka musi to być w jakimś stopniu szok. Wyjeżdża do nowego kraju, są nowi ludzie, inny język, nie ma już obok kolegów, rodziców itd.

Tak, ale to zależy od człowieka, chociaż u mnie nie trwało to długo, bo ja od zawsze chciałem wyjechać. Może dla mnie było to prostsze, ale to jest indywidualne podejście każdego chłopaka, bo jeśli rodzice nie będą współpracować, jeśli on sam nie będzie do końca przekonany, wtedy może to nie wyjść na dobre.

Gdy wyjechałeś do Hiszpanii przeżyłeś szok?

W ogóle nie było czegoś takiego, bo zawsze potrafię się odnaleźć w takich sytuacjach, mimo że nie znałem języka. Pamiętam mój pierwszy obiad z chłopakami, gdzie oni nie potrafili w ogóle po angielsku rozmawiać, ja już miałem jakieś podstawy angielskiego, chociaż w szkole się go nie uczyłem, bo miałem zawsze niemiecki. Usiadłem z nimi, wsłuchiwałem się o czym oni rozmawiają, ale też trzeba pamiętać, że Hiszpanie są tacy, że więcej gestykulują podczas obiadu niż machają widelcem, więc trwało to jakieś półtorej godziny. Swoje jedzenie skończyłem w 15-20 minut, a później siedziałem i słuchałem, mimo że nie wiedziałem zbytnio o czym gadają. Jednak z każdym dniem wyłapywałem kolejne słówka i po miesiącu, dwóch, mogłem się już na podstawowym poziomie dogadać.

Dzięki swojej karierze kilka tych języków poznałeś.

Tak, nie była to nigdy bariera dla mnie. Najgorzej szło mi z holenderskim, ale byłem tam 4,5 roku, więc ostatecznie złapałem ten język i się nim posługuje bez kłopotu. Ale poza tym hiszpański, rosyjski poznałem na Białorusi i mam też żonę stamtąd. Języki to jest coś, co zostaje u człowieka do końca życia i tego nikt mi nie zabierze.

W ostatnim tygodniu widziałem dyskusje na Twitterze o obcokrajowcach, którzy nie chcą się u nas uczyć języka polskiego, a chodziło o bramkarza VIVE Kielce Andreasa Wolfa, który mimo niedługiego okresu spędzonego w Polsce był w stanie wyjść i porozmawiać po polsku w wywiadzie. Dla kontrastu podam jednak przykład Leandro z Górnika Łęczna, który bardzo dobrze mówi w naszym języku.

Podtrzymuje to trochę, chociaż powiem w ich obronie tyle, że język polski jest trudnym językiem, więc nie wymagałbym od nich, żeby nie wiadomo jakich wywiadów udzielali, ale te podstawy z szacunku dla kraju, w którym się gra powinni opanować.

Choćby tyle, żeby rozumieli, co do nich trener mówi, bo już to pomoże w codziennej pracy.

Dokładnie! Uważam, że to dla kogoś, kto jest już pół roku powinien potrafić.

Jeśli już rozmawiamy o twoich zagranicznych wojażach, to początek miałeś wyśmienity w Heerenveen, dla którego strzeliłeś gola w debiucie przeciwko AZ Alkmaar, a tam Sergio Romero w bramce, w obronie Kew Jaliens, Hector Moreno, dalej Mounir El Hamdaoui, Graziano Pelle czy na ławce trenerskiej Louis van Gaal. Chyba musiało trochę zaszumieć po takim golu i nie mówię nawet o jakiejś sodówce, ale nawet w takim pozytywnym znaczeniu.

Nawet nie, bo to też się bardzo szybko działo. Tak naprawdę dwa tygodnie przed debiutem zacząłem trenować z pierwszym zespołem i nieskromnie powiem, że miałem bardzo dobre wejście do drużyny. Wyróżniałem się na treningach, byłem w formie, strzelałem gole, więc nie nawet nie było to dla mnie zaskoczeniem, że trener wystawił mnie w podstawowym składem, bo wiedziałem, że mi dobrze idzie. Strzeliłem bramkę, trafił się jednak też uraz, wypadłem na dwa tygodnie. Wiedziałem jednak w jakiej jestem formie, wiedziałem, co muszę zrobić, żeby się to udało. Debiut debiutem, ale czułem, że jestem w stanie to zrobić.

Uraz swoje zrobił czy bardziej to, że wypadłeś z rytmu sprawiło, że do końca sezonu niewiele grałeś?

Trudno powiedzieć. Wiesz występ przeciwko AZ Alkmaar to była moja dobra forma, ale była też kontuzja kogoś z zespołu, a to też jest „potrzebne”, żeby dostać szansę. Pamiętam, że mój kolega z Brazylii poszalał dwa tygodnie wcześniej na imprezie, o czym dowiedział się trener i odsunął go od składu na to spotkanie.

Czy chodziło o Paulo Henrique? Bo on też ma bogate CV i ciekawą karierę.

Tak, o niego chodziło. Opowiem ci, że jeszcze była taka sytuacja, gdy pobalował dwa dni przed meczem z Feyenoordem, a później wyszedł i strzelił dwa gole, więc jemu to najwidoczniej nie przeszkadzało. Ale też dzieki temu ja dostałem swoją szansę. Tam wypadł również Daniel Pranjic, ale później wrócili i ja musiałem wrócić na ławce, bo to też byli tacy zawodnicy, którzy mieli podstawowy skład w Heerenveen.

Heerenveen nieco przypomina wielkością miasta Łęczną, ale otoczka jest niesamowita, bo kibiców ma mnóstwo i potrafi wypełnić stadion.

Jeśli dobrze pamiętam, miasto jakieś 20-25 tysięcy mieszkańców, a stadion mieścił 26 tysięcy ludzi i zawsze był pełny! Teraz śledzę nadal losy i mają „kłopot” z frekwencją, bo przychodzi tam tylko 16 tysięcy (śmiech). Bo to też małe miasteczko i po prostu potrzebują kibiców przyjeżdżających z całej Fryzji, żeby zapełnić obiekt. Jest dużo kibiców w okolicy.

Myślę, że też duża różnica była, jeśli chodzi o otoczkę i infrastrukturę pomiędzy Polską a Holandią, gdy wyjeżdżałeś, a zastanawia mnie, jak sytuacja na Białorusi wyglądała.

Zanim przejdę do Białorusi, powiem, że wtedy – między Polską a Holandią – były spore różnice w stadionach, boiskach treningowych itd. Teraz to zanikło, bo po mistrzostwach Europy mamy niesamowite stadiony i do wielu nie można się niczego doczepić. Jeśli chodzi o Białoruś, faktycznie to kuleje. Stadiony i boiska treningowe są na wiele niższym poziomie. Jednak miasta nie pomagają, prezydent woli hokej od piłki nożnej, więc są dwa przepiękne stadiony hokejowe niczym w NHL – oszklone z zewnątrz i wygląda to niesamowicie. Boisk piłkarskich jest mało, BATE ma nowy stadion, Dynamo Mińsk też się dorobiło stadionu, ale to jest połączony z bieżnią lekkoatletyczną, więc kuleje to nadal.

Po kilku latach spędzonych na zachodzie, wyjazd na Białoruś był jakimś szokiem?

Wydaje mi się, że nie. Oczywiście spotkałem dziwne miejsca, jak np. gdy z toalety trzeba było korzystać na stojąco, nawet na stacjach benzynowych. Nie wiem, ja z uśmiechem podchodziłem do takich rzeczy, bo takie nowości to kolejne doświadczenie życiowe zdobyte i tyle. Poznałem fantastycznych ludzi, więc cieszy mnie, że mogłem tam być.

Patrząc na twoją karierę i osiągnięcia, jesteś pod jednym względem unikatowym piłkarzem, bo zdobyłeś puchar krajowy w trzech różnych państwach.

Znalazłem się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Nie we wszystkich miałem duży udział, jednak wspomnienia zostają.

Wielokrotnie zmieniałeś kluby, żyłeś na walizkach i czy teraz Górnik Łęczna to klub i miejsce, gdzie mógłbyś zostać na dłużej?

Powiem tak, ja zmieniałem kluby, bo szukałem swojego miejsca. Chciałem się czuć doceniany przez działaczy, trenera i jeśli tego nie było, to szukałem nowego miejsca. Tutaj w Łęcznej jest inna sytuacja, bo mam już rodzinę i muszę myśleć też o żonie. Mam kontrakt z Górnikiem do końca czerwca, jeśli dogadam się z zarządem to zostanę, jeśli nie to trudno. Takie jest życie piłkarza i nie będę mógł się użalać nad sobą. Nie wiem czy bym chciał, gdzieś wyjeżdżać znowu, bo dobrze się czuje w Górniku, chciałbym strzelać dla niego kolejne bramki, więc zobaczymy, co przyniesie przyszłość, bo takie jest nasze życie. Mamy swoje umowy i też z czegoś trzeba żyć.

Można było zauważyć w twojej karierze pewną prawidłowość. Masz już 29 lat, a tak naprawdę mało było takich sezonów, w których rozegrałeś większość meczów i dopiero, gdy tak się stawało, wtedy strzelałeś trochę tych goli. Gdy grałeś mniej, gdy były kłopoty, brakowało goli.

Na pewno, bo to jest sport wyczynowy, naprzeciw mnie też są zawodnicy, którzy trenują mocno i jeżeli nie masz zdrowia, nie masz fizyczności, to trudno jest przeciwko rywalom pokazać swoje zalety na boisku. Tak było w Chrobrym Głogów, o czym mówiłeś. Zagrałem cały sezon i były to udane rozgrywki dla mnie.

Miałeś też okazje pracować z trenerem Mamrotem.

Tak jest i bardzo miło pamiętam tamtą współprace. To był też mój pierwszy sezon zagrany w całości, ponad 30 spotkań.

A miałeś już wtedy 25 lat…

25 albo 26 lat. Nikt nie zaprzeczy, że zdrowie jest bardzo ważne. Cieszę się, że teraz właśnie mi dopisuje zdrowie i oby tak dalej.

W ubiegłym sezonie miałeś dobre statystyki – 21 meczów i 10 goli – chociaż też miałeś przerwę, która wydłużyła zimowe „wakacje”.

No tak, łąkotka się odezwała i trzeba było przejść zabieg i tyle.

Bardzo dobrze rozpocząłeś obecny sezon, podobnie jak drużyna i zauważyłem pewną prawidłowość – strzelasz gole, które mają duży wpływ na punkty Górnika. Oczywiście strzelenie gola przy wyniku 5:0 jest ważne, ale myślę, że radość z decydujących trafień jest jeszcze większa. Liczyłem, że w obecnym sezonie bez twoich goli Górnik miałby o 9 punktów mniej, a w ubiegłych rozgrywkach aż 13!

Nawet nie wiem czy nie za mało powiedziałeś. Bo coś kojarzę, że liczyłem i może więcej?

Akurat liczyłem przed rozmową i właśnie takie liczby wyszły odejmując twoje gole od końcowych wyników, co oczywiście jest pewnym uproszczeniem, bo gdy np. odejmiemy gola na 1:0 od wyniku 2:2, to też różnie mogłoby się to potoczyć.

Tak mówię z pamięci. Wiem o tym, bo patrzyłem na takie statystyki i cieszy mnie to, że strzelam ważne bramki, a nie te mało znaczące podbijające tylko moje statystyki, tylko takie, które dają zwycięstwa drużynie. Co jest najważniejsze, nigdy nie cieszą bramki tak, jak strzelasz w zwycięskim meczu.

Sam o tym wspominałeś po swoim dublecie na Widzewie i remisie.

Super strzelić gola przy takiej otoczce, myślę, że też euforia drużyny po pierwszym i drugim golu pokazała, jak się z nich bardzo cieszymy, ale pozostał niedosyt, bo wyjechaliśmy tylko z jednym punktem.

A propos euforii, widać ją było po zwycięskim golu Przemysława Banaszaka przeciwko Resovii. Wy też wyrastacie na taką drużynę, która w tym sezonie lubi sobie utrudnić życie, bo tracicie gole jako pierwsi, a później mimo tego potraficie wygrywać.

No tak było w ostatnich trzech meczach, które graliśmy. Mnie cieszy, co innego, a mianowicie to, że potrafimy skupić się na swoich założeniach, które mamy i na grze. Ten wynik nie psuje naszej koncepcji gry, mimo to że tracimy gola jako pierwsi, później dążymy do tego, żeby strzelić, wyrównać i wygrać. Nasz mecz ze Zniczem Pruszków pokazał, że byliśmy stroną dominującą w całym meczu. Oczywiście były groźne sytuacje ze strony rywala, ale potrafiliśmy zapanować nad meczem, mieliśmy piłkę pod kontrolą i prowadziliśmy grę. Żaden z nas nie miał przed oczami wyniku, tylko zadania, które trzeba wykonać na boisku i to może cieszyć.

Takie zwycięstwa też szybciej budują morale zespołu. Wiadomo, że przyjemnie jest wygrać bezproblemowo 2:0, ale jeśli kilka razy potrafisz odmienić losy spotkania, potrafisz się podnieść, to też jest ważne.

Pokazujemy, że drużyna ma charakter, nie przejmuje się pierwszym straconym golem. To nie jest tak, że wszystko się rozpada jak domek z kart, tylko dalej walczymy. Chcemy naprawdę pokazać, że stać nas na wiele w tym sezonie.

W szatni jest też ważna osoba związana z Górnikiem, czyli Sergiusz Prusak. Co prawda trener bramkarzy, ale znając jego charakter i temperament, domyślam się, że dba nie tylko o bramkarzy, ale i o cały zespół.

Może ty mi możesz o nim coś opowiedzieć, bo ja znam Sergiusza rok czasu i wiem, że jest długo w Łęcznej.

Chodzi mi o to, że zawsze był taką osobą, która brała odpowiedzialność za zespół. W końcu był kapitanem, a poza tym był bardzo zżyty z klubem, z kibicami i był jednym z nielicznych, który po nieudanych meczach mówił konkretnie, co nie poszło, a jeśli coś zawalił, to również wychodził i mówił o tym szczerze. Po prostu było wiadomo, że on tą szatnię trzyma.

Sergiusz jest bardzo emocjonalnym człowiekiem i widać to nawet przy jego roli trenera bramkarzy. Żyje na ławce podczas meczu, on buduje część atmosfery w szatni i zespole. Jest szczerą osobą, nie owija w bawełnę, mowi jak jest. Ważna osoba dla nas i nie ma co ukrywać.

To też plus, że jest w drużynie i wokół niej kilka osób, które są z Górnikiem od kilku lat. Mówiliśmy o Prusaku, do tego dyrektor sportowy – Veljko Nikitović.

Myślę, że to jest bardzo dobre, bo nawet biorąc przykład z tej Holandii. Tam wielu były piłkarzy pełni rolę czy dyrektora sportowego, czy trenera. Obejmują rolę w klubach, bo znają to od środka, wiedzą z czym to się je, wiedzą jak budować piłkę i u nas tez by się to przydało. W Ajaksie przez wiele lat nic się nie działo, nie było sukcesów, a teraz wszyscy o nich mówią, bo byli o krok od finału Ligi Mistrzów. Tam jest Marc Overmaars jako dyrektor sportowy, Edwin van der Saar jest w klubie, był Denis Bergkaamp, był Patrick Kluivert, który odszedł do PSG. Dlatego cieszy mnie to, że i w Górniku są osoby, które miały coś wspólnego z piłką i klubem, w którym grali.

Wiadomo, że też ich zaangażowanie rośnie, bo to nie jest dla nich zwykłe miejsce pracy, mimo że nie pochodzą stąd.

No jasne, bo zostawili tutaj część swojego życia.

Przeczytałem wywiad z tobą sprzed kilku lat i czuć było żal, że nikt się nie zainteresował tobą, gdy odchodziłeś z Holandii

Może trochę inaczej, bo mi chodziło o czas, gdy chciałem wrócić do Polski, jeśli o tym samym wywiadzie mówimy. Będąc 4,5 roku w Holandii nie spędzałem tam czasu na rwaniu tulipanów. Myślę, że wyjechałem stamtąd z jakimś sukcesem, jak już mówiliśmy o pucharze, strzelałem dużo bramek w rezerwach, czyli coś jak nasza Młoda Ekstraklasa. Nie było żadnego klubu, który jakkolwiek się zainteresował mną i to było dziwne dla mnie, bo miałem 22-23 lata i myślałem, że będę pokazać się tutaj i pomóc jakiemuś zespołowi w Polsce, odbudować się po jednej poważnej kontuzji. A jednak nie! Musiałem szukać na Białorusi, więc to było i jest dla mnie dziwne do dzisiaj. Nie wiem dlaczego tak się stało.

Zgaduje, że może twój szybki wyjazd i brak możliwości zaistnienia w świadomości ludzi w Polsce oraz to, że nie wszyscy się interesowali zagranicą.

Sam mówisz, że się nie interesowali, a to jest ich zadanie, żeby śledzić. Ja nie wracałem na piłkarską emeryturę, odcinać kupony, tylko w sile wieku, gdzie można było wiele ze mnie wycisnąć.

Trochę podobna sytuacja do kariery Piotra Parzyszka, który też grał w Holandii za młodu, a po wielu latach wrócił do Polski i świętował mistrzostwo z Piastem.

No tak, pamiętam Piotra z drugiej ligi holenderskiej. Bramkostrzelny zawodnik, który pokazał, że warto stawiać na ludzi. On jest związany z Polską, mimo wielu lat spędzonych w Holandii. Nie jest stary, strzelał gole, nawet na poziomie pierwszej ligi w Holandii, więc to jest dobry kierunek dla naszych klubów.

Mam wrażenie, że wielu zawodnikom, którzy wyjechali w młodym wieku na zachód i którym się nie powiodło, później często jest dużo trudniej wrócić. Pierwszy przykład z regionu, Kamil Oziemczuk, który wyjechał do Auxerre, teraz gra w Hetmanie Zamość, mimo że piłkarsko to jest naprawdę dobry grajek.

Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Mam wrażenie, że w Polsce siła fizyczna, szybkość odgrywa dużo większą rolę od przygotowania technicznego, taktycznego. Wielu trenerów stawia to ponad walory piłkarskie i to mnie kłuj w oczy. Piłka nożna powinna iść na wzór holenderski, gdzie gra się otwartą piłkę, oczywiście z pewnymi zasadami, pamiętając o obronie. Napastnicy strzelają tam dużo goli, pomocnicy mają dużo asyst i potem odchodzą za dużo większe pieniądze niż u nas. A my to przede wszystkim nie stracić bramki i zagrać z kontry.

To co mówisz, że u nas patrzy się na przygotowanie motoryczne, a mimo tego zawodnicy wyjeżdżający na zachód mówią, że tam się trenuje dużo ciężej.

Moim zdaniem ciężej się trenuje, tak jest. Tylko, że to wszystko jest przeniesione na boisko z piłkami. To nie jest suche bieganie, jakieś interwały, tylko przeniesione w gry. Nawet dzień przed meczem były takie gry na pobudzenie, 3×3, 4×4, tego nikt się nie bał. W Polsce jednak dzień czy dwa przed meczem już jest obawa, żeby nikomu nic się nie stało i wszyscy byli maksymalnie wypoczęci. Tam też o wiele wyższa jest intensywność w treningu.

Przede wszystkim dużo więcej gry z przeciwnikiem, mniej formy ścisłej.

Tak, ale ja też uogólniam. Poznałem też wielu dobrych trenerów w Polsce, którzy dążą do tego, by wyglądało to u nas lepiej. Po prostu trochę zaokrąglam to.

Gdy wspomniałem o rozmowie z Arkiem Onyszko. Wiadomo, że on jest trenerem bramkarzy, ale zapytałem go, dlaczego możemy mieć po kilku zawodników na różnych pozycjach na wysokim poziomie, ale takiego Piotra Zielińskiego mamy jednego. On wspomniał np. o wysokim stopniu indywidualizacji treningu bramkarskiego. Czy np. w Holandii jest dużo czasu poświęconego na treningi indywidualne?

Nie przypominam sobie, żeby tam jakoś szczególnie wiele czasu było na to poświęcane. Jeśli mówimy o Piotrze Zielińskim, to jest on niewątpliwie talentem, taki diament u nas. Jeżeli chodzi o Holandię, to tam dużo więcej przykłada się uwagi do gry pozycyjnej, w ten sposób się rozwijasz. Kontratak nie rozwija ciebie piłkarsko, tak jak umiejętność posiadania piłki, wychodzenie spod pressingu, gra na małej przestrzeni. Tego jest naprawdę wiele, człowiek się nawet nad tym nie zastanawia. Mieliśmy bardzo dużo gry na utrzymanie, małych „dziadków” i zawodnik musi podejmować szybko decyzje, dobrze przyjąć – pierwszy kontakt z piłką jest kluczowy i lepszy, bo jeśli nie, to ktoś tobie zabierze piłkę i ty za nią biega. Właśnie to pozwala rozwijać nam się piłkarsko, a nie kontry.

Kończąc i zmieniając wątek. Jesteś obecnie etatowym wykonawcą rzutów karnych w Górniku, a tak delikatnie zauważę, że twój poprzednik – Patryk Szysz – sporo na tym skorzystał, bo trochę goli strzelił, a teraz strzela w Ekstraklasie.

To jest presja na zawodniku i np. bardzo ważny był dla mnie rzut karny w meczu z Resovią, gdzie poprzedniego karnego nie wykorzystałem z GKS-em Katowice. Będąc pod presją też się rozwijasz, ale trzeba wziąć to w swoje ręce. Tak w ogóle, rozmawiałem z Patrykiem na temat tego karnego z Gieksą i śmiał się, że powinienem przyjść do niego na korepetycje, bo był bardzo skuteczny z tego stałego fragmentu. Z tego, co pamiętam nie strzelił tylko raz, w bardzo ważnym meczu w Siedlcach w I lidze. Chciałbym zachować taką skuteczność jak Patryk i pomóc w ten sposób zespołowi. Cztery karne w dziewięciu meczach to sporo, ale w ten sposób można zamieniać to na punkty.

Oglądałem właśnie magazyn skrótów II ligi i tam było…

Ile? 11 rzutów karnych w ostatniej kolejce. Było bardzo dużo i w ogóle tak mi się kojarzy, że w tym sezonie jest ich wiele. Też Marcin Robak chyba cztery strzelił rzuty karne i wszystkie strzelił. Widać, że to jest ważne.

Rozmawiał: Rafał Szyszka

Fot. Facebook Górnik Łęczna