Wielkie widowisko i siedem bramek. Tottenham pokonał Manchester United w Pucharze Ligi
Cóż to był za mecz! Tottenham po niezwykle emocjonującym pojedynku pokonał w ćwierćfinale Carabao Cup ekipę Manchesteru United 4:3. Choć pierwsza połowa przyniosła fanom tylko jedno trafienie, to drugie 45 minut było prawdziwą kanonadą strzelecką w wykonaniu „Kogutów” i „Czerwonych Diabłów”.
Grad bramek w Londynie, Tottenham gra dalej
Kibice, którzy zdecydowali się oglądać spotkanie Tottenhamu z Manchesterem United z pewnością nie żałowali wyboru tego wielkiego widowiska! Choć pojedynek miał różne twarze, to ostatecznie zwycięstwo przypadło Spurs. Jeśli mowa o bramkach w tym jakże ekscytującym boju, to na listę strzelców wpisali się – Solanke (2), Kulusevski i Son dla „Kogutów”, zaś dla „Czerwonych Diabłów” strzelali: Zirkzee, Diallo oraz Evans.
Warto nadmienić, iż trener Ruben Amorim zdecydował się dokonać w sumie pięciu korekt w składzie – szansę gry otrzymał przede wszystkim turecki bramkarz Altay Bayindir i… cóż, nie spisał się najlepiej. Jeśli mowa o ekipie „Spurs”, to w porównaniu do wygranej 5:0 z Southampton w ostatniej kolejce Premier League, Ange Postecoglou zmienił dwóch graczy. W jakich składach wystąpiły oba zespoły? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Tottenham XI: Fraser Forster – Pedro Porro, Radu Dragusin, Archie Gray, Djed Spence (90’ Sergio Reguilon) – Papa Matar Sarr, Yves Bissouma – Dejan Kulusevski, James Maddison (79’ Lucas Bergvall), Son Heung-min – Dominic Solanke.
Manchester United XI: Altay Bayindir – Leny Yoro, Victor Lindelof (46′ Jonny Evans), Lisandro Martinez – Noussair Mazraoui, Christian Eriksen (56′ Kobbie Mainoo), Manuel Ugarte (72′ Alejandro Garnacho), Diogo Dalot – Antony (56′ Amad Diallo), Bruno Fernandes – Rasmus Hojlund (56′ Joshua Zirkzee).
Manchester United na przygotowania do kolejnego wyzwania w tym sezonie będzie miał niewiele czasu, albowiem już w najbliższą niedzielę zmierzy się na własnym podwórku z AFC Bournemouth o 15:00 w Premier League. Jeśli zaś mowa o Tottenhamie, to czeka go kolejna arcytrudna przeprawa – 22 grudnia przed własną publicznością podejmie liderów angielskiej ekstraklasy, czyli Liverpool. Początek o 17:30.
Tottenham lepszy w pierwszych 45 minutach
Spotkanie rozpoczęło się w miarę spokojnie i żadna ze stron nie decydowała się na żadne groźniejsze ataki, starając się najpierw wybadać przeciwnika. W siódmej minucie Manchester starał się zaskoczyć Tottenham kontrą z udziałem Christiana Eriksena i Rasmusa Hojlunda, ale gospodarze skutecznie obronili się przed niebezpieczną sytuacją. Tempo gry rosło i choć to goście przeważali w dużej mierze, to po kwadransie gry piłka w końcu wylądowała w… ich siatce.
W 15. minucie starcia w Londynie na silny strzał zza pola karnego zdecydował się Pedro Porro. Golkiper „Czerwonych Diabłów” zdołał wybić piłkę przed siebie, co jednak skończyło się fatalnie, bo dopadł do niej Dominic Solanke, który nie miał najmniejszego problemu ze strzeleniem gola z niewielkiej odległości.
Podopieczni Rubena Amorima błyskawicznie próbowali odpowiedzieć na straconą bramkę – szczególnie niebezpieczny był Christian Eriksen, który napędzał akcje kolegów i był bardzo aktywny. W 25. minucie Duńczyk mógł zapewnić wyrównanie, ale piłka po jego rzucie wolnym przeleciała tuż nad poprzeczką.
Już kilkadziesiąt sekund później Tottenham odpowiedział akcją Dejana Kulusevskiego, który świetnie zachował się w polu karnym, odwrócił się z piłką i huknął na bramkę, lecz na posterunku stał Bayindir. Manchester co prawda budował składne i groźne akcje, lecz w decydujących momentach brakowało skuteczności i wykończenia. Po kilkunastu minutach dominującej gry gości Spurs ponownie przejęli inicjatywę, ale nie byli w stanie przekuć tego w sytuacje podbramkowe.
Pierwsze 45 minut zakończyło się skromnym prowadzeniem „Kogutów” 1:0. Co prawda „Czerwone Diabły” nie prezentowały się źle, ale w przeciwieństwie do gospodarzy brakowało im skuteczności pod bramką.
Tottenham nokautuje „Czerwone Diabły”
Któż by się spodziewał, że początek drugiej połowy będzie tak ekscytujący i jednostronny zarazem. Raptem kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry Tottenham przeprowadził zabójczą akcję, którą wykończył Kulusevski, strzelając na 2:0. Kto jednak powiedział, że gospodarze odpuszczą po dwubramkowym prowadzeniu?
Man on fire 🔥 pic.twitter.com/7FILxHu1FF
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) December 20, 2024
Spurs idąc za ciosem, chcieli jak najszybciej dobić swoją zwierzynę. Manchester momentami dłużej utrzymywał się przy piłce, ale w 53. minucie na „Czerwone Diabły” spadł kolejny cios – Dominic Solanke z łatwością trafił na 3:0, zabawiając się wcześniej z defensywą. Wydawać się mogło, że przy stanie 3:0, Christian Eriksen i spółka nie będą mieli już nic do powiedzenia, ale „Bóg Futbolu” miał inne zamiary.
Po upływie godziny gry zespół Amorima przebudził się i zaczął grać jak z nut – w 64. minucie błąd bramkarza i do siatki trafił wprowadzony po przerwie Joshua Zirkzee. Trafienie Holendra okazało się kluczowe, albowiem w gości wstąpiły nowe siły i to oni rozdawali karty. Raptem sześć minut później drugiego gola dla „Czerwonych Diabłów” strzelił utalentowany Amad Diallo, po tym jak kolejny żenujący błąd przed własną bramką popełnił Forster, który już dwukrotnie w tym spotkaniu nagrodził przeciwników prezentami pod choinkę.
W 75. minucie Tottenham zadrżał, albowiem powinno być już 3:3. Bruno Fernandes zagrał idealnie do Noussaira Mazraouiego, który uderzył po dalszym rogu. Strzał co prawda był minimalne niecelny, ale wprawił gospodarzy ponownie w osłupienie. „Diabły” nie odpuszczały i nacierały na bramkę „Kogutów”, dwojąc się i trojąc w celu zdobycia upragnionego wyrównania. Na osiem minut przed końcem Diallo huknął na bramkę, lecz tym razem Forster nie popełnił błędu, choć obrona tego strzału sprawiła mu sporo problemów.
Kiedy wydawało się, że gol na 3:3 jest kwestią czasu, to niespodziewanie Tottenham zadał ostateczny cios – Son Heung-min podszedł do rzutu rożnego i zdobył bramkę na 4:2 bezpośrednio z niego, wprawiając cały stadion w stan euforii. Emocji nie brakowało, czego potwierdzeniem było trafienie na 4:3 w 95. minucie za sprawą Jonny’ego Evansa. Nie starczyło już czasu na powalczenie o remis. Ostatecznie wynik nie uległ już zmianie i po niezwykle emocjonującym starciu to zespół Postecoglou zwyciężył, co oznacza awans do półfinału Pucharu Ligi.
Sonny's Olimpico 🤯 pic.twitter.com/8BL6Jg1A1B
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) December 20, 2024
SKRÓT MECZU:
Fot. Screen X / TheEuropeanLad