Chelsea nie wykorzystała szansy. Bezbramkowy remis na Goodison Park

Napisane przez Mikołaj Duda, 22 grudnia 2024
Chelsea - Everton

Chelsea na Goodison Park jechała z nadzieją na zwycięstwo, które przynajmniej na parę godzin dawałoby jej fotel lidera. Nie mniej ważny to był mecz dla Evertonu, walczącego o utrzymanie w Premier League. Na koniec żadna z drużyn nie mogła być  do końca usatysfakcjonowana i mecz na oczach wyjątkowego widza zakończył się bezbramkowym remisem. Oznacza to, że strata ,,The Blues” do Liverpoolu najprawdopodobniej wzrośnie, a przewaga ,,The Toffees” nad strefą spadkową może zrobić się jeszcze mniejsza. 

Przed meczem: Chelsea zdecydowanym faworytem

Everton przed meczem nie był w zbyt ciekawej sytuacji. Po rozegranych 15 ligowych spotkaniach zajmował dopiero 16. miejsce z niewielką przewagą nad strefą oznaczającą spadek do Championship. Poza spotkaniem z przedostatnim w Premier League Wolves piłkarze z Goodison Park nie zaznali smaku zwycięstwa od połowy października. Sean Dyche musiał wykazać się wyjątkowymi umiejętnościami motywacji, żeby jego podopieczni uwierzyli , że w najbliższym czasie to się zmieni. Po starciu z Chelsea w terminarzu widnieją pojedynki z Manchesterem City i rewelacją tego sezonu, Nottingham Forest.

Zupełnie w odmiennych nastrojach do spotkania przystępowali zawodnicy Chelsea. Wiedzieli, że zwycięstwo w Liverpoolu przynajmniej do wieczora zagwarantuje im miejsce na pozycji lidera. Nawet, jeśli szybko je stracą to będą naciskać na lokalnych rywali Evertonu. „The Blues” mogą mówić o bardzo przystępnym terminarzu i dużej szansie na kontynuację swojej dobrej passy. Ostatnie osiem meczów w Premier League przed wyjazdem na Goodison Park to sześć wygranych i dwa remisy.

Jeszcze lepiej poszło im w fazie ligowej Ligi Konferencji. Kompletnie zdominowali te rozgrywki i żadnemu z przeciwników nawet nie pozostawili złudzeń, kto jest drużyną z europejskiej czołówki, a kto z drugiego czy z trzeciego rzędu. Piłkarze Enzo Maresci wygrali każdy z sześciu pojedynków międzynarodowych i bezproblemowo zajęli pierwsze miejsce w tabeli, przez co unikną gry w 1/16 finału i do rywalizacji na wiosnę przystąpią dopiero od następnej fazy rozgrywek. Są głównymi faworytami do końcowego zwycięstwa finału, który odbędzie się na Tarczyński Arena we Wrocławiu i każdy inny rezultat, niż triumf Londyńczyków trzeba będzie traktować jako sensację.

Do przerwy remis. Bliższa otworzenia wyniku była Chelsea

Od początku bardzo niebezpieczny dla defensywy gospodarzy był Cole Palmer. Już w trzeciej minucie indywidualnie przebiegł kilkadziesiąt metrów i zdecydował się na strzał, jednak piłka przeleciała obok bramki Jordana Pickforda. Zawodnikom obu stron mocno przeszkadzał porywisty wiatr. Mieli przez to problemy z celnością swoich podań i nawet wykonywaniem stałych fragmentów gry.

Mecz w swojej pierwszej fazie zdecydowanie nie porywał. Dużo intensywności, walki w środku pola, często nieprzepisowych zagrań. Brakowało tylko większej chęci do gry w piłkę i stwarzania dobrych szans strzeleckich. Częściej pod pole karne przeciwnika zapuszczali się piłkarze Chelsea, jednak nie wynikało z tego zbyt wiele. Naprawdę groźnie zrobiło się dopiero w 25. minucie. Szybki atak gości, płaskie dogranie Cole’a Palmera i w wymarzonej sytuacji znalazł się Nicolas Jackson. Tylko Senegalczyk wie, jak nie skierował piłki do siatki, a trafił prosto w bramkarza Evertonu.

Pięć minut później po dośrodkowaniu z rzutu rożnego zrehabilitować mógł się Jackson, jednak tym razem obił słupek. Bliski szczęścia po dobitce był Malo Gusto. Jego strzał minął Pickforda, ale w ostatniej chwili sytuację uratował jeden z obrońców Evertonu. Nieskuteczność „The Blues” mogła się zemścić. Gospodarze wyszli z kontrą, sprzed pola karnego bardzo mocno po ziemi uderzył Orel Mangala i tylko kapitalną interwencją Robert Sanchez uchronił swój zespół przed utratą gola.

Po przerwie zaskoczenie. Chelsea blisko porażki

Druga część meczu rozpoczęła się dosyć niespodziewanie. Piłkarze z Goodison Park wyszli odważnie, z dużą determinacją i w 50. minucie byli bardzo blisko żeby stadion wybuchł z radości. Przed kapitalną okazją stanął Jack Harrison. Przyjął piłkę, spojrzał w stronę bramki i w sytuacji sam na sam trafił prosto w bramkarza. W niemal bliźniaczych okolicznościach Jakub Błaszczykowski otworzył wynik w meczu ze Szwajcarią na Euro 2016. Anglik musi mieć do siebie duże pretensje, że nie zdobył debiutanckiego trafienia w tym sezonie.

Piłkarzom Enzo Maresci nie wychodziło zbyt wiele tego popołudnia. Często, wtedy pomocne okazują się stale fragmenty gry. W 65. minucie świetną pozycję do uderzenia z rzutu rożnego miał Enzo Fernandez. Mistrz świata z Kataru trafił tylko w szczelnie ustawiony mur. Gospodarze wyczuli, że ich przeciwnicy nie są w najlepszej formie. Sean Dyche kwadrans przed końcem zareagował potrójną zmianą, chciał dodać więcej energii swojej drużynie i mocniej zaatakować Chelsea. Włoski szkoleniowiec ekipy z Londynu momentalnie odpowiedział, wprowadzając Nkunku i Madueke.

Roszady Anglika bardzo szybko mogły przynieść pożądany efekt. Wprowadzony Jesper Lindstrom zmusił do błędu Roberta Sancheza. Z piłką przed pustą bramką znalazł się Iliman Ndiaye i tylko dzięki kapitalnej interwencji Tosina Adarabioyo na tablicy wyników pokazywał się bezbramkowy remis. Do ostatniego gwizdka groźniejsi byli piłkarze gospodarzy, jednak finalnie do bramki nie trafili  i mecz zakończył się takim samym wynikiem, jakim się rozpoczął.

fot. screen Viaplay

Betters baner na start