Paweł Kapsa: „Polska nie jest atrakcyjna dla inwestorów z Azerbejdżanu”

16.10.2019
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:29

Paweł Kapsa ma 37 lat na karku, aczkolwiek do piłkarskiej emerytury jeszcze mu daleko. Obecnie bramkarz występuje w Bytovii Bytów, a wcześniej grał w Lechii Gdańsk, a także klubach z Cypru i Azerbejdżanu. Czym różni się ekstraklasa od lig, które są dla nas egzotyczne? Jak wygląda futbol w Azerbejdżanie od środka? Czy Lechia powalczy w tym sezonie o mistrzostwo? O tym, i nie tylko, w rozmowie z Pawłem Kapsą.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO530 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Gra pan w Bytovii od ponad miesiąca. Jak doszło do takiego ruchu?

Dyrektor i trener zadzwonili do mnie i przedstawili ofertę. Zastanowiłem się nad tym, doszliśmy do porozumienia i tak tam trafiłem. To klasyczna droga, ale tak właśnie było.

W zespole grali już wcześniej pana dawni znajomi z Lechii – Deleu, Krzysztof Bąk. To miało wpływ na tę decyzję?

Przed przyjściem do Bytovii rozmawiałem i z Krzyśkiem i z Deleu. Zasięgnąłem od nich ogólnych informacji na temat klubu i jego sytuacji. Dowiedziałem się również o planach, co też miało duże znaczenie. Informacje były dosyć pozytywne i bardzo konkretne, dlatego zdecydowałem się na taki ruch.

Można powiedzieć, że Bytovia już weszła w sezon czy jeszcze potrzebuje kilku spotkań, by się lepiej ograć?

W Bytovii jest teraz dużo nowych zawodników, wielu młodych. Jako zespół popełniamy jeszcze wiele błędów. Ale myślę, że są one na tyle niewielkie, że można dokonać szybkiej korekty. Na pewno czas będzie pracował na korzyść tej drużyny.

Kadra Bytovii wydaje się jednak zbalansowana. Są doświadczeni zawodnicy, tak jak pan i parę młodych talentów, na przykład Karol Czubak, który miał udany początek sezonu.

Dyrektor Chrzanowski pracował nad tym, żeby scalić ten zespół najlepiej jak można. Pracujemy też w określonej sytuacji finansowej, bo nie jesteśmy pod tym względem jakimś potentatem, nawet w tej lidze. Symptomy są takie, że wszystko idzie ku lepszemu. Możemy więc oczekiwać, że w najbliższym czasie będziemy grać jeszcze lepiej i nasza drużyna będzie jeszcze lepsza.

O co będzie walczyć Bytovia w tym sezonie?

Myślę, że jest jeszcze za dużo meczów do końca rundy, by to dokładnie określić. Osobiście mogę powiedzieć, że bazuję na doświadczeniach z poprzednich lat. Jeśli chcesz grać o coś więcej, o większe cele – mam na myśli tutaj awans – musisz mieć po rundzie jesiennej powyżej trzydzieści punktów. To jest moje doświadczenie i te statystyki nie kłamią.

Odejdźmy teraz od tematu Bytovii. Czym się różni obrona dostępu do bramki w Polsce od robienia tego na Cyprze czy Azerbejdżanie?

W Polsce bardziej niż na Cyprze kładzie się nacisk na defensywę. Zdecydowanie. Jest więcej prostych środków i bardziej się na tym skupiamy. A na Cyprze? Tam musisz po prostu strzelić więcej bramek niż przeciwnik, mniej patrzysz na defensywę, bardziej na ofensywę, budowaniu akcji. Gramy piłkę mniej techniczną, a bardziej fizyczną. Każdy, kto grał w tej lidze, może to potwierdzić.

Polska pod względem skupiania się na defensywie, spośród tych krajów w których grałem, na pierwszym miejscu. Kolejny jest Azerbejdżan, który jest trochę bardziej zbilansany. Są akcenty nacisku na defensywę, ale nieduże. A Cypr to już totalna ofensywa. W klubach, w których tam grałem, na defensywę w ogóle się nie zwracało uwagi.

Polskie kluby miały problemy w pucharach z zespołami z Azerbejdżanu czy Cypru. Nie mogły ich przejść ze względu na różnice w grze.

Dlatego, że te drużyny potrafią grać atak pozycyjny. My w Polsce fajnie się przesuwamy, dobrze gramy taktycznie, każdy ma przypisaną rolę. W moim odczuciu, brakuje nam trochę fantazji i finezji w grze ofensywnej. A tamte drużyny są przygotowane do ataku. Porównując, mamy lepszą defensywę, ale te drużyny potrafią grać płynnie w ataku. Lepiej też widać indywidualne umiejętności techniczne zawodników. To jest tylko i wyłącznie moja opinia, ale myślę, że pod tym względem się nie mylę.

A jak pan trafił do zespołu Simurg Zaqatala, jak to wyglądało? Grało tam w końcu również kilku innych ciekawych piłkarzy, choćby Adam Banaś, ale również belgijski obrońca Benjamin Lambot.

Trochę to przebiegało pocztą pantoflową, trochę zadziałały znajomości. Oni też tam mają skauting. Mi w transferze pomógł Marcin Burkhardt, polecił mnie do klubu. A ja z kolei poleciłem do Simurga Adama Banasia. Pomogłem mu, bo znałem go z polskich boisk, zawsze wysoko oceniałem jego umiejętności piłkarskie. Byłem przekonany, że nam pomoże, więc gdy dowiedziałem się, że jest wolnym zawodnikiem, poleciłem go. Padły pytania od trenera i dyrektora sportowego, jak gra i wyraziłem się o nim pozytywnie.

Azerowie pracują. Drużyny stamtąd były dosyć zamożne, więc nie brakowało pieniędzy na skauting. Było trochę poczty pantoflowej, trochę menedżerskich działań. Tak to działało.

Wspomniał pan, że kluby z Azerbejdżanu miały dużo pieniędzy. A jednak klub, w którym pan grał, czyli Simurg, upadł. Jak to się stało?

Myślę, że odpowiedzialny za to był krach na rynku ropy. Prawie wszystkie kluby w Azerbejdżanie są finansowane przez koncerny naftowe. Oprócz Karabachu, którego sponsorem jest firma spożywcza Azersum. Wszystkie produkty, które trafiają do tego kraju, muszą najpierw przejść przez ten koncern. Oni chyba jako jedyni mają sponsora spoza rynku naftowego. A wszystkie inne firmy, które sponsorowały kluby, były związane z ropą. Dajmy na to, Lankaran był przewoźnikiem ropy, inna firma znowu wydobywała ropę. I każda z nich opiekowała się jakimś klubem.

Gdy nastąpił krach na rynku ropy, cena spadła ze 130 za baryłkę do 40. Zaczęło się to wysypywać. Ale chyba wszystko już wróciło do normy. Ropa z powrotem poszła w górę i kluby znowu są bogate.

Widziałby pan inwestorów z Azerbejdżanu w polskich klubach? Czy raczej nie interesuje ich ten kierunek?

Myślę, że inwestycje w Polsce raczej nie, ale zachodnie – bardziej medialne kluby – jak najbardziej. Był taki moment, że Atletico miało na koszulkach “Azerbaijan. Land of fire”. Polska nie jest dla nich na tyle atrakcyjna. Wiem, że to kwestia lobbingu i marketingu. A nie widzą oni tej reklamy w Polsce. Myślę, że bardziej byliby w stanie zainwestować w kluby bardziej rozpoznawalne. Tym bardziej, że my nie gramy w Europie i to jest nasz problem. Gdyby była u nas drużyna, która regularnie by grała w pucharach, bylibyśmy towarem atrakcyjnym. Na tę chwilę nie jesteśmy.

A Karabach gra regularnie w Europie.

Tak, i dzięki temu nie mają tylko swojego finansowania, ale także zarabiają pieniądze na Lidze Mistrzów i Lidze Europy. To napędza koniunkturę, klubowy budżet. Klub jest nieco zamożniejszy, może pozwolić sobie na zakup lepszych zawodników. To jest spirala, która się nakręca. Tak jak wspomniałem, nie dotknął ich kryzys związany z ropą, więc regularnie grają. To fakt, że są potentatem w lidze i kolejne ich mistrzostwo jest kwestią czasu.

Zostając przy temacie europejskich pucharów, jest pan byłym piłkarzem Lechii Gdańsk. Podopieczni Piotra Stokowca mają obecnie szanse na to, by zagrać w Europie?

Myślę, że jak najbardziej. Moim zdaniem, jeśli chodzi o organizację, budżet, styl gry i aspekt sportowy, Lechia jest w Top3 ekstraklasy. Jestem święcie przekonany, że zakończą sezon w pierwszej trójce i zagrają w pucharach. I myślę, że również mogą powalczyć o mistrza Polski.

Jakie są pana najbliższe plany na przyszłość?

Nie wybiegam daleko w przyszłość, chciałbym się skupić na Bytovii, na jak najlepszej grze. Chciałabym do grudnia osiągnąć jak najlepszy wynik z klubem, a potem zastanowimy się, co będziemy robić dalej. Ja skupiam się na tym, żeby zrobić z klubem trzydzieści punktów.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO530 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!