Lech pokonał Cracovię w meczu przyjaźni. „Kolejorz” na dobre wraca do walki o mistrzostwo

Napisane przez Mateusz Dukat, 21 kwietnia 2025

W obliczu porażki Rakowa Częstochowa z Pogonią Szczecin rywalizacja o mistrzostwo zyskała drugą młodość. Jedną z drużyn w stawce o „majstra” bezsprzecznie jest Lech Poznań, który aby zrównać się punktami z Medalikami musiał pokonać u siebie Cracovię. Ostatecznie sztuka ta się udała, a na ENEA Stadionie „Kolejorz” pokonał przeciwników z Krakowa 2:1.

Lech z kapitalnym początkiem

Od samego początku zawodów to gospodarze pokazali, że to spotkanie jest dla nich jednym z najważniejszych meczów w tej rundzie. To piłkarze Lecha grali lepiej, szybciej i mniej przewidywalnie, co poskutkowało pierwszymi stworzonymi sytuacjami.

Najlepsze z nich zdecydowanie należały napastnika i kapitana „Kolejorza” – Mikaela Ishaka. Już w trakcie pierwszych dziesięciu minut Szwed dwukrotnie był bliski otwarcia wyniku. Raz Ishak oddał jednak słaby strzał, a przy kolejnej próbie z główki kapitalną interwencją wykazał się bramkarz Cracovii – Henrich Ravas. Po tych sytuacjach zdecydowana większość kibiców spodziewała się kolejnych szans stworzonych przez podopiecznych Nielsa Frederiksena, a tymczasem mecz przeszedł w ewidentną fazę przejściową, którą charakteryzowała duża niedokładność zarówno po stronie Lecha, jak i Cracovii.

W osiemnastej minucie Ishak miał jednak kolejną sytuację, zdecydowanie najlepszą z tych, do której doszedł w pierwszej połowie. Wówczas Szwed znalazł się w sytuacji „sam na sam” z bramkarzem „Pasów”, po czym oddał strzał w zewnętrzną część słupka bramki Ravasa. Po drodze słowacki golkiper zdołał jeszcze lekko sparować piłkę nogą, co – jak się później okazało – powstrzymało kibiców zgromadzonych na ENEA Stadionie od wpadnięcia w szał radości.

27. minuta spotkania przyniosła następną szansę Niebiesko-Białych, która ponownie zakończyła się obiciem obramowania bramki Ravasa. Tym razem uderzenie zza pola karnego oddawała inna szwedzka gwiazda – Patrik Walemark, a po silnym strzale futbolówka trafiła w poprzeczkę. Sytuacja ta była kolejnym ostrzeżeniem dla zespołu Cracovii, który swoją postawą na boisku nie prezentował niczego dobrego.

W 33. minucie piłka w końcu wpadła do bramki „Pasów”, gdyż niechlubnym samobójem „popisał się” Gustav Henriksson. Szwedzki obrońca został nabity przez młodego skrzydłowego Lecha – Kornela Lismana, jednak chwilę później uratowali go sędziowie VAR, którzy dopatrzyli się spalonego 19-latka. Decyzję arbitrów w wozie za pomocą gestu kontrasygnował Szymon Marciniak.

38. minuta potwierdziła porzekadło „co się odwlecze, to nie uciecze” gdyż za czwartą próbą bramkę w końcu zdobył Mikael Ishak, który zachował zimną krew przy starciu „oko w oko” z Ravasem. Przy okazji tego gola szczególnie wyróżnić należy także Aliego Gholizadeha. Irańczyk najpierw bowiem skutecznie dryblował na małej przestrzeni, a później prostopadłym podaniem asystował szwedzkiemu snajperowi.

Cracovia się postawiła, ale Sousa zamknął mecz

Po przerwie mecz się uspokoił, a gra toczyła się głównie w środku pola. Z jednej strony kibice mieli oczywiście prawo oczekiwać kolejnych goli gospodarzy, natomiast z drugiej Niels Frederiksen wiedział, że w końcowych fragmentach meczu najbardziej istotną formacją zdecydowanie będzie defensywa. Z perspektywy niezbyt dużej dynamiki spotkania ważna była także rola Cracovii, która… w zasadzie nie przeszkadzała Lechowi.

W okolicach 60. minuty meczu Pasy zaczęły jednak grać nieco odważniej, czym zdominowały Lecha. Początkowo wydawało się, że wprowadzenie na boisko dobrze sprawującego się ostatnio Afonso Sousy spowoduje powrót do starego ładu, jednak na efekty trzeba było trochę poczekać.

Gdy zegar wskazywał 69. minutę po biernej grze w obronie gola wyrównującego strzelił Gruzin – Otar Kakabadze, który mocnym strzałem z prawej nogi pokonał Bartosza Mrozka. Obrońcy Cracovii asystował Bartosz Biedrzycki. Bramkę tę należy przypisać całemu zespołowi Lecha – po spokojnym początku drugiej połowy Kolejorz zwyczajnie dał się uśpić przyjezdnym.

Po straconym golu Niels Frederiksen nie próżnował i zarządził kolejne roszady w składzie. Dzięki zmianom murawę ENEA Stadionu opuścili Rasmus Carstensten oraz Filip Jagiełło, których zastąpili Joel Pereira i Radosław Murawski. Kolejne minuty potwierdziły, że ta decyzja duńskiego szkoleniowca była strzałem w dziesiątkę. Już w 76. minucie całą Wielkopolskę w stan futbolowej ekstazy wprowadził bowiem Afonso Sousa, który oddał kapitalny, techniczny strzał z prawej nogi zza pola karnego. Bramka ta była już dziesiątym trafieniem Portugalczyka w obecnej kampanii PKO BP Ekstraklasy.

Cztery minuty później powinno być już 3:1 dla Lecha, ponieważ do kapitalnej okazji doszedł Joel Pereira. Po zamieszaniu w polu karnym zmiennik zdołał oddać celny strzał i kiedy już wydawało się, że piłka zaraz wpadnie do siatki, futbolówkę z linii bramkowej wybił Gustav Henriksson.

Ostatnie fragmenty meczu nie przyniosły zbyt wiele emocji, co w tamtym czasie satysfakcjonowało oczywiście kibiców Kolejorza. Cracovia, chyba jeszcze oszołomiona błyskiem Afonso Sousy do końcowego gwizdka Szymona Marciniaka nie była już w stanie strzelić gola wyrównującego. Taka sytuacja oznaczała więc zwycięstwo Lecha Poznań 2:1, które za kilka tygodni może okazać się kluczowe w kontekście mistrzostwa Polski. Na ten moment zespół z Poznania ma na swoim koncie zgromadzone 59 punktów, dokładnie tyle co Raków Częstochowa. Do końca sezonu PKO BP Ekstraklasy zostało pięć kolejek.

fot. screen X – Canal+ Sport

Jego pierwsze wspomnienie z piłką to EURO 2012. W dziennikarstwie najbardziej ceni sobie pracę w terenie, podczas której opisuje to, co dzieje się na najważniejszych stadionach w kraju. Prywatnie kibic FC Barcelony.

Bonus 200% od wpłaty
Do 400 zł!
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)