FREEBET 400 ZŁ NA START W BETFAN!
Za poprawne wytypowanie zwycięzcy Pucharu Polski!

Wszystkie przegrane finały Pogoni Szczecin

Napisane przez Marcin Ziółkowski, 02 maja 2025

Pogoni Szczecin historia nie rozpieszcza. Cały czas w medialnej przestrzeni przedziera się doskonale znane z wypowiedzi Jose Mourinho hasło „zero tituli”. Finał Pucharu Polski 2025 roku w Warszawie może raz na zawsze zmienić bieg historii. Ponowne starcie z Legią na tym etapie rozgrywek to dobra motywacja, aby raz na zawsze zapisać się w pamięci kibiców i zostać legendą. Jak wyglądały poprzednie starcia finałowe „Portowców”?

Zmienić bieg historii

Drużyna Pogoni Szczecin w 2025 roku po raz pierwszy zagra w meczu finałowym Pucharu Polski na arenie, którą zna z któregoś z poprzednich finałów. Rok wstecz bowiem starcie z Wisłą Kraków odbyło się właśnie na PGE Narodowym. „Portowcy” chcą usilnie zmazać plamę z 2024 roku, kiedy to sensacyjnie przegrali w starciu z pierwszoligowcem, a trofeum stracili w zasadzie w ostatniej akcji meczu i w dogrywce byli już załamani.

Dziś Pogoń jest na zero z długami, sportowo zaczęło tworzyć się coś fajnego. Robert Kolendowicz i jego podopieczni prezentują atrakcyjny futbol i mówi się coraz częściej o boisku, a mniej o gabinetach. Na początku roku zamieszania w związku z klubem było bardzo dużo. Jarosław Mroczek pozbył się klubu, Nilo Effori jednak nie miał ze sobą inwestorów i Alex Haditaghi musiał ratować to co zastał. To z pewnością barwna postać, która jeszcze nie raz i nie dwa nas czymś zaskoczy, ale przynajmniej nie bajeruje, tylko działa, co widać po przelewach.

W mniej niż pół roku od przejęcia klubu, ba – raptem po półtora miesiąca od dokonania transakcji – kanadyjski biznesmen perskiego pochodzenia może zapisać się na zawsze w historii Pogoni. Przejdźmy jednak do części, o której 2 maja 2025 roku – już na zawsze „Portowcy” będą chcieli zapomnieć – o czterech przegranych finałach Pucharu Polski.

Finał Pogoni z Wisłą Kraków, rok 2024

Prezes Pogoni Jarosław Mroczek czekał na ten finał z utęsknieniem. W budżet na kolejny sezon wpisano bowiem pieniądze z triumfu w majowym finale, do tego miało to być ukoronowanie jego udanej kadencji w ukochanym klubie. To kilka milionów złotych. Cała fanbaza ze Szczecina na żaden mecz w swojej historii nie czekała jak na pierwszy w historii finał Pogoni na PGE Narodowym. Niestety, po raz czwarty to Pogoń była pokonana – i znów zdecydował jeden gol dla rywala więcej. Wszyscy mamy to świeżo w pamięci.

Na kwadrans przed końcem meczu 17-letnia nadzieja „Portowców” na lepsze jutro, czyli Adrian Przyborek wystawił piłkę, a Efthymios Koulouris trafił po znakomitym strzale z pola karnego, pokonując Antona Cziczkana. W 99. minucie podstawowego czasu gry to jednak Cziczkan był bohaterem.

Białorusin wrzucił w ostatniej akcji meczu piłkę na pole karne Pogoni. Tam dostała się pod nogi Eneko Satrusteguiego, który mocnym wolejem z lewej nogi pokonał Valentina Cojocaru. Piłkarze „Portowców” nie byli jednak zadowoleni z działania arbitra. Wyraźnie było widać, że Białorusin wykonywał rzut wolny w decydujących momentach spotkania ze znacznie bliższej odległości niż powinien. Na nic się to zdało.

Kilka minut po rozpoczęciu dogrywki będący w środkowej części boiska Leo Borges podał prostopadle, ale… idealnie do rywala. Angel Rodado popędził do granicy pola karnego i Cojocaru został pokonany drugi raz. Wynik dotrwał do końca i podopieczni Alberta Rudego podnieśli kolejny raz w swojej historii Puchar Polski. „Portowców” pogrążył bardziej ten pierwszy gol. Wtedy psychika siadła, a Wisła się tylko napędziła.

Dzieciaki płakały na stadionie, a rodzice wycierali łzy. Piłkarskie emocje. Co więcej mogli zrobić? To były wymowne obrazki. Nic tylko uzmysłowić sobie, że klub jest przeklęty, bo jak to inaczej wytłumaczyć, skoro nawet w takich okolicznościach nie udało się dowieźć pucharu!? Po raz piąty w historii triumfował klub spoza Ekstraklasy. Ostatni raz takiego czegoś dokonał w 1996 roku Ruch Chorzów – także z drugiego poziomu. Mecz ten był ostatnim w roli sędziego dla Michała Listkiewicza, który trzy lata później został prezesem PZPN-u.

Wisła Kraków była wtedy w ligowym kryzysie – błąkała się w okolicach miejsc barażowych i środka tabeli Fortuny 1. Ligi. Latem wytrwała jednak aż osiem spotkań w europejskich pucharach. Krakowianie wyrzucili kosowskie Llapi w dwumeczu, po czym dostali lekcję futbolu od Rapidu Wiedeń. Następnie już w el. Ligi Konferencji po rzutach karnych pokonali polskiego kata pucharowego – Spartaka Trnavę, a w decydującej rundzie odpadli z Cercle Brugge po doskonałym dwumeczu (1:6 u siebie, 4:1 na wyjeździe).

Pogoń w momencie finału znajdowała się na dobrą sprawę w najlepszych latach w historii klubu – ustabilizowała się jako zespół ścisłej czołówki. Niestety, zarząd z ww. Mroczkiem na czele założył sobie na zaś w budżecie pieniądze za wygraną w majowym meczu pucharowym i przez to mocno ucierpiały finanse. W Pogoni względny porządek doprowadził dopiero rok później Alex Haditaghi, który prawie co do dnia po 12 miesiącach – spłacił całe zadłużenie klubu.

Finał Pogoni z Jagiellonią, 2010 rok

Trzeci mecz finałowy z udziałem Pogoni miał miejsce w Bydgoszczy na stadionie Zawiszy. Zwycięzca miał grać w kwalifikacjach Ligi Europy przyszłego sezonu. Pogoń po drodze grała dwie dogrywki, ale miała trzy mecze ekstra – licząc rundy przedwstępne. Pięć czystych kont po drodze udowodniło, że ciężko było Pogoni strzelić gola. To była duża niespodzianka.

Finał sam w sobie był pierwszym od wielu lat sukcesem dla klubu w ostatnich latach. Po degradacji do IV ligi, szalonych miesiącach panowania Antoniego Ptaka i brazylijskiej Pogoni – w trzy lata po spadku z Ekstraklasy – i to znów jako pierwszoligowiec (jak w 1981 roku) – Pogoń dotarła do finału. Co ciekawe, w 2010 roku osiągnęła to jako ligowy beniaminek.

Jedynego gola strzelił po rzucie rożnym Andrius Skerla. Wykorzystał niedokładne zagranie Jarosława Laty i z bliska pokonał Janukiewicza. Wszystko to po rzucie rożnym, który wykonywał Tomasz Frankowski. Rywal był lepszy o gola – było tak w pierwszych trzech finałach „Portowców”. W składzie szczecinian Piotr Mandrysz wystawił choćby Radosława Janukiewicza, Marcina Bojarskiego czy Olgierda Moskalewicza. Po stronie rywali: Rafał Gikiewicz, Hermes, Kamil Grosicki czy Rafał Grzyb, a na ławce trenerskiej dzisiejszy selekcjoner – Michał Probierz. Był to pierwszy w historii „Jagi” puchar, który trafił do gabloty.

W wielu komentarzach dotyczących finału 2010 widać rozgoryczenie kibiców z uwagi na… decyzję sędziego. Za porażkę tego dnia obwinia się arbitra, a nawet podejrzewa duży wałek. Prowadzący ten mecz Robert Małek nie podyktował według wielu oczywistego karnego na Marcinie Bojarskim w początkowej fazie spotkania. Napastnik łapał się za głowę i nie mógł po prostu w to uwierzyć.

Piłkarz „Portowców” był pociągany za koszulkę i Pogoń powinna otrzymać rzut karny – wielu też sugerowało, że drużyna Pogoni powinna od tego momentu grać w przewadze. Przypomnijmy też czysto informacyjnie – jesienią 2006 roku Małek był obecny na ujawnionej przez „Przegląd Sportowy” tzw. liście fryzjera. Nagranie z faulem na Bojarskim i ocenę – zostawiamy Państwu.

Finał Pogoni z Lechem, 1982 rok

Drużyna Pogoni Szczecin w latach 80. wystąpiła w finale Pucharu Polski rok po roku. Drugi z rzędu finał odbył się we Wrocławiu podczas Stanu Wojennego. Mecz przeniesiono tam z Warszawy z uwagi na prośbę Milicji Obywatelskiej. Pogoń była beniaminkiem najwyższej klasy rozgrywkowej. W tamtej edycji trzykrotnie wygrała swoje mecze po dogrywce, w tym półfinał z Górnikiem Zabrze (2:1).

Kilku piłkarzy, którzy wystąpili w poprzedniej edycji finału, ponownie wzięło udział w finałowej rozgrywce. W barwach Pogoni wystąpili: Janusz Turowski, Zbigniew Kozłowski, Zbigniew Stelmasiak, Marek Włoch, Zbigniew Czepan, Leszek Piekarczyk i Leszek Wolski. Po stronie Lecha Poznań na ławce siedział przyszły selekcjoner Wojciech Łazarek, a w bramce grał Piotr Mowlik, jeden z najlepszych polskich bramkarzy swoich czasów.

Bohaterem finału z 1982 roku ponownie został czarodziej Okoński. W finale w Kaliszu rok wcześniej miał asystę przy zwycięskiej bramce dla Legii Warszawa i po faulu na nim podyktowano rzut karny. We Wrocławiu silny rzut wolny Józefa Adamca został z bliska dobity przez popularnego „Okonia”. Drużyna Pogoni znów przegrała 0:1. Lech wygrał swój pierwszy Puchar Polski – był to jeden z pierwszych czterech wielkich triumfów Łazarka w Lechu. Jego era w Wielkopolsce to dwa tytuły mistrza kraju i dwa Puchary Polski.

Finał Pogoni z Legią, 1981 rok

Pierwszy finał w jakim brała udział Pogoń to 24 czerwca 1981 i mecz w Kaliszu. Dziś rozgrywa się tam mecze III poziomu rozgrywkowego. Drużyna z zachodniopomorskiego wywalczyła wtedy awans do Ekstraklasy, ale grała jeszcze na drugim poziomie rozgrywkowym. Sensacji jednak mało kto się spodziewał. Do tego stopnia, że nie było jakiejkolwiek transmisji ani w telewizji, ani w radiu. Kto by jednak nie wygrał, wygrana w finale była jedyną opcją dla obu z drużyn, jeśli miały one chrapkę na europejskie puchary – brzmi to jak scenariusz dla obu finalistów z roku 2025.

Jaki to musiał być szok dla kibiców, gdy Pogoń wytrzymała praktycznie 120 minut bez straconego gola w finale. Legia po raz siódmy triumfowała w tych rozgrywkach, ale przełamała strzelecki impas dopiero w 118. minucie. Bohaterem warszawskich kibiców został Adam Topolski. Trafił on do siatki po wrzutce Henryka Miłoszewicza i następnie zgraniu od ww. już Mirosława Okońskiego. Topolski, zwany swego czasu „najlepszym obrońcą Polski”, rok po roku trafił do siatki w wielkim finale. Rok wcześniej w pogromie nad Lechem Poznań (5:0) przepięknie przyładował z rzutu wolnego.

Arbitrem tego finału Legia – Pogoń był Alojzy Jarguz, który w tamtym momencie mógł się już określać pierwszym polskim sędzią głównym na mistrzostwach świata. W Argentynie w 1978 roku poprowadził on mecz kadry Peru z Iranem (4:1). Jarguz w Kaliszu odhaczył swój trzeci  i ostatni finał Pucharu Polski.

W regulaminowym czasie gry Jarguz podyktował rzut karny dla Legii, ale to trener Pogoni – doskonale znany fanom Lecha Poznań Jerzy Kopa – zdecydował się podjąć brawurowa decyzję o… zmianie bramkarza. Zbigniewa Długosza zastąpił między słupkami Marek Szczech. Rezerwowy bramkarz był specjalistą od jedenastek i potwierdził tylko nosa swojego trenera. W 83. minucie Krzysztof Adamczyk musiał uznać wyższość Szczecha. Pomogło to w doprowadzeniu do dogrywki, ale tam Pogoń dostała wspomniany cios w końcówce.

Futbolowy romantyk, z Milanem wierny po porażce, a zdziwiony po zwycięstwie. Spokrewniony z synem koleżanki Twojej matki. Ten typ człowieka, który na Flashscore ma gwiazdkę przy drużynie z Tajlandii czy Indonezji.

Freebet 400 zł na start
Za poprawne wytypowanie zwycięzcy Pucharu Polski!
Pogoń Szczecin - Legia Warszawa
Wygrana Legii
kurs
2,30
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)