Fantastyczne widowisko na Stadionie Narodowym! Wisła Kraków wygrywa Puchar Polski!

02.05.2024

Słoneczne popołudnie, 2 maja, Stadion Narodowy. To po prostu musiało być piłkarskie święto! W Dzień Flagi do stolicy przyjechała Pogoń Szczecin i Wisła Kraków, a na boisku zobaczyliśmy prawdziwy sportowy festiwal. Ostatecznie w finale Pucharu Polski zwyciężyła Wisła, która po kapitalnej – jakby określili Hiszpanie – remontadzie pokonali „Portowców” 2:1.

Mocny początek Wisły

Przed meczem spodziewano się raczej przewagi zespołu Pogoni, jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Praktycznie przez całą pierwszą połowę to Wiślacy mieli inicjatywę nad spotkaniem, a kumulacja nastąpiła w 41. minucie, kiedy to Szymonowi Sobczakowi zabrakło paru centymetrów, aby strzelić gola główką. Wówczas jednak fantastyczną interwencją popisał się bramkarz Pogoni – Valentin Cojocaru, który jakimś cudem zdołał sparować piłkę na słupek. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas pierwszej części spotkania dominowała Wisła, a ataki podopiecznych Jensa Gustafssona jeśli w ogóle były – to tylko sporadycznie. Potwierdzają to także statystyki, bowiem podczas pierwszej połowy Wisła oddała aż pięć celnych strzałów przy zaledwie jednym Pogoni. Pisząc o tych statystykach pamiętajmy, że zespół ze Szczecina jest w czołówce Ekstraklasy, a ekipa z Małopolski walczy w rozgrywkach pierwszej ligi.

Kapitalna atmosfera

Jeśli w ostatnich latach mówiliśmy o dopingu na Stadionie Narodowym, to raczej myśleliśmy o „niedzielnych” kibicach na meczach reprezentacji Polski. Przykład? Wręcz internetowym memem stały się już dokładne przyśpiewki wyświetlane na telebimach umieszczonych na obiekcie. Kiedy jednak mowa o finale Pucharu Polski, trzeba mówić o kibicowskim święcie na globalną miarę. Wbrew wcześniejszym problemom i komplikacjom, fani obu drużyn bez większych problemów weszli na Stadion Narodowy i poziom decybeli, który był odczuwalny na obiekcie wykraczał daleko ponad miarę. Zarówno ultrasi Wisły, jak i Pogoni przygotowali na mecz wiele opraw, a kibice obu zespołów pokusili się nawet o użycie pirotechniki. Na Narodowym tego popołudnia widzieliśmy dwie fanowskie ściany – jedną czerwoną zarezerwowaną dla kibiców Wisły i drugą bordowo-żółtą, na której zasiedli sympatycy Pogoni.

Koulouris otworzył mecz

Druga połowa spotkania raczej nie obfitowała w wiele sytuacji. Obie ekipy raczej spokojnie rozgrywały swoje akcje i w pewnym momencie spotkania można było wręcz odnieść wrażenie, że zarówno Pogoń jak i Wisła myślami są już przy dogrywce. Sytuację na Narodowym zupełnie odmieniła jednak akcja z 75. minuty, po której bramkę zdobyła gwiazda drużyny z Pomorza – Efthymis Koulouris. Co ciekawe asystował mu zaledwie 17-letni Adrian Przyborek, dla którego ten mecz był pierwszym spotkaniem w jego życiu rozgrywanym o tak wysoką stawkę. Młokos ze Szczecina przez pierwszą połowę był zupełnie niewidoczny, natomiast na drugą wyszedł niesamowicie naładowany, co poskutkowało asystą. Jeśli mowa o Koulourisie, to z przymrużeniem oka można stwierdzić, że greckiemu napastnikowi pomogli… kibice Wisły, którzy chwilę wcześniej odpalili race, przez co mecz został wstrzymany. W tym czasie „Portowcy” mieli przecież okazję, aby odzyskać siły i obmyśleć plan, który później dał im bramkę.

Wyrównanie rzutem na taśmę!

Kiedy wydawało się, że już na pewno Pogoń po 90. minutach wzniesie puchar, wydarzyło się coś absolutnie niespodziewanego i nie boję się użyć tego stwierdzenia – wbrew prawom natury. Wiślacy wyglądali na niesamowicie zmęczonych a tutaj nagle pod bramką Cojocaru sytuację stworzył sobie zespół z Krakowa, którą na gola zamienił Eneko Stratustequi. Po tym golu sektor kibiców Wisły wręcz eksplodował, a Pogoni zamilkł – jak nigdy wcześniej. Nagle okazało się, że piłkarzy czeka jeszcze dodatkowe 30 minut gry w dogrywce, co dla ich organizmów było już balansowaniem na cienkiej granicy zdrowia. W przygotowaniu fizycznym pomogli masażyści i fizjoterapeuci, którzy „zajęli się” ciałami piłkarzy. Przy bramce Stratustequi’ego nie zabrakło kontrowersji, gdyż gol padł po regulaminowym czasie gry – dokładnie w 99. minucie. Kłóciło się to z wcześniejszą zapowiedzią arbitra spotkania – Tomasza Kwiatkowskiego, który doliczył 7 minut.

Pif-paf!

Początek dogrywki to kontynuacja świetnej gry Wisły. Pierwsza – i jak się później okazało – decydująca bramka dla Wiślaków padła w 94. minucie, czyli zaledwie chwilę po gwizdku Kwiatkowskiego rozpoczynającym dogrywkę. Po długim podaniu swoją okazję wykorzystał król strzelców pierwszej ligi – Angel Rodado, który wyprowadził zespół Krakowa na – używając nomenklatury z Formuły 1 – pole position. Sektor fanów Wisły po raz kolejny wybuchł, a takiego obrotu spraw nie spodziewali się chyba nawet najbardziej zagorzali ultrasi ekipy z Krakowa.

 

Wisła wraca do elity!

Dzisiejszy dzień jest magiczny dla fanów ekipy z Małopolski. Zwycięstwo nad ekipą Pogoni dało bowiem Wiślakom pierwszy tytuł od trzynastu lat, co śmiało można traktować jako powrót do ścisłej polskiej elity. Oczywiście, przed zespołem z Krakowa jest jeszcze wiele do zrobienia – przede wszystkim powrót do Ekstraklasy. Jedno jest natomiast niepodważalnym faktem – podczas meczu z Pogonią kibice Wisły przeżyli emocje, których nie doświadczyli naprawdę dawno. Zespół prowadzony przez Alberta Rude pokazał dzisiaj, że nie trzeba zawsze trzeba być faworytem, aby pokonać o wiele wyżej notowanego przeciwnika. Dawid też przecież wygrał z Goliatem…

Prosto z Warszawy – ze Stadionu Narodowego,

Mateusz Dukat