Inter i jego zwycięskie finały w Europie – czy Monachium przyniesie szczęście?

Napisane przez Marcin Ziółkowski, 31 maja 2025

Inter Mediolan we Wloszech jest zdecydowanie najsilniejszą drużyną pod kątem ostatniego pięciolecia. Duża w tym zasługa Simone Inzaghiego, który w swojej raptem drugiej pracy pokazuje wielki kunszt. Możliwe, że to jego ostatni mecz w roli trenera „Nerazzurrich”. Czy będzie to dla mediolańczyków siódmy wygrany europejski finał? Przypomnijmy sobie poprzednich sześć wygranych Interu w Europie.

Sześć wygranych finałów – Inzaghi dołoży od siebie szczęśliwą siódemkę?

W oczekiwaniu na finał warto zerknąć sobie na bramki, które Inter zdobył w kończącej się dziś edycji. Było ich mnóstwo – pozwoli to kibicom nakręcić się na wieczorne starcie. Nie można tu zapomnieć o fenomenalnych bojach z Barceloną, zwłaszcza tym w rewanżowym półfinale u siebie na Stadio Giuseppe Meazza. Nie mogło zabraknąć tam także trafienia Davide Frattesiego z Bayernem, które wywołuje u fanów Interu nostalgię związaną z 2010 rokiem i golem Gorana Pandeva.

Puchar Europy 1964 – Inter 3:1 Real Madryt

Dziewiąta edycja Pucharu Europy Mistrzów Krajowych miała swój finał w Wiedniu. Znany dziś dobrze jako Ernst Happel Stadion kiedyś przez bardzo długi czas był po prostu Praterem. Tutaj Roger Guerreiro trafił do bramki gospodarzy na EURO 2008, a kilka tygodni później w finale Fernando Torres. Nieprzypadkowo wracamy do tamtych wydarzeń, bowiem Hiszpania tamten turniej wygrała, tak jak w 1964, o którym teraz mowa.

Włoska drużyna w finale o to trofeum wystąpiła po raz czwarty. Po porażce Fiorentiny z Realem w 1957 roku („Królewscy” zrobili sobie z Pucharu Europy plac zabaw) Milan wystąpił na Heysel w 1958. Pięć lat później „Rossoneri” powrócili do finału i po dublecie Jose Altafiniego wygrali mecz na Wembley 2:1 z Benficą. Przyszła więc i kolej na Inter Helenio Herrery. Argentyńczyk rozsławił taktykę zwaną „catenaccio”, czyli zasuwki. Polegała ona na bardzo szczelnej defensywie – coś z czego Włosi słyną na dobrą sprawę do dziś. Była to skuteczna broń „Nerazzurich” na wiele lat.

Mediolańczycy mieli ze sobą wsparcie aż 20 tysięcy kibiców z Włoch. Przydało się – dość sensacyjnie doszło bowiem do ich triumfu. Bohaterem okazał się Sandro Mazzola. Dwie bramki syna legendarnego kapitana Torino, Valentino, pomogły znacząco w tym, aby wygrać puchar po raz pierwszy. 21-latek okazał się  nie do zatrzymania. Mazzola tego dnia był jak we śnie.

Przed finałem nie mógł się napatrzeć na Di Stefano. Jak przyznał: „Był dla mnie jak Bóg”. Luis Suarez po chwili go uszczypnął, sugerując, że mają decydujący mecz do zagrania i chyba Sandro nie jest tutaj by oglądać Di Stefano. Wtedy dotarło do młodego piłkarza o co toczy się gra. Dwa gole w finale stały się faktem, a do tego po meczu Ferenc Puskas osobiście podszedł do niego, wspomniał o tragicznie zmarłym ojcu Włocha, mówiąc, że grał przeciwko niemu – a na koniec podarował bohaterowi finału i  jednemu z synów Valentino swoją koszulkę.

Puchar Europy 1965 – Inter 1:0 Benfica

Kolejny wielki wieczór w historii Interu. Finał grany na własnym stadionie to niesamowity przywilej, ale też ogromna presja. W skali kilkudziesięciu lat przekonali się o tym choćby Portugalczycy w 2004 na mistrzostwach Europy, Bayern Monachium w Lidze Mistrzów w 2012 roku czy Francuzi na EURO 2016. Pół wieku wcześniej okoliczności doprowadziły do tego, że broniący tytułu Pucharu Europy Mistrzów Krajowych Inter Mediolan podjął rywala na własnym podwórku. Tym razem znów padło na wielokrotnego triumfatora – Benficę.

Drużyna z Eusebio, jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu, triumfowała raptem trzy oraz cztery lata wcześniej. Krótko później Bela Guttmann, węgierski trener, wypowiedział pewne słowa, które… do dziś działają. Rzucił on na lizbończyków klątwę. Mieli oni nie zostać „mistrzem w Europie” przez kolejne sto lat, bo… sam nie dostał podwyżki za dwukrotne wygranie klubowych mistrzostw Europy. Od 55 lat Benfica przegrała osiem europejskich finałów. Kolejno w: 1963, 1965, 1968, 1983, 1988, 1990, 2013 i 2014.

Ten w Mediolanie był dla nich czwartym w pięć sezonów – pokazywało to moc jaką ma Benfica i wielkość Eusebio. Tamtego dnia we Włoszech rozpadało się i zespoły nie mogły grać tego, co chciały. Zadecydował jeden moment. Po uderzeniu Jaira bramkarz Costa Pereira nie popisał się i piłka wpadła mu pod brzuchem do bramki. Rok w piłce to wieczność – w Wiedniu w finale z Realem był jednym z najlepszych na boisku. Inter to dowiózł i drugi rok z rzędu wygrał w Europie najważniejszy klubowy mecz.

Jednym z architektów tego sukcesu znów był Mazzola. W półfinale na Anfield Inter przegrał 1:3, a na stadionie po końcowym gwizdku poleciał utwór „Oh When the Saints Are Marching On”. Popularnym było wtedy puszczanie piosenek po spotkaniu. Utwór ten był swego rodzaju hołdem dla Iana St. Johna, który był kochanym przez kibiców napastnikiem – trzy dni przed meczem numer jeden w półfinale wygrał w 117. minucie dla klubu historyczny pierwszy Puchar Anglii.

Włochowi bardzo spodobał się ten utwór. Kupił więc na Wyspach Brytyjskich nagranie i przywiózł je do ojczyzny. Spikerowi na stadionie przekazał, aby puścił to po meczu. W rewanżu wydarzyły się czary, bo Anglicy – mając 3:1 w dwumeczu po meczu u siebie… odpadli – Inter rozbił ich 3:0. Po meczu faktycznie Inter zabawił się w gierkę psychologiczną i na stadionie Anglicy mogli usłyszeć… znany sobie utwór. Najciekawszym w całej historii jest fakt, że Liverpool zdecydował się wkrótce zmienić go na inny.

Tym oto sposobem wkrótce hymnem klubowym został cover „You’ll Never Walk Alone” autorstwa Gerry and the Pacemekers, który tak pokochał Bill Shankly, a reszta… jest historią. Inter drugim finałem z rzędu był jak się okazało… w połowie drogi. 1966 i 1967 to lata kolejnych finałów – po dwóch latach Real wziął odwet, a w Lizbonie „catenaccio” zostało wyjaśnione przez ofensywny futbol rodem z Glasgow. Inter zapisał się jednak złotymi zgłoskami w piłce lat 60. – cztery finały Pucharu Europy to niesamowity pokaz piłkarskiej jakości.

Puchar UEFA 1991 – dwumecz z Romą (2:0 oraz 0:1)

Inter prowadził wtedy Giovanni Trapattoni, który wcześniej nieprzerwanie przez 10 lat trenował Juventus (1976-1986). Potem objął „Nerazzurrich”, a finał Pucharu UEFA był zwieńczeniem jego również całkiem długiej kadencji. Po tytule w 1989 roku zakończył ligę dwukrotnie na trzecim miejscu i spuentował pracę w tej części Mediolanu trzema trofeami w pięć lat. Właśnie w ostatnim sezonie wygrał jednak europejski puchar.

W finale Inter podejmował Romę – były to czasy, w których w Pucharze UEFA finały grało się w formie dwumeczu i obie drużyny grały na swoich stadionach. Pierwszy mecz wypadł w Mediolanie i gospodarze bardzo pewnie mogli pojechać na rewanż. Po golach Lothara Matthausa oraz Nicoli Bertiego podopieczni „Trapa” wygrali 2:0. Trzon Interu tworzyli wówczas niemieccy mistrzowie świata: właśnie wspomniany Matthaus, ale i zmarły w 2024 roku Andreas Brehme oraz Jurgen Klinsmann. To też pokazywało siłę włoskiego futbolu lat 90.

Rewanż już nie był taki kolorowy. Na dziewięć minut przed końcem trafił Ruggero Rizzitelli i zrobiło się tylko 2:1 w dwumeczu. Roma dowiozła wygraną, ale i porażkę na przestrzeni 180 minut. Inter podniósł swój pierwszy od 26 lat europejski puchar, a uczynił to rękoma Giuseppe Bergomiego.

Puchar UEFA 1994 – dwumecz z Casinem Salzburg (1:0 i 1:0)

Inter w sezonie 1993/94 w pewnym momencie zaczął w lidze grać katastrofalnie. Od 10. do ostatniej kolejki przegrał TRZYNAŚCIE spotkań. Trzy mecze bez wygranej w tym czasie jako passę notowali aż czterokrotnie – raz zdarzyło się, aby Inter nie wygrał czterech meczów z rzędu. „Nerazzurri” skończyli ligę na 13. miejscu i byli raptem punkt od strefy spadkowej. Z zachowaniem proporcji – zagrali sezon bardzo podobny do Tottenhamu 2024/25. Także wobec podobieństwa na europejskim podwórku.

Znacznie lepiej szło im bowiem w Pucharze UEFA, czyli dzisiejszym odpowiedniku Ligi Europy. Na łącznie 12 meczów udało się wygrać dziewięć, zremisować raz, a zejść z boiska pokonanym dwukrotnie. Porażka z Borussią Dortmund oraz Cagliari to coś, co nie przeszkodziło podjąć na finiszu zmagań pucharowych Casino Salzburg. Austriacy dobijali do najlepszych chwil w swojej historii. Poza europejskim finałem zgarnęli także premierowe mistrzostwo kraju.

Swój pierwszy sezon poza ojczyzną kończył Dennis Bergkamp. Były to udane rozgrywki, bowiem zarówno w lidze, jak i w Pucharze UEFA dobił do ośmiu trafień – sezon skończył z 18 golami, gdy dodamy jeszcze Puchar Włoch. To dopiero w drugim sezonie trafianie zaczęło mu sprawiać problem. W decydujących meczach europejskich wojaży wyróżniali się jednak inni gracze.

W tym przypadku pierwszy mecz odbył się w Austrii i to Inter wygrał 1:0 – bramkę zdobył bohater meczu sprzed trzech lat – Nicola Berti. Jedyny w dzisiejszym zestawieniu trafił bramki w dwóch finałach. Rewanż odbył się w domu Interu, na Stadio Giuseppe Meazza. Bohaterem okazał się tym razem Wim Jonk, który przelobował w polu karnym Otto Konrada – grający debiutancki sezon w klubie Holender przypieczętował piąty europejski puchar dla klubu. A kto tam wystąpił w finale w austriackich barwach?

Otóż w pierwszym składzie Austriaków wystąpił pewien piłkarz, który po ponad dwóch dekadach… pokonał Inter w meczu Ligi Europy 1:0 w roli trenera Eintrachtu Frankfurt. Niejaki Adi Hutter, który jako jedyny z kadry swojego zespołu ma piłkarskie życie po życie na znakomitym poziomie.

Puchar UEFA 1998 – Lazio 0:3 Inter

To już pojedynczy finał, bez rewanżu, pierwszy w historii Pucharu UEFA. Znowu pojedynek włosko-włoski, który pokazuje siłę tej ligi, a to przecież nawet nie Liga Mistrzów. Wystarczy zerknąć na kilka nazwisk z tamtego wieczoru: w barwach Lazio Alessandro Nesta, Pavel Nedved i Roberto Mancini. Inter? Wiele potężnych nazwisk – Zanetti, Pagliuca, Diego Simeone, Ivan Zamorano, ale przede wszystkim on, geniusz…

Bohaterem decydujących gier był Ronaldo. On ustawił na długo dwumecz z Schalke golem w Mediolanie – a warto przypomnieć, że Inter miał zadrę za przegrany finał Pucharu UEFA rok wcześniej. To także on w rewanżu w półfinale zdał egzamin na jakże fatalnej jakości klepisku. W finale ustalił wynik meczu na 3:0, ośmieszając golkipera Lucę Marchegianiego, wdając się z nim w drybling 1 v 1 w 70. minucie. Dzień przed finałem powiedział kolegom: – Nie martwcie się, wygramy, ja o to zadbam. Jak obiecał tak zrobił. Mecz w Paryżu z kolei był pierwszym finałem dla Lazio w Europie.

Zjawiskowy Brazylijczyk w Moskwie w trudnych okolicznościach wyniku (2:1 w Mediolanie i w tamtej chwili 0:1 w Rosji) wyrównał, a potem strzelił zwycięskiego gola. Zanetti po latach nazwie boisko w Moskwie „polem ziemniaczanym”. W dzień po Wielkanocy warunki na stadionie były takie, że celem uratowania rozegrania meczu odśnieżać pomagała… armia. Swoje kluczowe bramki na decydujące mecze zostawił też Ivan Zamorano – gol w półfinale ze Spartakiem, a także otwarcie finału w piątej minucie i asysta po przerwie przy fenomenalnym uderzeniu Zanettiego.

Inter po drodze trzykrotnie stawał pod ścianą. Pojedynki z obiema francuskimi drużynami były męką. Najpierw z Lyonem trzeba było dwukrotnie w dwumeczu gonić wynik, za drugim razem po bramce Jacka Bąka. Po 18. minutach pierwszego meczu ze Strasbourgiem – na Stade de la Meinau było 0:2. Kliniczni do bólu „Nerazzurri” zrewanżowali się wygraną 3:0 u siebie.

W ćwierćfinale z Schalke w rewanżu z kolei, Niemcy w pierwszej doliczonej minuty pod koniec podstawowego czasu gry wyrównali w dwumeczu. Krótko po rozpoczęciu dogrywki, do półfinału wprowadził ich poinstruowany o atakowaniu przy stałych fragmentach Taribo West. Na Inter w tamtej edycji nie było mocnych.

Liga Mistrzów 2010 – Inter 2:0 Bayern

Czas na to, na co wszyscy czekali, bo i pewnie pamiętają najlepiej. Wieczór im. Diego Milito. To prawdopodobnie najbardziej znany europejski triumf Interu – możliwe, iż także przez to, że do czasu finału w Monachium to ostatni europejski triumf, ale jego okoliczności były czysto magiczne. Kwiecień 2010 to ponury czas na świecie. W katastrofie samolotu z polską parą prezydencką na pokładzie ginie 96 osób, na Islandii nastąpiła erupcja wulkanu Eyjafjallajokull.

To właśnie to drugie wydarzenie już na zawsze zmienia karierę Roberta Lewandowskiego. Jakże zdolny Polak miał przecież wybrać się do Anglii, aby zobaczyć obiekty Blackburn Rovers. W tamtym momencie nadchodziły półfinały Ligi Mistrzów – „Blaugrana” do Mediolanu podróżowała autobusem właśnie z uwagi na pył wulkaniczny. Ruch samolotowy był sparaliżowany.

20 kwietnia odbyło się trzecie w edycji 2009/2010 starcie pomiędzy drużynami. Spotkały się bowiem w fazie grupowej. Inter przed własną widownią zagrał recital, fenomenalny był Wesley Sneijder i na najwyższe obroty dobił Diego Milito. Barca poległa 1:3, co postawiło ją w trudnej, choć nie niemożliwej do odrobienia sytuacji. I nastał rewanż, a tam po 28 minutach Thiago Motta wyleciał z czerwoną kartką. Wtedy to właśnie świat widział skrywającego oczy i podpatrującego Sergio Busquetsa – obraz ten pozostawi na wiele lat u niego łatkę symulanta.

Mourinho zdecydował się wtedy na najbardziej ostry wariant gry defensywnej – „autobus”. Drużyna Guardioli próbowała ze wszystkich sił, a gdy pełna męstwa i poświęcenia drużyna Portugalczyka dawała radę nawet z Samuelem Eto’o na boku obrony skapitulowała w 84. minucie po bramce Pique. Gola strzelił jeszcze Bojan Krkić w 91. minucie. Czy była w tej sytuacji ręka? Zapewne nie. Walter Samuel kopnął piłką Yayę Toure bardziej w brzuch. Przyznajcie jednak szczerze – kto pamięta o tamtym zdarzeniu? Raczej tylko zagorzali fani „Barcy”. Większość ma w głowie raczej inne obrazki.

Samuel Eto’o rok wcześniej odszedł z Barcelony. W półfinale harował na… boku obrony, tak głęboko bronili Włosi. Katalończycy finalnie nie dali jednak rady odrobić więcej i triumfalnie Mourinho wbiegł na murawę, celebrując to jak osobistą vendettę. Siedziała w nim zadra z powodu wyboru Guardioli jego kosztem, gdy klub z Katalonii zwalniał Franka Rijkaarda. Obrazki te pamiętamy po dziś dzień. Mourinho nazwał to swoją najpiękniejszą porażką.

Obsługa murawy uruchomiła nawet zraszacze, robiąc na złość. Mourinho jednak miał to gdzieś. Nie był to ostatni mecz Interu w Hiszpanii w tamtym sezonie. Czekał ich jeszcze finał z Bayernem. Bawarczycy mieli Robbena, Schweinsteigera czy Lahma w swoim składzie. Holender doskonale znał arenę finału, Estadio Santiago Bernabeu. Dopiero co Diego Milito zapewnił Interowi mistrzostwo kraju w Sienie, a ponad tydzień wcześniej Puchar Włoch po meczu z Romą. Argentyńczyk strzelał wtedy najważniejsze gole w karierze. Mało kto myślał, że w finale strzeli jeszcze bardziej legendarne.

Trwająca kilka sekund sekwencja kilku podań od bramki i w 35. minucie Milito pokonał Hansa Joerga Butta. Znów asystą błysnął Sneijder. Po przerwie były snajper Genoi i Realu Saragossa dobił Niemców. Inter sięgnął po historyczną triplettę – do dziś to jedyny włoski tryplet w historii. Daniel van Buyten do dziś ma w sobie Milito jako jeden z największych koszmarów.

Krótko po finale Jose Mourinho w legendarnej już scenie pożegnał się z Marco Materazzim, dostrzegając go już z odjeżdżającej taksówki. Wkrótce potem rozpoczęła się trenerska rywalizacja z Pepem Guardiolą w lidze hiszpańskiej, dzięki której wielu ludzi rozkochało się na dobre w piłce nożnej. Jose pożegnał się z Interem, aby rozpocząć nową erę Realu Madryt.

Fot. screen UEFA/YouTube

Futbolowy romantyk, z Milanem wierny po porażce, a zdziwiony po zwycięstwie. Spokrewniony z synem koleżanki Twojej matki. Ten typ człowieka, który na Flashscore ma gwiazdkę przy drużynie z Tajlandii czy Indonezji.

Bonus 200% od wpłaty
do 400 zł!
Wisła Płock - Miedź Legnica
Wygrana Wisły Płock
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)