Mistrzostwa Polski nadszedł czas?

07.12.2019

Właśnie w ten sposób rozpoczyna się jedna z przyśpiewek kibiców Śląska Wrocław. Co prawda dopiero początek grudnia, ale skoro po połowie rundy zasadniczej jesteś liderem, masz prawo w ten sposób wyrażać swoje nadzieje czy oczekiwania. Tyle że na to samo mistrzostwo ochotę ma, jak co roku, Legia Warszawa, której fani każdy mecz rozpoczynają od „Mistrzem Polski jest Legia…”. Kto ma rację w swoich śpiewach i kto będzie mógł to zakomunikować całej Polsce przekonamy się dopiero w maju, ale już dzisiaj hit Ekstraklasy i spotkanie dwóch wojskowych klubów przy kapitalnej otoczce.

Śląsk wrócił niedawno na fotel lidera i tutaj ciekawą uwagą wykazał się Aleksandar Vuković na piątkowej konferencji prasowej. Serb wspomniał, że obecny mistrz kraju, Piast Gliwice, rok wcześniej bronił się przed spadkiem. Jeśli cofniemy się do maja tego roku, również Śląsk miał takie kłopoty, jak Piast dwanaście miesięcy wcześniej. Być może to tylko przypadkowy zbieg okoliczności, a może…

Kłopotliwe kartki

Hit hitem, ale niestety zabraknie w nim dwóch kluczowych ogniw ze strony gospodarzy. Michał Chrapek i Krzysztof Mączyński w Gliwicach zobaczyli żółte kartki i będą musieli pauzować. Vitezslav Lavicka ma więc ogromne kłopoty z zestawieniem środkowej strefy boiska. W tym momencie najgłośniej jest o występie Diego Zivulicia w miejsce Krzysztofa Mączyńskiego oraz Damiana Gąski za Michała Chrapka. Strona Śląsknet.com zastanawia się także nad ewentualnym przesunięciem Roberta Picha z prawej strony na pozycję numer „10”, ale z kolei oznaczałoby grę Lubambo Musondy lub Mateusza Cholewiaka. Poza tym niezagrożone są pozycje: Matusa Putnocky’ego w bramce, Kamila Dankowskiego, który po kontuzji Łukasza Brozia wskoczył na prawą obronę, a także pozostałych obrońców – Israela Puerto, Wojciecha Golli czy Dino Stigleca. Linii pomocy ze wspomnianym wspomnianego Pichem, Jakuba Łabojko oraz Przemysława Płachety. W ataku po raz kolejny prawdopodobnie zobaczymy Hiszpania Erika Exposito, o którym kilka dni temu pisaliśmy na łamach Futbolnews.pl.

Hiszpan miał się okazać tym, kim był Carlitos dla Wisły, a później Legii. Na razie można go nazwać “one match wonder” – jego hat-trick przeciwko Zagłębiu Lubin już na stałe utkwi w świadomości kibiców wrocławskiego klubu. Od tamtego czasu minęło już jednak osiem kolejek. Przez ten czas 23-latek zaledwie raz trafił do siatki, w spotkaniu z Arką Gdynia. Gdyby tak policzyć, ile sytuacji wykreowanych przez Picha, Płachetę, Chrapka i innych Hiszpan zmarnował przez ten czas… Trochę się tego nazbierało

Kłopoty sercowe

Przed tygodniem bardzo szybko, bo już w 20. minucie Arvydas Novikovas musiał zejść z boiska w meczu z Koroną Kielce. Jak się okazało Litwin źle się czuł i już po trzech dniach przeszedł zabieg ablacji serca. Wydawało się, że były zawodnik Jagiellonii dopiero w przyszłym roku będzie dostępny do gry, tymczasem Aleksandar Vuković powiedział, że… już w przyszłym tygodniu Novikovas mógłby wrócić do treningów. Tymczasem jednak realnie wydaje się, że Legia pozwoli swojemu zawodnikowi na spokojną rekonwalescencje i w Ekstraklasie zobaczymy go dopiero w 2020 roku. Tyle że osłabienia Legii, jeśli takowymi można nazwać, nijak się mają do tych Śląska. Bo Serbowi brakuje głównie zawodników, którzy i tak zasiedliby na ławce, jak choćby Cafu czy William Remy.

Trener gości, mimo że miał przed sobą ważny ligowy mecz, w Łęcznej postanowił nie robić zbyt wielu rotacji. Z podstawowego składu nie zagrali jedynie Radosław Majecki, Igor Lewczuk oraz Jarosław Niezgoda. Przy czym trzeba pamiętać, że miejsce Niezgody zajął Jose Kante, który strzelił gola i w ostatnich sześciu spotkaniach jego średnia bramek na mecz wynosi równo 1,00! Dodatkowo Niezgoda strzelał gole w pięciu ostatnich ligowych potyczkach! Krótko mówiąc Vuković jedyne, czym się musi martwić w linii ataku, to nadmiarem bogactwa, jeśli zdecyduje się na jedną nominalną „9”.

Prawo serii

Kibice Śląska w tym sezonie przeżywają dużo lepsze chwilę, niż w ostatnich latach, o czym m.in. nieco w humorystyczny sposób informowały klubowe media społecznościowe przy okazji Złotej Piłki.

Przede wszystkim WKS jest podatny na serie. Początek sezonu to cztery zwycięstwa i jeden remis i lider po pięciu kolejkach. Później przychodzi kolejna passa, tym razem remisowo-porażkowa. Najpierw czterokrotnie dzielą się punktami, a ostatnim meczem tej serii spotkań były szalone derby z Zagłębiem – 4:4. Później dwie porażki i remis i gdy wydawało się, że po wpadce z Rakowem jest niewesoło, nagle Śląsk wjeżdża na białym koniu i wygrywa kolejne pięć spotkań, w tym pokonując – ówczesnego – lidera z Płocka oraz mistrza kraju Piast Gliwice. Dodatkowo Śląsk licząc ubiegły sezon i grupę spadkową, u siebie nie przegrał kolejnych 10. meczów, a w tym sezonie jest jedyną ekipą, która nie dała się pokonać u siebie w Ekstraklasie!

Legia może się pochwalić najbardziej liczbami domowymi. Od porażki z Lechią na koniec września, rozegrała cztery domowe mecze, w których zgarnęła komplet punktów i strzeliła aż 18 goli! Bilans kapitalny, dzięki któremu, pod względem liczby punktów, są najlepszym gospodarzem w lidze, choć Śląsk będący punkt za nimi ma jedno spotkanie mniej przy swoich trybunach. Tyle że Legia u siebie w ostatnich tygodniach straszy rywali, a na wyjazdach jest bardzo nieregularna. Ostatnio przegrała w Szczecinie, wcześniej wygrała w Gdynii, ale przed tym była wpadka w Gliwicach, którą poprzedziła… wygrana z Cracovią przy Kałuży. Przed tym był zdobyty punkt w Białymstoku i Płocku. Teraz wypada, że Legia powinna zapunktować we Wrocławiu, ale przy takiej nieregularności, również trudno cokolwiek przewidzieć.

Trybuny

Ileż było narzekania, że we Wrocławiu są puste trybuny i nawet kilkanaście tysięcy widzów przy tak wielkim stadionie nie wygląda imponująco. Sporo w tym racji było, ale na pewno nie będzie to dotyczyć dzisiejszego spotkania. Już przed weekendem była mowa o 25 tysiącach sprzedanych biletów, a przewidywania mówią o grubo ponad 30-tysięcznej publice! Dodatkowo kibice gości wypełnią po brzegi swój sektor, bijąc tym samym rekord wśród fanów zasiadających w „klatce”. Pula 3421 wejściówek znalazła nabywców w stolicy i… nie wszyscy chętni na nie się załapali!

To pokazuje jakim zainteresowaniem cieszy się ta potyczka, a skoro spotyka się lider z trzecią drużyną, trybuny będą pełne, to… oczekujemy od piłkarzy, by stanęli na wysokości zadania i zrobili show godne całego anturażu!

Fot. YouTube