Wystarczyła druga połowa na wyższym biegu. Mądrze grający Lech pokonał Górnika Zabrze

Napisane przez Mateusz Dukat, 02 sierpnia 2025
Lech Poznań - Górnik Zabrze

Na cztery dni przed meczem kwalifikacji do Ligi Mistrzów przeciwko Crvenej Zveździe zespół Lecha Poznań był zobowiązany rozegrać jeszcze jedno starcie w ramach PKO BP Ekstraklasy. Rywalem „Kolejorza” na ENEA Stadionie była ekipa Górnika Zabrze, kierowana przez Michala Gasparika. Ostatecznie w stolicy Wielkopolski zwyciężyli gospodarze, którzy nieznacznie pokonał przyjezdnych ze Śląska 2:1. 

Połowa bez polotu i goli

Pierwsze minuty starcia Lech – Górnik obfitowały w próby ofensywne obu zespołów. Zarówno „Kolejorz”, jak i „Żabole” starali się nie tłamsić piłki zbyt długo na własnej połowie, co obfitowało w kilka szybkich akcji. Żadna z tych sytuacji nie miała jednak znamion „setek”, gdyż większość strzałów albo była niecelna, albo blokowana przez obrońców rywali. W skrócie: zawody były otwarte, ale tylko mniej więcej do dwudziestego metra od bramki rywala.

Szczególnie aktywny na początku spotkania był skrzydłowy Górnika – Taofeek Ismaheel, który zamiast bohaterem stał się jednak… memem. Mimo faktu, że Nigeryjczyk parokrotnie oddawał strzały w kierunki bramki Bartosza Mrozka, niemalże każde uderzenie lądowało hen wysoko nad „magicznym prostokątem”, prowokując kibiców i telewidzów do szyderczych uwag.

W drużynie Lecha nie było co prawda jednej, wyróżniającej się postaci, natomiast nie oznacza to całkowitego braku inicjatywy z ich strony. Organiczną pracę w pressingu wykonywał bowiem Ishak, a swoje okazje „Kolejorz” stwarzał także między innymi ze stałych fragmentów gry, które na początku trwającego sezonu stały się swego rodzaju znakiem rozpoznawczym drużyny Lecha. Wszystko przez specjalnie zatrudnionego członka sztabu, odpowiedzialnego ściśle za rzuty wolne i rożne – Markusa Uglebjerga.

W 22. minucie nadeszła pierwsza, groźna sytuacja pod bramką Lecha Poznań. Zawodnikiem, który w tamtym momencie powinien otworzyć wynik spotkania był nowo sprowadzony napastnik – Roberto Massimo. Wówczas niemieckiemu snajperowi, trochę w przypadkowy sposób, piłka spadła pod nogi idealnie na strzał z woleja. Ostatecznie jednak uderzenie okazało się zbyt marnej jakości, aby wywołać masowy smutek na obiekcie przy ulicy Bułgarskiej.

Dziewięć minut później obejrzeliśmy mającą bramkowy potencjał akcję indywidualną Filipa Jagiełły, który ruszył w stronę pola karnego gości i huknął zza „szesnastki”. Silny strzał ofensywnego pomocnika Lecha obronił jednak 21-letni bramkarz Górnika – Marcel Łubik. Golkiper gości nie ryzykował gwałtownego łapania futbolówki i sparował ją w górę.

Chaotyczna gra Lecha i Górnika w pierwszej połowie nie przyniosła żadnych goli. O niezbyt wysokim poziomie premierowych 45 minut meczu najlepiej świadczy statystyka celnych strzałów, a zasadzie celnego strzału. Zgodnie z konstrukcją poprzedniego zdania, oba zespoły łącznie oddały bowiem tylko… jedno uderzenie w światło bramki.

Lech wrzucił wyższy bieg

Po przerwie Niels Frederiksen przeprowadził dwie zmiany, w ramach których na boisku pojawili się dwaj skrzydłowy – Ali Gholizadeh i sprowadzony niedawno Luis Palma. Koślawo parafrazując Szekspira, „aby wejść mógł ktoś, ktoś musiał zejść”, a tym razem padło na Gisliego Thordarsona i Filipa Szymczaka, którzy swój udział w rywalizacji przeciwko Górnikowi zakończyli już po pierwszej połowie.

W tym miejscu należy przyznać, że roszady te od razu ruszyły atak Lecha, który – co tu dużo mówić – do tej pory mocno kulał. Wejście Honduranina i Irańczyka na pierwszy rzut oka poprawiły ofensywne poczynania „Kolejorza”, o czym świadczy chociażby kolejna próba Filipa Jagiełły. Podobnie jednak jak w pierwszej połowie, nie została ona zamieniona na gola – znów lepszy od pomocnika okazał się bowiem Łubik.

W filozofii i ekonomii nieprzewidywalne zdarzenie, zaburzające cały dotychczasowy porządek określane jest „czarnym łabędziem”. Ze swego rodzaju piłkarską wersję tego talebowskiego pojęcia mieliśmy do czynienia w 60. minucie, gdy dramatyczny zbieg zdarzeń w obronie Górnika i absolutny „babol” wspomnianego wyżej Łubika doprowadził do objęcia prowadzenia przez Lecha.

Strzelcem dość kuriozalnego gola był Leo Bengtsson, który wykorzystał zarówno dobre podanie Joela Pereiry, jak i błąd golkipera rywala i skierował piłkę do pustej bramki. Było to jego pierwsze ligowe trafienia w nowych barwach.

Po stracie bramki piłeczka dotycząca wprowadzania nowych zawodników na plac gry znalazła się po stronie Michala Gasparika, który w 68. minucie zdjął z murawy ENEA Stadionu Kamila Lukoszka i i Taofeeka Ismaheela. Zmiany te miały oczywiście ofensywne znamiona, a wspomnianych Polaka i Nigeryjczyka zastąpili Grek Theodoros Tsirigotis oraz Senegalczyk – Ousmane Sow.

W tamtym momencie zawodnicy Lecha pokazali jednak inną grę niż we wcześniejszych fragmentach meczu i zamiast szybkich ataków mogliśmy zauważyć więcej długich ataków pozycyjnych, które nie dość, że pomagały bezpieczniej płynąć czasowi, to do tego wywoływały niemałą irytację w szeregach Górnika.

Po jednej z takich akcji w 80. minucie spotkania gola dla Lecha strzelił niezawodny Mikael Ishak. Szwedzki snajper, wykazawszy zmysł godny klasowej dziewiątki doszedł do piłki przy okazji interwencji Łubika po uderzeniu Luisa Palmy, a wówczas nie pozostało mu nic innego jak tylko skierować piłkę do bramki, stawiając jednocześnie ogromny krok w stronę zwycięstwa.

Rezultat 2:0 dla gospodarzy nie pozbawił jednak ekipy Górnika nadziei związanych z wywiezieniem ze stolicy Wielkopolskich choćby remisu. W 90. minucie gola za sprawą uderzenia zza pola karnego strzelił bowiem Sow. Senegalczyk celnym i technicznym kopnięciem piłki sprawił, że Bartosz Mrozek „zastygł” na linii i nawet nie próbował rzucać się do strzału.

Lech, mający w czterodniowej perspektywie niesamowicie ważny mecz kwalifikacji do Ligi Mistrzów przeciwko Crvenej Zvezdzie, pomimo trzech doliczonych minut godnie dotrwał końcowego gwizdka Szymona Marciniaka z wynikiem 2:1. Prawda jest jednak taka, że wraz z ostatnim gestem polskiego arbitra w Poznaniu mecz ten przechodzi do historii, a o żadnym świętowaniu nie ma mowy – teraz pełne skupienie na drużynie Serbów!

fot. PressFocus

Jego pierwsze wspomnienie z piłką to EURO 2012. W dziennikarstwie najbardziej ceni sobie pracę w terenie, podczas której opisuje to, co dzieje się na najważniejszych stadionach w kraju. Prywatnie kibic FC Barcelony.

Bonus 200% od wpłaty
do 400 zł!
Lech Poznań - Górnik Zabrze
Obie strzelą
kurs
1,70
1
Bonus 200% od pierwszego depozytu do 400 zł!
2
Cashback do 50 zł + gra bez podatku 24/7
3
Bonusy od depozytu do 600 zł +zakład bez ryzyka do 100 zł
4
Zakład bez ryzyka 3x111 zł (zwrot na konto główne)