Z deszczu pod rynnę? Premier League może mieć własne zasady VAR-u

08.02.2020

Jedni go kochają, inni nienawidzą. Choć VAR wzbudzał, wzbudza i pewnie będzie wzbudzał kontrowersje, nie da się ukryć, że wielokrotnie ratował mecze od kończenia się skandalami. To wielki plus, niestety wideoweryfikacja także powoduje dość duże spory.

Dotyczy to praktycznie wszystkich rozgrywek, w których VAR jest używany. Jednym z takich miejsc jest Premier League, która… ma dosyć obowiązujących zasad.

Mowa przede wszystkim o pozycjach spalonych, które ocenia się niemal co do milimetra. W trwającym sezonie byliśmy już świadkami wielu sytuacji, w których anulowano bramki na pierwszy rzut oka wyglądające prawidłowo (nawet patrząc dokładnie w linii z boku boiska).

Nie da się ukryć, że – pomijając sympatie klubowe – takie obrazki nam się nie podobają i daleko im do „ducha gry”. Kluby Premier League także narzekają i… domagają się zmian. Jakich?

10 centymetrów – właśnie tyle miałby wynosić margines błędu w ocenianiu pozycji spalonej. Pomysł brzmi rozsądnie i przynajmniej teoretycznie gwarantuje rozwiązanie problemu (wystającej o centymetr sznurówki).

Z drugiej strony, co jeśli zawodnik atakujący będzie wychylony o około 9-10 centymetrów? Wtedy także pojawią się spory o to, czy wychylona część ciała była za linią o 9,9, czy 10,1 cm… Wydaje się, że nie ma złotego środka.