Rafał Boguski: – Kilka lat temu myślałem o tym, żeby zakończyć karierę

05.03.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:13

Rafał Boguski to często niedoceniany piłkarz, trzeba jednak powiedzieć, że przeszedł już do historii Wisły Kraków. Przy Reymonta występuje od 14 lat i mimo wieku, wciąż czuje się w formie, by móc pomagać „Białej Gwieździe”. I pomyśleć, że prawie dziesięć lat temu chciał zakończyć karierę… Więcej w naszej rozmowie.

***

Derby Krakowa już za nami. Emocje związane z tym meczem jakoś szczególnie udzielają się piłkarzowi, który od 14 lat jest związany z Wisłą?

Derby Krakowa zawsze są dla nas bardzo ważnym spotkaniem. Budzą wiele emocji, co odczuwają nie tylko kibice, ale również czujemy to na boisku. Podczas tych meczów zawsze było więcej walki niż gry w piłkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spotkanie z Cracovią było ładnym widowiskiem, a nie demonstracją charakteru, kto jest silniejszy.

Tym razem Wisła Kraków okazała się silniejsza. Zresztą wcześniej “Biała Gwiazda” miała serię meczów bez porażki z Cracovią, którą przerwał dopiero mecz w ubiegłej rundzie.

W tamtej rundzie przytrafił nam się jeden błąd i on zadecydował, że przegraliśmy te derby u siebie. Wczoraj jednak było widać, że nawet przy Kałuży możemy być drużyną lepszą.

Właśnie, i kolejny mecz pokazał, że Wisła się podniosła po trudnym czasie. Od początku roku nie przegraliście ani jednego meczu.

Uważam że dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy. Dobrze wiemy, jak mamy grać, każdy zna swoją rolę w drużynę i dzięki temu to tak dobrze wygląda.

Duża w tym rola Artura Skowronka?

Sądzę, że tak. Po pierwsze, wraz z trenerem Leszkiem Dyją poprowadził przygotowania. Położył spory nacisk na przygotowania fizyczne. Również dużo czasu poświęciliśmy na taktykę – na boisku, jak i również przed telebimem. Dzięki temu mogliśmy dostrzec, co możemy poprawić, by udoskonalić naszą grę. Cały sztab na pewno przyczynił się do tego, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy.

Często w polskich zespołach jest tak, że obcokrajowcy nie mogą się szybko przystosować. A do Wisły przyszło kilku i od razu widać ich wkład w grę.

To prawda, nie potrzebowali zbyt wiele czasu na to, by wkomponować się w zespół. Żukow dołączył do nas jeszcze w poprzedniej rundzie. Nie mógł grać w oficjalnych meczach, ale trenował z nami i dzięki temu mamy teraz dobry kontakt na boisku.

Z kolei Turgeman, który przyszedł do nas dwa-trzy dni przed meczem ligowym od razu odpalił. Dostał od nas duże zaufanie, wsparcie i dzięki temu wszystko dobrze zagrało.

Można powiedzieć, że panuje u was team spirit?

W naszej drużynie tak naprawdę od dłuższego czasu jest dobra atmosfera. Nawet mimo tej niechlubnej serii chcieliśmy, żeby w szatni było jak najlepiej. Niestety wtedy nie było wyników. Teraz doszły rezultaty i naprawdę wygląda to obiecująco.

Wzmocnieniem dla was okazał się także powrót Jakuba Błaszczykowskiego, którego jesienią męczyły kontuzje, ale teraz gra regularnie.

Kuba jest bardzo ważną osobą dla Wisły – zarówno dla drużyny, jak i całego klubu. Jako kapitan dużo rozmawia ze wszystkimi zawodnikami, jest naszą podporą.

W poprzedniej rundzie chyba miał pan już dosyć pytań o to, dlaczego Wisła przegrywa kolejne mecze?

Gdybym to wiedział i wszyscy w drużynie by wiedzieli, to byśmy rozwiązali ten problem. Nie było to jednak takie proste, żeby zdiagnozować, dlaczego nam nie idzie.

Koniec końców udało się znaleźć kilka sposobów. W poprzedniej rundzie kilka razy było tak, że traciliście pierwszą bramkę i to już podcinało wam skrzydła.

Niestety tak to wyglądało. Gdy traciliśmy bramkę, nie potrafiliśmy odwrócić losów spotkania, co zdarzało się wiele razy. Teraz nie tracimy pierwsi bramek i pierwsi je zdobywamy. To nas niesie po kolejne punkty.

Gdzie chciałby pan zobaczyć Wisłę na zakończenie sezonu?

Chciałbym, żebyśmy byli jak najwyżej. Najlepiej, jakby udało się awansować do grupy mistrzowskiej. To na pewno będzie bardzo trudne, czeka nas kilka ciężkich spotkań – z Lechem, Legią, Piastem. O punkty może nie być tak łatwo, ale my patrzymy na każdy kolejny mecz. Teraz przede wszystkim musimy zrobić wszystko, żeby pewnie utrzymać się w ekstraklasie.

Rozmawialiśmy o innych piłkarzach Wisły, ale teraz chciałbym porozmawiać o panu. Gra pan od 14 latach w Wiśle, utrzymuje się cały czas w zespole. To obecnie rzadkość w polskich realiach.

Trzeba przyznać, że jestem jednym z niewielu, którzy grają tak długo w jednym klubie ekstraklasy. Myślę jednak, że tutaj jest widoczna specyfika Wisły. Grali tu długo Arek Głowacki i Paweł Brożek, chociaż z przerwami. Mogę się tylko cieszyć, że przez tyle lat mogę grać w tak wielkim klubie i wciąż z dumą reprezentować jego barwy.

Wiele razy spotkałem się z opinią, że jest pan piłkarzem niedocenianym. 

Przez te wszystkie lata gry zawsze najważniejsze było dla mnie dobro zespołu. Tak naprawdę wszystkie swoje indywidualne osiągnięcia stawiałem niżej niż drużynowe. Zawsze najważniejsze było dla mnie, żeby wnieść do zespołu jak najwięcej, a nie po to, by zaprezentować tylko siebie. Może stąd to wynika, że ludzie mnie tak postrzegają.

Miał pan oferty z zagranicznych lig?

Gdy byłem młodszy i zdrowie dopisywało, przed okresem tych nieszczęsnych kontuzji i grałem w reprezentacji, były różne zapytania. Nic z tego ostatecznie nie wyszło. Z tego, co mi mówił mój agent, było zainteresowanie z Anglii i Francji – to był czas, gdy zdobywałem po kilkanaście bramek w sezonie. Później jeszcze obserwowały mnie kluby z Grecji i Cypru.

Wspomniał pan o swojej serii kontuzji. W tamtym czasie w jednym wywiadów powiedział pan, że myślał o zakończeniu kariery. Minęło trochę lat, a jednak wciąż widzimy pana na boisku.

To był trudny czas, można powiedzieć, że przytrafiła mi się wtedy plaga kontuzji. Z jednej wychodziłem, wracałem na chwilę na boisko i kolejna się przyplątała. Poza tym, straciłem kilka miesięcy, ponieważ na początku nie zostałem dokładnie zdiagnozowany i nie wiadomo było, jak można leczyć moją kontuzję. Wtedy przychodziło zwątpienie i zastanawiałem się nad tym, czy jeszcze będę w stanie grać. Później jednak poznałem lepiej swój organizm. Dowiedziałem się, jak prewencyjnie przygotowywać mięśnie do wysiłku. Od tamtej pory mogę powiedzieć, że jestem okazem zdrowia.

I widać to na boisku.

Kiedy zawodnik jest zdrowy i ma regularny tryb treningowy, na boisku wygląda zupełnie inaczej. A gdy się wraca po przerwie, nie jest się w rytmie.

A obecnie myśli pan już o zakończeniu kariery? Nie chciałbym tutaj zaglądać w metrykę, ale wielu piłkarzy z pana rocznika już nie gra.

Bardzo chciałbym zakończyć karierę w Wiśle Kraków. Zdrowie mi na razie dopisuje, kontrakt mam do końca czerwca i chciałbym go przedłużyć Wiadomo jednak, że różnie może się to wszystko potoczyć. Na pewno jeszcze czuję się na siłach, żeby grać.

Planuje pan po zakończeniu kariery zostać trenerem? Z tego co wiem, ma pan już licencję.

Tak, mam licencję trenerską UEFA A. Myślę, że po zakończeniu kariery, chciałbym zostać w piłce i poświęcić się trenowaniu.

Jest szkoleniowiec, z którym pan pracował, z którego chciałby pan brać przykład?

Z wieloma trenerami pracowałem i każdy pokazywał nieco inną stronę tego zawodu. Żeby złożyć idealnego trenera, od każdego z nich trzeba było zabrać po kilka elementów. Trudno mi wskazać jednego, wielu ich było.

Zdarzało się, że Wisłę w ciągu jednego roku prowadziło czterech trenerów.

To na pewno nie sprzyja rozwojowi ani trenera, ani drużyny, ale takie sytuacje też się zdarzają. Wiadomo że bycie szkoleniowcem jest trudną pracą i czasami trudno zagrzać miejsce na dłużej w jednym klubie.

Wróćmy jeszcze do przyszłości. W najbliższej kolejce Wisła zmierzy się z Lechem Poznań. Grał pan w wielu takich spotkaniach, które z nich zapadło szczególnie panu w pamięć?

Było wiele takich spotkań. Niektóre kończyły się happy endem, ale były też takie, które wysoko przegrywaliśmy. Moim najlepszym meczem z Lechem był ten, gdy zdobyłem dwie bramki przy Reymonta i wygraliśmy 2:0. Chociaż pamiętam też taki mecz, gdy u siebie przegraliśmy 4:1, zdobyłem wtedy bramkę honorową. Dostaliśmy wtedy porządne baty od “Kolejorza”…

Dobrze pamiętam, że wtedy trenerem Lecha był Franciszek Smuda?

Tak, Lech wówczas grał w europejskich pucharach. Wtedy występował tam Robert Lewandowski, był też Rafał Murawski.

A jak zapatruje się pan na najbliższe starcie z Lechem?

Trzeba przyznać, że Lech prezentuje się bardzo dobrze. Ostatnio wygrał u siebie wysoko z Górnikiem. Nie będzie to łatwa przeprawa, ale gramy u siebie, jesteśmy na fali… Dawno u siebie nie przegraliśmy, mamy dobrą passę, więc myślę że powalczymy o trzy punkty.

Czego można życzyć Wiśle Kraków w najbliższej i nieco dalszej przyszłości?

Przede wszystkim rozwiązania wszelkich problemów. Również zdrowia dla zawodników i dużo emocji dla kibiców – na boisku i nie tylko. Oczywiście pozytywnych.

A czego można życzyć panu?

Tak naprawdę wystarczy mi tylko zdrowie. Z resztą myślę, że będzie wszystko dobrze.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI