Polacy w Serie A. Kto się spisał, a kto zawiódł #2

23.03.2020

Końca nie widać. Takim krótkim zdaniem możemy opisać obecną sytuację związaną z zawieszeniem rozgrywek w Serie A. Oczywiście we Włoszech nikt teraz nie myśli o futbolu, gdyż wydarzenia związane z koronawirusem są niepokojące. Dłuższa przerwa pozwala nam pochylić się nad dotychczasowymi występami Polaków w lidze. Tym razem weźmiemy pod uwagę zawodników, którzy mogli na murawie pokazać nieco więcej.

Jest to druga odsłona cyklu pt. „Kto się spisał, a kto zawiódł”. W pierwszej części wybraliśmy największe rozczarowania w sprawie Polaków w Serie A. Kto dokładnie znalazł się w tym zestawieniu? Tego dowiecie się pod tym linkiem.

Mówi się, że w życiu nie wszystko jest czarne albo białe. Te słowa pasują także w kontekście występów zawodników na murawie czy też ich sytuacji w klubach. Stwierdzenie, że piłkarz spisał się albo dobrze, albo źle, jest pójściem na łatwiznę. Dlatego też, sytuacje niektórych Polaków w poszczególnych drużynach w Serie A trudno jednoznacznie określić. Jakich graczy możemy zaliczyć do tego grona?

Mieszane uczucia

Pierwszy z nich to Filip Jagiełło. 22-latek trafił do Genoi na początku lutego 2019 roku. Włoski zespół wypożyczył jednak pomocnika do Zagłębia Lubin (klubu, z którego został Filip wykupiony), by zawodnik dograł sezon w ekstraklasie. W związku z tym, swoją przygodę na Półwyspie Apenińskim, Filip Jagiełło rozpoczął od lipca 2019 roku.

Nikt nie oczekiwał, że 22-latek z miejsca zostanie podstawowym graczem Genoi. Była ekipa Krzysztofa Piątka ma w swoich szeregach kilku klasowych zawodników, takich jak Lasse Schone (piłkarz Ajaksu w sezonie 2018/2019) czy Stefano Sturaro (były gracz Juventusu). Dodatkowo Jagiełło musiał konkurować z dość obiecującym pomocnikiem, 22-letnim Francesco Cassatą.

Na debiut w Serie A, Filip czekał do końcówki października. Polak rozegrał pierwsze minuty w lidze podczas rywalizacji z Parmą, wchodząc na końcówkę spotkania. W tym czasie Genoa notowała rozczarowujące wyniki, a posadę stracił Aurelio Andreazzoli.

Do klubu trafił Thiago Motta, który dał szansę Filipowi w pucharowym starciu z Ascoli. Jagiełło rozegrał dobre spotkanie, notując asystę przy pierwszej bramce zespołu. Występ w Pucharze Włoch otworzył drzwi 22-latkowi do częstszej gry w Serie A. Od połowy grudnia do początku stycznia, polski pomocnik zagrał w trzech meczach z rzędu, wychodząc nawet dwukrotnie w pierwszym składzie.

Co prawda Jagiełło nie był w tych spotkaniach najlepszym piłkarzem na boisku, jednakże postawa naszego przedstawiciela np. w meczu z Sassuolo nie odbiegała specjalnie od gry bardziej doświadczonego Sturaro. Graczom Genoi we wspomnianym starciu udało się zdobyć trzy punkty. Była to sytuacja dość niecodzienna, gdyż po raz ostatni, klub sięgnął po komplet punktów 26 października.

W dość niezrozumiałych okolicznościach Davide Nicola, szkoleniowiec zespołu, który przejął funkcję trenera pod koniec grudnia, zrezygnował z Filipa po spotkaniu z Sassuolo. Wystarczy powiedzieć, że od tego występu, Jagiełło zaliczył dwa mecze na dziewięć możliwych, spędzając na murawie 29 minut.

Tym samym statystyki Filipa z tego sezonu są następujące – 7 występów (6 w Serie A, 1 w Pucharze Włoch) na co przekłada się 1 asysta. Wynik przeciętny, jednakże sytuacja zawodnika wygląda znacznie lepiej, niż sprawa omawianego w pierwszej części Szymona Żurkowskiego. Po powrocie do treningów, Jagiełło z pewnością nie będzie skreślony przez szkoleniowca. W szczególności, że 22-latek zagrał w ostatnim ligowym meczu przeciwko Milanowi.

Zadaniowiec

Zapewne nikt nie spodziewał się, że na tym etapie sezonu Serie A w Veronie więcej minut rozegranych będzie mieć Paweł Dawidowicz, niż Mariusz Stępiński. Napastnik miał kontynuować w ekipie beniaminka dobrą grę w Serie A. Z tego też powodu, 24-latek przeniósł się do lokalnego rywala w ostatni dzień letniego okna transferowego.

Rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Paweł Dawidowicz rozegrał w tym sezonie prawie 650 minut, tymczasem Stępiński ma na swoim koncie 517 minut. Nie oznacza to jednak, że 24-latek może być pełni zadowolony ze swojej pozycji w klubie.

fot. flashscore

Polak pełni rolę zadaniowca. Potwierdzają to statystyki. Na 10 ostatnich ligowych spotkań Verony, Paweł Dawidowicz zagrał w siedmiu spotkaniach, przy czym cztery występy to wejścia na murawę tuż przed końcowym gwizdkiem sędziego. Świetną trójkę obrońców tworzą Rrahmani, Gunter oraz Kumbulla. Nic dziwnego, że szkoleniowiec Verony, Ivan Juric nie daje zbyt wielu szans na grę Dawidowiczowi od pierwszej minuty.

Na pozycję defensora w drużynie rzutują z pewnością czerwone kartki, których Polak wyłapał już dwie. Przy liczbie czternastu meczów w Serie A, jest to wynik niewątpliwie negatywny. Wykluczenie Pawła Dawidowicza okazało się niezwykle istotne w trakcie rywalizacji z Atalantą. 24-latek zobaczył kartkę w 85. minucie potyczki, a tuż przed końcem rywalizacji bramkę na 3-2 dla rywali strzelił Djimsiti.

Biorąc zatem pod uwagę rozczarowania, jakie z pewnością wywołał Polak swoimi czerwonymi kartkami, a także świetną grę trójki Rrahmani, Gunter oraz Kumbulla, liczba spotkań Pawła nie wygląda najgorzej. Przy obecnej sytuacji w zespole, Dawidowicz nie może raczej liczyć na więcej szans, niż dostaje.

Kontuzje rzutują na ocenę

Z niezwykle trudnym sezonem muszą mierzyć się zawodnicy Sampdorii. Dziewiąta drużyna ubiegłego sezonu przez dłuższy czas w obecnej kampanii plasowała się w strefie spadkowej. Ekipę odbudował Claudio Ranieri, który przybył do Genui w połowie października. Jak się okazało, włoski szkoleniowiec miał także wpływ na naszych zawodników.

Początek sezonu w wykonaniu zarówno Bartosza Bereszyńskiego, jak i Karola Linetty’ego pozostawiał wiele do życzenia. Oczywiście, cały zespołów spisywał się poniżej oczekiwań, jednakże Polacy niespecjalnie próbowali wyjść przez szereg.

Spore pretensje sympatycy Sampdorii mieli do Bereszyńskiego. Zniżkę formy zauważył także Claudio Ranieri, który zdecydował się posadzić Polaka na ławce w dwóch ligowych meczach, które miały miejsce na przełomie października i listopada. W trakcie zgrupowania reprezentacji, Bereszyński wypadł na kilka tygodni z powodu kontuzji. Przerwa od gry dobrze wpłynęła na prawego defensora. Od początku stycznia, Bartosz opuścił tylko jeden mecz z powodu zawieszenia.

Różne fazy sezonu w trakcie obecnej kampanii miał także Karol Linetty. Jeszcze do początku grudnia, sytuacja zawodnika w Sampdorii wyglądała niepokojąco. Polak do tego etapu rozgrywek zgromadził zaledwie dwa ligowe mecze w wyjściowym składzie. Oczywiście spory wpływ na taki rozwój wydarzeń miała kontuzja pomocnika, która wykluczyła go z gry na miesiąc (październik).

Linetty odrodził się jak feniks z popiołu na początku 2020 roku. Genialny występ z Brescią, zakończony bramką oraz asystą, a także dobre mecze przeciwko Sassuolo czy Milanowi pozwoliły wierzyć, że Karol będzie kluczowym zawodnikiem nie tylko dla Sampdorii, ale również dla reprezentacji Polski.

Tuż przed zawieszeniem rozgrywek, 25-latek zanotował trzy dość przeciętne spotkania – z Torino, Fiorentiną oraz Veroną. Tym samym w kontekście Linetty’ego możemy przede wszystkim mówić o bardo dobrym styczniu. Czy jeden miesiąc na wysokim poziomie to wystarczający wynik? Z pewnością wiele osób będzie z tym polemizować. Pogląd na ocenę występów Karola poprawia nieco fakt, iż pomocnik jest wicekapitanem zespołu. Tak czy inaczej, Karol Linetty podobnie jak Bartosz Bereszyński balansują między dobrą grą, a występami poniżej oczekiwań.

Wspominana czwórka miewała różne fazy w tym sezonie. O tym, jak będziemy opisywać kampanię 2019/2020 w wykonaniu tych zawodników zadecyduje tak naprawdę pozostała część sezonu.