Podbeskidzie nie może wygrać od trzech meczów. Wciąż jest faworytem do awansu?

28.06.2020

Podbeskidzie Bielsko-Biała jeszcze niedawno wydawało się głównym kandydatem do awansu do ekstraklasy. W ostatnich tygodniach zespół dopadła zadyszka i spadł z fotela lidera na trzecie miejsce. Co się popsuło w ostatnich tygodniach w drużynie “Górali”?

Stabilność głównym argumentem

Drużyna z Bielska-Białej spędziła przerwę zimową na trzecim miejscu. Zespół miał jednak wiele argumentów za tym, by stawiać go w gronie faworytów do awansu do ekstraklasy. Podbeskidzie było bowiem drugą najskuteczniejszą drużyną Fortuna 1. Ligi, co więcej miała więcej straconych goli tylko od Warty i Stali. Poza tym wydawało się zespołem najbardziej stabilnym – nie było rewelacją sezonu jak Warta i Radomiak i nie zmagało się z problemami finansowymi i organizacyjnymi jak Stal.

Kadra gotowa na ekstraklasę

Również kadra Podbeskidzia może się wyróżniać na tle innych pierwszoligowców. Przede wszystkim gra tam dość sporo piłkarzy z doświadczeniem w ekstraklasie. Wśród nich są choćby Filip Modelski, Michał Rzuchowski, Tomasz Nowak, Martin Polacek i Adrian Rakowski. Mocnym punktem zespołu jest również kapitan, Łukasz Sierpina, a także Karol Danielak, który jest najlepszym strzelcem “Górali” w tym sezonie. Warto wyróżnić również Chorwata Marko Roginicia, którym interesuje się kilka klubów ekstraklasy (m.in. Pogoń).

Zresztą Podbeskidzie w zimowym oknie transferowym jeszcze wzmocniło i tak silny, jak na standardy 1. Ligi skład. Do zespołu dołączył doświadczony napastnik Kamil Biliński, a także jedno z odkryć trwających rozgrywek, Mateusz Marzec. Wydawało się, że zespół naprawdę robi wszystko, żeby w przyszłym sezonie zagościć w polskiej elicie. Szczególnie, że fani ekstraklasy raczej raczej powinni znać większość zawodników.

„Górale” mieli uciec rywalom

Można powiedzieć, że już w pierwszych meczach w 2020 roku Podbeskidzie udowadniało, że jest głównym faworytem do awansu. Może nie świadczyło o tym koniecznie okazałe zwycięstwo z Wigrami 4:0, ale triumf 2:0 z Wartą już tak. W drugim spotkaniu podopieczni Krzysztofa Bredego byli drużyną zdecydowanie lepszą – dopuścili rywali do tylko dwóch strzałów. Poza tym mieli przewagę w posiadaniu piłki, 11 rzutów rożnych. Co więcej, należy podkreślić, że gdyby nie wygrana mogłaby być jeszcze wyższa, aczkolwiek kilkakrotnie bramkarz Adrian Lis i defensywa “Warciarzy” uratowała zespół przed wyższym wymiarem porażki.

To właśnie spotkanie z Wartą miało okazać się kluczowe w dalszej rywalizacji. Podbeskidzie zdominowało głównego przeciwnika w walce o awans, dzięki czemu nie tylko znalazło się na fotelu lidera, ale mogło podchodzić do dalszych pojedynków z pozycji głównego faworyta. Nie tylko do gry w ekstraklasie w przyszłym sezonie, ale również do całkowitej dominacji w rundzie wiosennej.

Po wznowieniu rozgrywek w czerwcu wydawało się, że “Górale” wciąż będą podążać zwycięską ścieżką. Wygrali bowiem z niełatwymi przeciwnikami – Olimpią Grudziądz i Termalicą. Zresztą po drużynie z Bielska-Białej od razu było widać nastawienie na kolejne zwycięstwa, co niekoniecznie było widoczne w szeregach Warty i Stali. W obu powyższych meczach zespół Krzysztofa Bredego objął prowadzenie już w pierwszej połowie i potrafił je dowieźć do końca.

Podbeskidzie włączyło blokadę

I potem przyszedł dość pechowy mecz z Miedzią. Wydawało się, że znowu spotkanie przebiegnie pod dyktando Podbeskidzia – w 35. minucie zdobył gola Karol Danielak. Z reguły w ostatnim kwadransie pierwszej połowy “Górale” otwierali wynik, dlatego mogło się wydawać, że tak będzie również tym razem. Potem jednak przyszła seria pechowych przypadków – rzut karny dla Miedzi, czerwona kartka dla Martina Polacka, gol samobójczy Dmytro Baszłaja. Tak jakby wszystkie gwiazdy i planety nagle odwróciły się na stronę drużyny z Legnicy. W doliczonym czasie szczęśliwą wyrównującą bramkę zdobył autor samobója i ostatecznie mecz zakończył się remisem 2:2. Możliwe jednak, że właśnie ten wynik podłamał rozpędzonych bielszczan.

Kolejne dwa spotkania również zakończyły się dla Podbeskidzia podziałem punktów. Zespół szybko objął prowadzenie w meczu z Puszczą, ale jeszcze przed przerwą stracił dwie bramki. Z kolei podczas pojedynku z GKS-em Tychy to rywale po golu Szymona Lewickiego objęli prowadzenie w pierwszej połowie, co zdekoncentrowało “Górali”. W dodatku drużyna gości dokończyła to spotkanie w dziesiątkę, gdyż czerwoną kartkę otrzymał Kornel Osyra.

Powrót na zwycięską drogę już w meczu ze Stomilem?

Najbliższym przeciwnikiem Podbeskidzia będzie Stomil. Nie trzeba tutaj mówić, kto jest faworytem tego spotkania. “Górale” nie wygrali jednak żadnego z trzech ostatnich meczów i spadli na trzecie miejsce. Mogą sobie również pluć w brodę, gdyż nie wykorzystali wpadek Stali i Warty w poprzednich kolejkach i zamiast od nich odskoczyć, znaleźli się na miejscu, które nie gwarantuje gry w ekstraklasie.

Za awansem Podbeskidzia wciąż może przemawiać terminarz. Najtrudniejszymi rywalami zespołu wydają się Radomiak, z którym “Górale” grają u siebie oraz GKS Jastrzębie i Sandecja, nie najłatwiejsze do pokonania na wyjeździe. Droga do możliwego awansu jest dla podopiecznych Krzysztofa Bredego możliwa do przejścia bez szwanku. Drużyna musi jednak najpierw przełamać serię trzech meczów bez zwycięstwa. Stomil wydaje się do tego odpowiednim przeciwnikiem, aczkolwiek patrząc na postawę bielszczan w ostatnich meczach, wszystko jest możliwe.