Nowy sezon – większe wyzwania. Lech Poznań wraca do gry

15.08.2020

Lech Poznań rozpoczyna sezon 2020/2021 od pojedynku w Pucharze Polski z Odrą Opole. Potem drużynę Dariusza Żurawia czekają jednak dwa trudniejsze wyzwania. Pierwsze – udowodnić, że końcówka poprzedniego sezonu nie była tylko przebłyskiem, drugie – wrócić do fazy grupowej europejskich pucharów po pięciu latach. Zanim jednak „Kolejorz” na dobre wejdzie w sezon, potrzebuje wzmocnień. Szczególnie, że może spodziewać się kilku osłabień.

Coś nowego

“Kolejorz” może mówić o dużym szczęściu, jeśli chodzi o rywala w I rundzie eliminacji Ligi Europy. Drużyna Dariusza Żurawia zmierzy się z łotewską Valmierą, która nawet na własnym podwórku nie robi na nikim wrażenia. Jeszcze jakiś czas temu piłkarze Lecha z tyłu głowy mogli mieć odpadnięcie z pucharów w starciach ze Stjarnanem czy Żalgirisem. Powiedzmy sobie szczerze – od tych meczów minęło kolejno sześć i siedem lat. W futbolu te kilka lat to jednak już zamierzchła przeszłość – spójrzmy choćby na RB Lipsk. Klub powstał w 2009 roku, kilka miesięcy po tym jak Lech Poznań grał w fazie pucharowej Pucharu UEFA z Udinese. To dowód na to, jak wiele w piłce zmieniło się przez ten czas.

O ile jednak jeszcze niedawno wypominano wszystkim ludziom związanym z Lechem, że trochę żyją przeszłością meczów z Juventusem czy Manchesterem City w sezonie 2010/2011, teraz nie można się do tego doczepić. W ubiegłym sezonie wreszcie „Kolejorz” dał sygnał wszystkim rywalom, że “nie idzie po majstra” jak co roku, a tworzy coś nowego. Misja zakończyła się wicemistrzostwem Polski i naprawdę zabrakło kilku kolejek do pierwszego od pięciu lat tytułu.

To na razie tylko jeden udany sezon

Najbliższe miesiące mogą się okazać dla “Kolejorza” ważnym, ale również trudnym wyzwaniem. Podopieczni Dariusza Żurawia będą musieli udowodnić, że nie tylko walczą o czołówkę, ale faktycznie w niej są. Seria dziesięciu meczów bez porażki na koniec ubiegłego sezonu robi wrażenie, ale to już przeszłość. Teraz kolejnym krokiem dla Lecha jest udowodnienie, że forma to nie tylko kwestia jednego udanego sezonu. Na razie, jak słusznie w rozmowie dla “Futbol News” zaznaczył dziennikarz Canal+ Wojciech Jagoda, “Kolejorz” jest odpowiednikiem Piasta z wcześniejszych rozgrywek.

Drużyna grała jednak skutecznie i można o niej powiedzieć, że była odpowiednikiem Piasta z zeszłego sezonu. Z tą różnicą, że Piast rok temu zdążył wskoczyć na pierwsze miejsce, natomiast Lech nie zdążył. Myślę jednak, że cała Wielkopolska może być dumna ze swojej ekipy. Patrząc na punkty Lecha w 2020 roku widać nie tylko ładną grę, ale też zabójczą skuteczność, zespół jest najlepszy przy zsumowaniu punktów z czasu przed i po zawieszeniu, jak i z ostatnich siedmiu kolejek – zaznaczył Wojciech Jagoda.

Oczekiwania w Poznaniu są jednak nieporównywalne do tych w Gliwicach. Stolica Wielkopolski jest głodna sukcesów w kraju i serii udanych meczów w europejskich pucharach. Przez ostatnie lata zarzucano Lechowi, że jest drużyną “zagraniczną”, bez własnego stylu i swojej mentalności. Wszystkie rozwiązania zawiodły, a w najlepszych momentach do tego, by coś pokazać, Lechitom brakowało szczęścia.

Kilkanaście milionów euro

Przełom nastąpił pod wodzą Dariusza Żurawia, który jednak też musiał się zmagać z przeciwnościami. Tweety fanów Lecha o treści znaczącej mniej więcej tyle co “Żuraw out”, można by liczyć w tysiącach. A jednak trener udowodnił, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu – i co ważne – w odpowiednim czasie. Okazał się tym, u którego talent Kamila Jóźwiaka rozwinął się tak, jak oczekiwano już kilka lat temu. U niego Tymoteusz Puchacz i Jakub Moder stali się wręcz czołowymi postaciami ligi, podobnie jak młodszy od nich Jakub Kamiński. Patrząc na obecne realia, cała czwórka razem kosztuje kilkanaście milionów euro, a jeszcze rok temu nikt tak nie twierdził.

Odejście Kamila Jóźwiaka z klubu wydaje się nieuniknione. Dla 22-latka jest to zresztą idealny moment na wyjazd z kraju. Piłkarz już wcześniej grał w podstawowym składzie Lecha, ale trudno było o nim powiedzieć, że był przywódcą ofensywy, czego dowodzą nie tylko jego statystyki, ale także opaska kapitana w niektórych spotkaniach. Można wręcz powiedzieć, że w ciągu roku z młodego talentu stał się pewnego rodzaju symbolem drużyny. Piłkarzem wywodzącym się z Akademii Lecha, który prowadził zespół do dobrych wyników i zadebiutował w reprezentacji. Za nim do kadry na pewno wejdą kolejni zawodnicy “Kolejorza”, ale on jest tym, który przetarł szlaki. Teraz powinien zrobić krok do przodu, a średni, ale rozwojowy klub Bundesligi jest dla niego wręcz idealnym kierunkiem.

Co po Gytkjaerze?

Zanim skupimy się na odejściu Jóźwiaka, najpierw zwróćmy uwagę na to, że nikt nie rozpacza po odejściu Christiana Gytkjaera, chociaż to on zdobył koronę króla strzelców. Na jego skuteczność złożyło się jednak kilka czynników, a jednym z nich jest funkcjonowanie całej drużyny w ofensywie. Jego miejsce, przynajmniej według obecnych przesłanek ma zająć Mikael Ishak. To jednak zawodnik wyraźnie różniący się od Duńczyka, gdyż nie jest klasycznym napastnikiem.

Ishak preferuje stosunkowo bezpieczną grę podań dla napastników, może być stosunkowo dobrze zintegrowany, działa dobrze do tyłu. Piłkarz potrafi zachować się odpowiednio na połowie przeciwnika, rozgrywa sytuacje konsekwentnie i twardo. Brakuje mu umiejętności gry jeden na jednegostwierdził w rozmowie dla “Futbol News” niemiecki dziennikarz, Florian Zenger.

To oznacza, że na szpicę Lecha przyjdzie ktoś jeszcze? To niewykluczone, szczególnie po powrocie Timura Żamaletdinowa do Rosji i wypożyczeniu Pawła Tomczyka do Stali Mielec. Oczywiście, więcej szans w nowym sezonie otrzyma Filip Szymczak. Może też za jakiś czas w składzie pojawi się najlepszy strzelec drużyny w Centralnej Lidze Juniorów w poprzednim sezonie, Adrian Ratajczyk. Najpierw jednak przyda się dodatkowy zawodnik na pozycji napastnika. Najlepiej o charakterystyce nieco podobnej do Christiana Gytkjaera, który jest nieco bardziej aktywny na boisku w przekroju całego spotkania.

Kilka wzmocnień by się przydało

Priorytetem dla “Kolejorza” powinno być jednak wzmocnienie na skrzydle. Najlepiej uniwersalny piłkarz, który tak jak Kamil Jóźwiak potrafi grać po obu stronach ofensywy. Owszem, w kadrze są jeszcze Michał Skóraś i wracający z wypożyczenia Tymoteusz Klupś, którzy raczej swoje szanse dostaną i szczególnie pierwszy powinien zaliczyć w przyszłym sezonie kilka udanych występów w lidze. W walce o puchary potrzebny jest jednak jeszcze jeden solidny piłkarz. Niekoniecznie tylko zmiennik dla Puchacza czy Kamińskiego, ale postać, która będzie potrafiła wpłynąć na losy meczów. Chyba że w Lechu pozostanie Joao Amaral, aczkolwiek jego pozostanie w Poznaniu nie jest przesądzone.

Kolejną pozycją, która w Lechu wymaga wzmocnienia, jest środek pomocy. To niemal pewne, że z klubu odchodzi Karlo Muhar, który okazał się transferowym niewypałem. Owszem, miał cechy, które go predestynowały do gry w wyjściowej jedenastce. Okazało się jednak, że bez Muhara “Kolejorz” radzi sobie lepiej. Nie oznacza to, że Lech Poznań nie wymaga wzmocnień w środku, a wręcz przeciwnie. Pedro Tiba i Jakub Moder to świetny duet, aczkolwiek żaden z nich nie jest typowym defensywnym pomocnikiem. W europejskich pucharach, szczególnie w starciach z trudniejszymi rywalami typowy piłkarz na tej pozycji może się okazać wręcz konieczny. Dlatego w najbliższych tygodniach w Lechu powinien pojawić się ktoś nowy – najlepiej osoba z silnym charakterem, która ma już jakieś doświadczenie w grze na wyższym poziomie.

Pierwszym wzmocnieniem Lecha w letnim oknie transferowym był Alan Czerwiński. Były piłkarz Zagłębia Lubin był drugim – obok Marko Vesovicia – najlepszym prawym obrońcą ligi w ubiegłym sezonie, dlatego nie trzeba podkreślać, że pozyskanie go wyjdzie Lechitom na dobre. Nawet jeśli to tylko piłkarz, który miałby być zmiennikiem Roberta Gumnego. Warto jednak zauważyć, że Czerwiński bardzo dużo wnosi do gry ofensywnej, co może okazać się w ekstraklasowych pojedynkach bardzo ważne.

W Lechu pojawiła się jednak luka na lewej stronie obrony. Po odejściu Wołodymyra Kostewycza, jedynym piłkarzem na tę pozycję jest Tymoteusz Puchacz. 21-latek może być jednak wystawiany nieco wyżej, dlatego transfer nowego lewego obrońcy dawałby Dariuszowi Żurawiowi nowe możliwości. A może swoje szanse otrzyma 18-letni Jakub Niewiadomski? Piłkarz powinien najpierw otrzymać szansę w lidze, żeby móc to ocenić.

Bramka skompletowana?

Pozycją, którą Lech Poznań musiał wzmocnić latem był też bramkarz. Kontuzjowany Mickey van der Hart po powrocie będzie mieć dwóch konkurentów do składu, a może nawet i trzech. Do drużyny dołączyli Filip Bednarek i Marko Malenica, a poza tym w składzie jest 21-letni Miłosz Mleczko. Kto będzie grał na początku sezonu – to na razie niewiadoma. Malenica w ostatnim czasie nie grał regularnie, Bednarek również. Tymczasem Mleczko nie należy do ulubieńców trenera, o czym świadczy stawianie pod koniec sezonu na Karola Szymańskiego, któremu wygasał kontakt z “Kolejorzem”.

***

Lech Poznań rozpocznie sezon już w sobotę, meczem z Odrą Opole. Może Dariusz Żuraw postawi na nowe rozwiązania czy myślą o pierwszych tygodniach sezonu, wliczając w to walkę o europejskie puchary? Kadra potrzebuje jednak wciąż kilku wzmocnień, aby przynajmniej utrzymać dyspozycję z poprzedniego sezonu.

Najbliższe tygodnie, a nawet miesiące mogą się okazać bardzo wymagające dla Lecha, na każdej płaszczyźnie. Na pewno będzie mieć na to wpływ odejście Kamila Jóźwiaka, a także innego z młodych zawodników. Na pewno plusem jest fakt, że niedawno umowę z “Kolejorzem” przedłużył Pedro Tiba. To dowód na to, że klub już poczynił kilka ruchów z myślą o najbliższym sezonie. Kilka nowych piłkarzy jednak niewątpliwie się przyda Dariuszowi Żurawiowi w walce o puchary i ligową stabilizację, nie wspominając na razie o walce o mistrzostwo.

Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka