„Nie są trudni do rozszyfrowania, tylko trudno ich ograć”. Charleroi jako belgijskie Atletico

01.10.2020

Trzeba przyznać, że Lech Poznań z każdą rundą ma dozowany stopień trudności. Najpierw słabiutcy Łotysze, później wyjazd do Szwecji, następnie eskapada na gorący Cypr, a teraz starcie u lidera belgijskiej Jupiler Pro League. Jakim rywalem jest Charleroi? O tym opowiedział nam Mariusz Moński z portalu Retro Futbol, któremu wiedzy na temat futbolu w Beneluksie można pozazdrościć. 

Jakim rywalem dla Lecha będzie Charleroi? Można ich jakkolwiek odnieść do Apollonu czy Hammarby?

To jest rywal półkę wyżej niż dotychczasowi rywale. Są przede wszystkim świetnie zorganizowani w defensywie. Bardzo trudno im strzelić gola, a łatwo stracić. Trzeba być bardzo uważnym, żeby nie dać im się trafić. Zazwyczaj, gdy strzelają jako pierwsi, już nie przegrywają.

Charleroi gra u siebie. Czy to może być, paradoksalnie, pomocne dla Lecha? Może Belgowie zagrają bardziej otwarty futbol w domu.

Charleroi nigdy nie gra otwartej piłki, bez względu na to czy grają u siebie, czy na wyjeździe. Oni po prostu mają taki styl. Nie grają piłką. Atakują, gdy muszą gonić wynik. Gdy nie muszą, nie atakują.

Mają kilku lepszych piłkarzy od gwiazd Lecha, a czy ogólnie są lepszym zespołem? Trudno powiedzieć. Są do bólu skuteczni i strasznie nieprzyjemni do gry. Nie wygrywają meczów, bo są lepsi. Potrafią wykorzystać słabość rywala lub przeciwnik nie potrafi ich dobić. Potencjałem to jest szósta, może siódma drużyna z Belgii.

Mimo wszystko mowa o drużynie z czołówki dużo mocniejszej ligi od naszej.

Zgadza się. Gdy Lech grał w Genkiem, wtedy rzeczywiście szans nie było. Genk miał takich zawodników, potrafił grać w piłkę. Przed meczem nie dawałem więcej niż 5-10% szans dla Kolejorza. Tutaj moim zdaniem jest 60-40 dla Belgów.

Patrząc na skład od razu rzuca się w oczy ofensywa zbudowana na Irańczykach.

Skoro szefem klubu jest Irańczyk z pochodzenia, to oni się tam bardzo dobrze czują. Nie mają kłopotów ze sprowadzaniem ich z Iranu. Zresztą szef klubu Mehdi Bayat i jego brat jeden z największych agentów w Belgii, mają świetne układy w Iranie i mogą ściągać najlepszych piłkarzy stamtąd.

Kaveh Rezaei jest ich największą gwiazdą?

On i Marco Ilaimaharitra, pomocnik z Madagaskaru.

To są bardziej oczywiste nazwiska. Kogo można wyróżnić z drugiego szeregu?

Tak naprawdę Charleroi to nie jest zespół gwiazd. Bardzo wyrównana drużyna, zwłaszcza pierwsza jedenastka. Mają tak naprawdę 12-13 ludzi do gry. Cała reszta mocno odstaje poziomem i nie za bardzo mogą mieszać. Wszyscy w podstawowym składzie są bardzo wyrównani i trudno kogoś wyróżniać. Każdy może mieć swój dzień i każdy może wygrać mecz. Ich trzeba oceniać jako zespół. Wielu ludzi widzi ich jako belgijskie Atletico.

Patrząc na liczbę rozegranych minut widać to, o czym mówiłeś. Dwunasty Gillet ma ponad 500 minut, a trzynasty zawodnik nie uzbierał nawet stu…

No właśnie! Teraz ich skład, w którym wyjdą, będzie świadczył o tym czy jest bardziej ofensywny czy defensywny. Jeżeli wyjdzie Gillet, to znaczy, że będą jeszcze bardziej bronić niż normalnie. Jego brak będzie oznaczał nieco ofensywniejsze nastawienie.

Obecność Gilleta oznacza grę Morioki za napastnikiem, a wtedy jeden z zawodników z kwartetu ofensywnego siada na ławce i jest nim najczęściej Nicholson. Brak Gilleta, to Morioka cofnięty do środka.

Wspomniałeś o Morioce, który jest dobrze znany polskiemu kibicowi. Jak sobie radzi Japończyk?

W Charleroi jest świetny, a w Anderlechcie poszło mu słabo. Tam narzekali na jego grę defensywną. Nie angażował się w tyłach, był zainteresowany grą do przodu. Tutaj się wyrobił. Już nie jest takim graczem, który biega tylko do przodu czy też można go łatwo przepchnąć i przewrócić. To nie jest miękki Morioka, tylko nauczył się grać w defensywie.

Od niego także zależy gra pod bramką rywala. Bardzo lubi zagrywać prostopadłe piłki do wychodzących napastników, gdy sam biegnie wzdłuż pola karnego. Najczęściej jest to Rezaei czy Nicholson, który potrafią z tego korzystać.

Jak Belgowie podchodzą do pucharów?

Przede wszystkim oni chcą powalczyć o coś w Belgii, gdyż tam nic nie wygrali. Wiedzą, że w europejskich pucharach nie wygrają, tylko mogą mieć fajną przygodę. Chcieliby jej bardzo, gdyż nigdy nie byli choćby w fazie grupowej. Trzy czy cztery lata temu byli na podium w lidze, ale później nie awansowali do grupy.

Chcieliby awansować, tyle że trzy dni po meczu z Lechem mają najbardziej prestiżowy – dla siebie – mecz sezonu, a więc derby Walonii ze Standardem Liege. Będą musieli to pogodzić.

Gdybyś miał wskazać ścieżkę Lechowi na ten mecz, to…

Trzeba grać ofensywnie, ale też trzeba uważać. Nie ma na co czekać, bo jak dadzą piłkę Belgom, to oni sobie poklepią cały mecz w obronie i poczekają na jakiś błąd w ustawieniu Lecha. A jeżeli Lech jest lepszy w ofensywie niż w defensywie – a wiemy, że jest – to się ten błąd przydarzy.

Poza tym wiadomo, że Bednarek nie jest królem przedpola, co przy świetnych centrach Morioki i grze w powietrzu Nicholsona czy Falla, może być ciepło. Ostatni raz, gdy przegrali mecz, w którym jako pierwsi strzelali, to był sezon 2018/19!

Przypuszczam, że sztab Lecha ich dobrze prześwietlił. Nie są trudni do rozszyfrowania, tylko trudno ich ograć. Wiadomo jak grają, zawsze tak samo. Kwestia jest taka, żeby samemu trafić do bramki rywala i nie dać sobie strzelić.

Łatwo się mówi, ale trudniej będzie wykonać. A przydałoby się, gdyż apetyty po tym meczu z Apollonem tylko wzrosły.

Lech w weekend odpoczywał, ale Charleroi się bardzo nie spociło. Remis z Mouscron to była gra na stojąco. Chcieli wygrać, ale na pewno nie zagrali na 100%. Oni narzekali na zmęczenie po 120. minutach z Partizanem. Do czwartku powinni odpocząć, ale to będzie trudna walka dla Lecha.

Gdyby Lech otworzył wynik, byłoby świetnie. Charleroi w ataku pozycyjnym nie czuje się dobrze. Wtedy można, w miarę, kontrolować mecz. Jednak na odwrót, mogłoby być bardzo trudno, gdyż wtedy są wymagającym rywalem.