Vladislavs Gutkovskis: Jeśli będziemy konsekwentni, wciąż będziemy wygrywać

25.10.2020

Vladislavs Gutkovskis w letnim oknie transferowym podpisał kontrakt z Rakowem Częstochowa. Już w pierwszych meczach było widać, że Łotysz dobrze czuje się w nowym zespole i przeskok z pierwszej ligi do ekstraklasy nie okazał się dla niego brutalny. W rozmowie dla „FutbolNews” piłkarz opowiedział o swoich początkach kariery, treningach z Romelu Lukaku w Evertonie, zablokowanych transferach do Glasgow Rangers i Lechii Gdańsk, pracy z Markiem Papszunem i nie tylko.

Znalazłem informację, że na pierwszy trening poszedłem z inicjatywy taty i dziadka. Jak to wyglądało?

Na pierwszy trening piłkarski zawieźli mnie babcia i dziadek, którzy znali trenera szkółki, do której trafiłem. Nie było jednak u nas żadnych akademii czy klubu podzielonego na kategorie wiekowe. Przyszedłem po prostu do drużyny, gdzie byli chłopcy w moim wieku, ale większość to byli starsi. Miałem wtedy dziewięć lat, a najstarsi koledzy z drużyny mieli nawet czternaście.

A ile miałeś lat, kiedy zainteresowałeś się piłką, jeszcze zanim trafiłeś do szkółki?

Myślę, że to wszystko się złożyło w jednym czasie, ponieważ wcześniej nie zwracałem raczej uwagi na piłkę nożną. Ale od kiedy pamiętam, lubiłem sport i było to dla mnie obojętne, w co grałem.

Nie chciałeś pójść śladami taty, który uprawiał podnoszenie ciężarów?

Nie, nigdy!

Wróćmy do czasów, gdy już zacząłeś trenować piłkę nożną. Od samego początku chciałeś grać w ataku?

Nie, na początku grałem na skrzydłach, zresztą nie wynikało to od trenerów, po prostu lubiłem tam grać. Do ataku przesunął mnie trener Olimpu, do którego trafiłem w wieku czternastu lat. Stwierdził, że mam zdecydowanie lepsze warunki fizyczne do tego, żeby występować na pozycji napastnika niż grać na boku. I w ten sposób dość szybko trafiłem do dorosłej piłki, szybko zacząłem występować w pierwszym zespole.

Udało ci się to naprawdę szybko, A jak było w przypadku twoich kolegów ze szkółki, udało się komuś z nich również przebić do dorosłej piłki?

Mam dwóch najlepszych kolegów, z którymi zaczynałem, a potem poszliśmy razem do Olimpu i Skonto. Później zresztą graliśmy razem do czasu, gdy Skonto upadło z powodów finansowych. Obecnie obaj występują w najwyższej lidze łotewskiej i grają regularnie w swoich klubach.

Zostając przy temacie łotewskiej ekstraklasy, z tego co wiem, zadebiutowałeś w niej w wieku szesnastu lat. Uważasz swoje początki za udane?

W swoim debiucie wyszedłem na boisko na drugą połowę i krótko po tym dostałem czerwoną kartkę, po dwóch żółtych. To były dwa zwykłe faule, ale pamiętam, że byłem bardzo nakręcony. Wiesz jak to jest – to był mój pierwszy mecz, chciałem być wszędzie na boisku. Skończyło się jednak tym, że dwa razy nie zdążyłem z interwencją i musiałem przedwcześnie opuścić boisko.

Jak widać, debiut w najwyższej lidze w młodym wieku ci pomógł. Trzy lata później, jako dziewiętnastolatek byłeś już królem strzelców, w dodatku zbliżając się do rekordu.

Tak, trochę mi wtedy zabrakło. Rekord to było 31 bramek, ale ja zdobyłem ich 28. Najważniejsze jest dla mnie jednak, że zostałem wtedy królem strzelców i od tamtej pory nikt jeszcze nie zbliżył się do mojego wyniku się nie zbliżył.

Każdemu kto planuje wejść do kasyna lub postawić zakład u bukmachera, radzimy mieć tę książkę pod ręką.

Co miało największy wpływ na ten sukces?

Myślę, że to w dużej mierze zasługa mojego trenera, który był bardzo wymagający, szczególnie w stosunku do młodych zawodników. Podczas każdego treningu tak na mnie krzyczał, że czasami aż chciało mi się płakać. Potem długo mi siedziało w głowie, co mogłem zrobić nie tak. Sądzę jednak, że to podejście pomogło mi pójść do góry i strzelać te bramki. Trener bardzo zwracał na mnie uwagę, nawet na chwilę nie zostawiał mnie z boku.

Na co najbardziej zwracał uwagę twój trener?

Stawiał duży nacisk na pressing, żebyśmy biegali i nie stali w miejscu. Poza tym dużo pracowaliśmy nad wypracowaniem akcji bramkowych. Dużo jednak pracowałem też z drugim trenerem, który był dla nas również autorytetem – zanim został trenerem, zdobywał wiele goli na boisku.

Dzięki dobrym występom na Łotwie, trafiłeś na moment do Evertonu. Jak wspominasz ten pobyt?

Z tego, co sobie przypominam, byłem tam tydzień. To był dla mnie inny świat, nie wiedziałem, co się dzieje! Everton ma dużą bazę, dużo obiektów treningowych, poza tym miałem tam zapewnione jedzenie. Zobaczyłem, jak młodsi zawodnicy podczas śniadania siedzieli z laptopami i oglądali swoje mecze, analizując swoje boiskowe zachowania. Byłem wtedy w szoku i nie wiedziałem, jak to się stało, że mogłem tam trafić.

A na Łotwie przychodziłeś na trening i mogłeś odpocząć od piłki?

Na Łotwie nie było takich warunków, obiektów, baz sportowych. Zresztą nawet w Polsce nie widziałem jeszcze porównywalnych. Gdy przychodziłeś na trening Evertonu, od razu wiedziałeś do czego dążysz.

Miałeś okazję poznać w Evertonie piłkarzy, którzy obecnie grają na najwyższym poziomie?

Uczestniczyłem w kilku treningach z pierwszą drużyną i widziałem, w jaki sposób wszyscy podchodzili do treningów. Trenowałem przez moment z Romelu Lukaku…

Rozmawiałeś z nim i udzielił ci jakichś rad?

Z nikim praktycznie nie rozmawiałem podczas pobytu w Evertonie. Po prostu bardzo się bałem – czułem się jak chłopak, który przyjeżdża nie wiadomo skąd do dużego klubu. Naprawdę bardzo się stresowałem tą całą sytuacją, przerosło mnie to wszystko.

W Glasgow Rangers było już lepiej?

Tak, przez jakiś czas tam trenowałem – najpierw w zespole U-19, później w pierwszym. Wypadłem wtedy na tyle dobrze, że nawet dostałem propozycję kontraktu. Oni mnie chcieli i mi też zależało na tym transferze. Klub jednak nie dogadał się wtedy ze Skonto z którym byłem związany umową. Oczekiwali za mnie za dużo pieniędzy, dlatego niestety Rangers ze mnie zrezygnowali.

Myślisz, że takie podejście do zawodników sprawiło, że Skonto jakiś czas później upadło?

Skonto nie miało wtedy pieniędzy, nie płacili nam przez trzy-cztery miesiące. Byłem wtedy ostatnim piłkarzem, którego udało im się sprzedać – reszta pozostała wtedy bez klubu.

Miałeś jeszcze jakieś inne oferty, zanim trafiłeś do Termaliki?

Trudno mi teraz powiedzieć. Menedżer wtedy się zajmował dokładnie tymi sprawami i lepiej wiedział, jakie kluby się zgłaszały. Słyszałem tylko, że najbardziej mną jest zainteresowana Termalika, dlatego pojechałem tam i podpisałem kontrakt.

Odczułeś przeskok po transferze z Łotwy do Polski?

Nie było mi trudno się przystosować. Zresztą byłem zadowolony z tego co mam, że udało mi się w końcu podpisać kontrakt z zagranicznym klubem. I myślę, że bardzo dużo mi dało to, że tam trafiłem.

Twoim pierwszym trenerem w Niecieczy był Czesław Michniewicz. Jak wspominasz tę współpracę?

Bardzo miło nam się razem pracowało, mieliśmy naprawdę dobry kontakt. Myślę, że zawsze będę miło wspominać tę współpracę, to jeden z moich najlepszych momentów w Polsce.

Co według ciebie było powodem spadku Termaliki z ekstraklasy?

Myślę, że przyszło za dużo obcokrajowców, którym zależało nie tyle na grze, co na pieniądzach. Chcieli tylko zarobić, dlatego nie odczuwali tego, co się stało, że spadliśmy. Nie chcę tutaj mówić żadnych nazwisk, ale po spadku oni po prostu rozwiązywali umowy, żeby mieć spokój. A część została, żeby walczyć dalej w pierwszej lidze.

Zanim przejdziemy do twoich występów w pierwszej lidze, chciałbym cię zapytać o naukę języka. Mówisz bardzo płynnie po polsku. Wiadomo, że jesteś tu kilka lat, ale niektórzy zawodnicy po tym czasie wciąż nie potrafili się nauczyć języka podczas pobytu w Polsce. Kiedy nauczyłeś się tak dobrze mówić?

Po pół roku w Niecieczy zacząłem już normalnie rozmawiać. Na początku słuchałem, co chłopaki gadają. Mieliśmy zresztą fajną szatnię, chłopaki z Polski mi pomagali, dzięki czemu łatwo mi się mówi w tym języku.

A były sytuację, że koledzy robili ci na początku jakieś żarty w związku z tym, że nie znałeś języka, bo słyszałem o wielu takich historiach z ekstraklasy?

Nie, nikt tak się ze mnie nie śmiał. Mieliśmy szacunek do siebie na boisku, ale również poza nim.

Przejdźmy teraz do tematu pierwszej ligi. Kiedyś w jednej rozmowie powiedziałeś, że trudniej było ci się przystosować do tych rozgrywek niż do ekstraklasy. Dlaczego?

Może dlatego, że więcej jest tam walki na boisku, przy czym sporo trzeba biegać. W pierwszej lidze drużyny dłużej grają na swojej połowie, przez co trudniej się przez nie przebić napastnikowi. Dlatego też po spadku często jako pierwsi traciliśmy bramki, co skutkowało słabszymi wynikami. Z mojej perspektywy – w ekstraklasie jest więcej przestrzeni do gry, dlatego gra mi się w niej zdecydowanie lepiej niż w pierwszej lidze.

Nie żałujesz, że spędziłeś w pierwszej lidze tyle czasu? Pojawiały się w tym czasie plotki o tym, że mógłbyś odejść z Termaliki, ale ostatecznie odszedłeś dopiero w tym roku.

Były rozmowy, ale w Termalice nie chcieli mnie puszczać. Proponowali mi nawet większe pieniądze, żebym został i pomógł w awansie do ekstraklasy. Przez trzy lata jednak się nie udało, przyszedł mój koniec kontraktu i odszedłem do Rakowa.

Możesz zdradzić, które kluby się tobą interesowały?

Najbardziej zainteresowana mną była Lechia Gdańsk, ale tak jak wspomniałem, w Niecieczy nie chcieli mnie puścić.

Co ci się najbardziej podoba w Rakowie?

Szczerze mówiąc, dosłownie wszystko. Styl gry zespołu, dobrzy zawodnicy i to, że nawet gdy nam idzie gorzej, dążymy do perfekcji. Wciąż się rozwijamy, nie trenujemy cały czas tak samo, tylko dokładamy nowe elementy. Czuję dzięki temu, że się rozwijam.

A jaką osobą według ciebie jest Marek Papszun?

Bardzo wymagającą, której zawsze musisz słuchać. Nie możesz niczego od siebie dodawać i wymyślać – masz plan na grę i mecz to musisz się do niego stosować.

Zdarzało się, że coś wymyślałeś, co trenerowi się nie spodobało?

Może nie tyle wymyślałem. Popełniałem jednak kilka błędów i trener wtedy przerywał trening i tłumaczył dokładnie, jak mam wykonać dane ćwiczenie. Poza tym podczas odpraw i treningów trener zawsze daje nam do zrozumienia, czego od nas wymaga i do czego musimy się stosować.

Raków dzięki udanemu początkowi sezonu znajduje się obecnie na fotelu lidera. Jak myślisz, co jest tego główną przyczyną?

Myślę, że wpływ na to ma konsekwencja i wspólne dążenie do rozwoju. Może w poprzednim sezonie nie wszystko wychodziło idealnie. Teraz przyszło kilku nowych zawodników, co jest wyborem trenera, który od razu wie, z kim chce pracować i w jaki sposób. Dobrze wkomponowaliśmy się w drużynę i robimy to, czego trener od nas wymaga.

W takim razie, co Marek Papszun mógł w tobie zauważyć?

Może to, że jestem bardzo pracowity, nigdy nie odpuszczam i chcę się rozwijać. Nigdy nie będę siedział w miejscu i mówił sobie, że mi jest dobrze. Chcę iść dalej i robić kolejne kroki w mojej karierze. Wierzę, że Raków to nie będzie mój ostatni klub i chcę iść jeszcze wyżej. Dlatego cały czas ciężko pracuję.

W najbliższym meczu Raków zagra ze Stalą. Można powiedzieć, że masz do tego zespołu szczęście – w poprzednim sezonie zdobyłeś przeciwko niemu dwie bramki.

Zobaczymy, jakie będzie ich ustawienie i skład na ten mecz. W grze nie wszystko zależy od tego, jak dobry był ostatni mecz, ale również dużo zależy od przeciwnika. My koncentrujemy się na swojej grze, ale czasami trzeba podjąć pewne decyzje ze względu na rywala. W ostatnim meczu nie grałem i nie wiem z jakiego powodu, ale wszystko się może zmienić. Mam nadzieję, że dostanę szansę od trenera, by zagrać ze Stalą i zakończę go tak samo, jak poprzedni.

Zostało ci powiedziane, jakie są cele Rakowa na ten sezon?

Nie patrzymy daleko do przodu i nie myślimy o pucharach. Zdajemy sobie jednak sprawę z pierwszego miejsca w lidze, które jest uzasadnione naszą grą. Nie chcemy za bardzo patrzeć w przyszłość, raczej skupiamy się na najbliższym meczu i chcemy utrzymywać pewien poziom. Jeśli będziemy konsekwentni, wciąż będziemy wygrywać.

Zostańmy przy temacie przyszłości, jednak teraz chciałbym porozmawiać nie o Rakowie, a o reprezentacji Łotwy, która w ostatnich latach notuje raczej słabsze rezultaty. Jak myślisz, z czego to wynika?

Zrobiliśmy duży krok do tyłu. Nie wiem, jak to ocenić i wytłumaczyć, ale na razie bardzo mozolnie nam idzie. Może powodem są ciągłe zmiany selekcjonerów, ale nie możemy wszystkiego zwalać na to, tylko też patrzeć na siebie. W końcu reprezentujemy swój kraj i nie możemy tak cały czas przegrywać, tylko pójść w końcu do przodu.

Ostatnio w sieci krążyło nagranie z twoim udziałem, jak podczas meczu z reprezentacją Andory uderzyłeś pięścią rywala.

Nigdy nie zdarzały mi się takie sytuacje i ludzie byli bardzo zdziwieni, że do czegoś takiego doszło. Powiem szczerze, że nigdy nikomu nie chciałem zrobić krzywdy z premedytacją…

To co tam się stało?

Nie strzeliliśmy karnego, było 0:0. Poza tym sędziowie nie zwracali uwagi na to, jak piłkarze reprezentacji Andory kopali nas z każdej strony, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze wszystko można łatwo dostrzec. To wszystko się nałożyło i trochę mnie poniosło. Mam nadzieję jednak, że nic mi się już takiego nie przydarzy.

Trzymam za słowo!

(śmiech).

Podsumowując wątek reprezentacji Łotwy, widzisz w niej nadzieję na przyszłość?

Zawsze staram się myśleć pozytywnie i chcę dać z siebie wszystko, żebyśmy poszli do góry. Mamy teraz bardzo młody skład, dużo piłkarzy z roczników ‘95, ‘96 i ‘97. Myślę, że potrzebujemy jakichś impulsów, bramek w 96. minucie meczu, które mogłyby nas podbudować, dzięki czemu będziemy szli do przodu.

Powiedziałeś wcześniej, że po Rakowie chciałbyś zrobić kolejny krok do przodu. Masz jakąś wymarzoną ligę, w której chciałbyś zagrać?

Nie mam takiej jednej wymarzonej ligi. Patrzyłbym na wszystkie kierunki i kluby – nieważne do jakiego kraju mógłbym trafić, ważne żebym wiedział, że będę się dalej tam rozwijać.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI