Piotr Grzelczak: Zawsze miałem duże wymagania wobec siebie

21.11.2020

Piotr Grzelczak w Polsce jest kojarzony głównie dzięki bramce zdobytej w towarzyskim meczu Lechii Gdańsk z Barceloną. Półtora roku temu piłkarz zdecydował się opuścić kraj i wybrał mało popularny wśród polskich piłkarzy kierunek – Kazachstan. 32-latek, mimo początkowych trudności, dobrze się jednak czuje w Atyrau – miejscowości położonej właściwie między Europą i Azją. Dowodem na to jest choćby wybór piłkarza do jedenastki sezonu drugiego poziomu rozgrywkowego w Kazachstanie i awans z zespołem do najwyższej ligi.

W rozmowie dla “FutbolNews” Piotr Grzelczak opowiedział o swoich początkach w ekstraklasie, a także wspominał pracę z Michałem Probierzem, Pawłem Janasem i Franciszkiem Smudą. Nie zabrakło również wątku pamiętnego meczu z Barceloną.

***

Z tego, co widziałem, pochodzi pan z Łodzi. Patrząc na późniejszą przynależność klubową, od dziecka był Pan wychowywany na kibica Widzewa?

Tak, wychowałem się w Łodzi i od dziecka kibicowałem Widzewowi. Zresztą mieszkałem niedaleko stadionu i już w wieku siedmiu lat poszedłem na pierwszy trening. A z czasem zadebiutowałem w pierwszym zespole, co było dla mnie wielkim wyróżnieniem i spełnieniem marzeń jako dla wychowanka.

Trenerem, u którego dostał pan szansę gry w pierwszej drużynie Widzewa był Michał Probierz. Można powiedzieć, że był Pan na niego wręcz skazany, patrząc że to nie było ostatnie spotkanie panów w drużynach ekstraklasy.

To prawda, z trenerem Probierzem miałem okazję pracować w trzech klubach ekstraklasy. Gdy prowadził Widzew, ale także później, nieraz pokazał, że potrafi dać szansę młodym piłkarzom, czego byłem dowodem. Cieszę się do dziś, że udało mi się przekonać trenera do dania mi szansy w dorosłej piłce.

Czas, w którym grał Pan w Widzewie był pełen wzlotów i upadków. Wykorzystał Pan go na sto procent?

Człowiek uczy się całe życie i podejmuje różne decyzje. Teraz mam większą świadomość, spore doświadczenie i z perspektywy czasu inaczej podchodziłbym do wszystkiego.

Do czego szczególnie?

Przede wszystkim mam tutaj na myśli podejście do treningów. Z czasem dostrzegłem również, że w tym zawodzie czas szybko płynie, dlatego trzeba w pełni wykorzystać wszystkie szanse, które dostajemy.

Jak Pan wspomina treningi u trenera Pawła Janasa? 

Bardzo dobrze wspominam tamten czas. Trener Janas był tak naprawdę pierwszym szkoleniowcem, który zaufał mi w stu procentach. Dzięki jego podejściu do mnie nabrałem większej pewności siebie na boisku.

Trafiłem na rozmowę, w której pan przyznał, że liczył na pozostanie w Widzewie. Dlaczego zdecydował się pan na odejście do Lechii?

Właśnie wtedy trenerem Lechii został Paweł Janas, któremu bardzo zależało na tym, by mnie pozyskać do klubu. Myślę, że to najbardziej przekonało mnie do podjęcia tej decyzji. Jak widać, życie pisze różne scenariusze.

Tamta Lechia co roku miała wielkie plany, jednak ostatecznie nie mogła zakończyć sezonu na miejscach pucharowych, z czego to wynikało?

Było kilka czynników, które miały wpływ na Lechię w tamtym sezonie. Myślę, że na zespole odbiły się zmiany trenerów. Każdy z nich miał inny pomysł na zespół i każdy rotował składem. Taka sytuacja nie sprzyjała nikomu w osiągnięciu wyznaczonych celów, które były wtedy ambitne.

Pół roku spędził pan na wypożyczeniu w Polonii. Jak to jest grać w zespole, który jest już pewny tego, że spadnie, ale jednak walczy dalej, czego efektem było 6. miejsce w lidze?

Mimo tych problemów, mam dobre wspomnienia z występów w Polonii. Tworzyliśmy z chłopakami naprawdę fajny zespół i potrafiliśmy się zmobilizować mimo tego, co działo się w klubie. Moim głównym celem tego wypożyczenia była regularna gra, na którą nie mogłem wówczas liczyć w Lechii i go zrealizowałem.

Wróćmy do Lechii. Domyślam się, że wszyscy do dzisiaj pytają pana o mecz z Barceloną. Chciałbym jednak zapytać, co pan czuł po zdobyciu bramki przeciwko Messiemu i spółce oraz jak pan zareagował na to, gdy jeden z piłkarzy Barcelony chciał się wymienić koszulką?

Czułem wtedy ogromną radość! Chociaż z drugiej strony nie dochodziło do mnie, że strzeliłem gola przeciwko Barcelonie. Przed rozpoczęciem sezonu nabrałem bardzo dużo wiary w swoje umiejętności.

A co do koszulki – byłem wtedy naprawdę bardzo zdziwiony i zaskoczony tym, że Ilie Sanchez wtedy chciał się ze mną wymienić. W normalnych okolicznościach ktoś mógłby pomyśleć że to żart, że wymieniłem się koszulkami z piłkarzem Barcelony.

Tamto spotkanie wpłynęło bardziej motywująco, czy może czuł pan większą presję po nim? Z pana liczb w sezonie po meczu z Barceloną, wnioskuję, że raczej to pierwsze.

Zawsze miałem duże wymagania wobec siebie, a tamten mecz dodał mi więcej wiary i pewności. Zresztą trener Probierz wymagał od nas bardzo dużo. Nawet przed meczem z Barceloną potrafił w nas obudzić taką pewność siebie, że potrafiliśmy zremisować.

Po Lechii odszedł [an do Jagiellonii. Wpływ na transfer miał trener Probierz, który trafił do Białegostoku przed panem?

Myślę, że na pewno był jednym z powodów, dla których zdecydowałem się na przenosiny do Białegostoku.

Ostatecznie po sezonie wystawiono pana na listę transferową. Dlaczego?

To pytanie bardziej do trenera Probierza. Najwyraźniej w tamtym momencie nie miał wizji na moją dalszą grę w zespole, dlatego zdecydowano w klubie o tym, żebym wtedy odszedł.

Górnik Łęczna, w którym pan grał później, był w stanie się utrzymać w ekstraklasie?

Myślę, że jak najbardziej! Mieliśmy bardzo udaną rundę rewanżową i niewiele nam zabrakło do pozostania w ekstraklasie. Pokazaliśmy wtedy, że mamy szansę na to, żeby się utrzymać, a poza tym graliśmy naprawdę ciekawy futbol. Niestety ostatecznie nam się nie udało, ale walczyliśmy do końca.

Jak się panu pracowało z trenerem Franciszkiem Smudą? Z tego, co pamiętam, pod jego wodzą zaliczył Pan kilka udanych występów.

Zawsze będę dobrze wspominał tę współpracę. Myślę, że jego przyjście do Górnika miało wpływ na nasz zespół. Sprawił, że lepiej czuliśmy się na boisku, co wynikało z naszego przygotowania.

Jak pan wspomina pobyt w Grecji?

Piękniejszego miejsca nie mógłbym sobie wymarzyć! A od strony piłkarskiej zobaczyłem zupełnie inną kulturę gry. Szkoda tylko, że w naszym zespole trudno było o stabilizację. W ciągu całego sezonu prowadziło nas trzech trenerów, przez co mieliśmy trochę kłopotów i spadliśmy z ligi.

Po roku w Plataniasie wrócił pan do Polski. Odejście do Chojniczanki uważa Pan za dobrą decyzję?

Miałem jeszcze ważny kontrakt w Grecji, ale uznałem, że lepiej będzie wrócić, żeby regularnie grać i się odbudować. Niestety nie zawsze wszystko układa się tak, jak byśmy chcieli.

Jak to się stało, że wylądował Pan w kazachskim Atyrau?

Szybko poszło. Dostałem telefon od menadżera i powiedział mi, że mam dwie godziny na podjęcie decyzji. Postanowiłem, że w mojej sytuacji taka odmiana może się okazać dobrym wyborem i nie zastanawiałem się zbyt długo nad tym, żeby wyjechać do Kazachstanu.

Trudno było się Panu zaaklimatyzować w nowym otoczeniu – nie tylko piłkarskim? 

Na początku było mi trudno się przystosować. Przede wszystkim, w Kazachstanie jest inny klimat. To jest widoczne choćby zimą, gdy kluby wyjeżdżają na obóz do Turcji na dwa miesiące, bo klimat w kraju nie pozwala na normalne trenowanie, natomiast w trakcie sezonu są często wysokie temperatury. Poza tym kilka stadionów nawet w najwyższej lidze nie ma naturalnej nawierzchni i korzysta z boisk syntetycznych.

W końcu jednak się panu udało przyzwyczaić do nowego miejsca.

Przyszedłem do Atyrau, żeby pomóc w utrzymaniu zespołu w najwyższej lidze. Nie udało się, chociaż niewiele zabrakło. Mogłem być z siebie jednak zadowolony, gdyż strzeliłem pięć goli w dziewięciu meczach.

Po spadku z ligi myślał Pan o tym, żeby odejść albo miał Pan propozycje z wyższych lig? 

Gdy sezon się zakończył, klub przedstawił mi konkretny plan z celami na przyszły sezon, aby szybko wrócić do kazachskiej ekstraklasy. Jak widać, udało się.

Patrząc na to, jaki postęp zrobiła w ostatnich latach liga kazachska można powiedzieć, że widać w niej szanse na dalszy rozwój?

Kazachskie kluby z roku na rok są coraz lepiej zorganizowane. Poziom stale wzrasta, co przyciąga coraz lepszych zagranicznych piłkarzy. Poza tym co roku drużyny z tego kraju dostają się do fazy grupowej europejskich pucharów albo odpadają dopiero w ostatnich fazach eliminacji.

Poleciłby Pan polskim piłkarzom transfer do Kazachstanu? 

Miałem już sporo zapytań od kolegów z Polski i za każdym razem mówię im, że warto. Nawet pomimo początkowych trudności związanych z przystosowaniem się do kultury i klimatu, od strony sportowej jest to dobry kierunek.

Jak pan dalej widzi swoją piłkarską przyszłość? 

Trudno jest przewidzieć, co będzie za rok. Obecna sytuacja na świecie pokazała, że wiele w tak krótkim czasie może się zmienić i jak życie jest nieprzewidywalne.

Myśli pan już o tym, czym będzie się Pan zajmować po zakończeniu kariery?

Na razie staram się nie wychodzić myślami za bardzo do przodu. Staram się skupić na najbliższym czasie, a co będzie za kilka lat – zobaczymy.

Czego mogę panu życzyć?

Zdrowia i ja też chciałbym tego wszystkim życzyć. W tych czasach jest najważniejsze, musimy o nie dbać.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI