Krakowscy Judasze – kto w ostatnich latach najbardziej podpadł kibicom Wisły?

04.02.2021

Po oficjalnym ogłoszeniu informacji o odejściu Aleksandra Buksy w czerwcu 2021 roku, młody atakujący z miejsca stał się wrogiem numer jeden kibiców Wisły Kraków. Ci pod Wawelem zmieniają się jednak cyklicznie, a Buksa właśnie odebrał to miano Krzysztofowi Mączyńskiemu.

Wisła zrobiona w pomidora

Wychowanek Białej Gwiazdy od 2007 roku przebył długą drogę, która wiodła przez Łódź, Zabrze i Pekin, aby ponownie pojawić się w Grodzie Kraka. Stolicę Małopolski opuszczał jako niedoświadczony szczawik, a wracał jako reprezentant Polski. To właśnie w oparciu o niego miał być budowany zespół, który ponownie chciał w Ekstraklasie włączyć się do walki o czołowe lokaty. „Mąka” na każdym kroku podkreślał swoje przywiązanie do niebiesko-biało-czerwonych barw. W jednym z wydań programu Liga+ Extra , w cyklu „pomidor” przyznał, że nie wyobraża sobie występów w Legii Warszawa. Parę miesięcy później biegał już jednak przy ul. Łazienkowskiej.

Mączyński podjął kontrowersyjną decyzję

Jak do tego doszło? Swoje zrobiły oczywiście problemy sportowe krakowian. W sezonie 2014/2015 Wisła zajęła 6. miejsce, w kolejnych rozgrywkach była dziewiąta, zaś kampanię 2016/2017 zakończyła znów na 6. pozycji. Nijak się to miało do ambicji coraz starszego Mączyńskiego. Nie chodziło też jednak wyłącznie o poziom piłkarski. W programie „Foot Truck”, pomocnik wyjawił również jak mocno pod górkę przy okazji zagranicznych transferów robili mu włodarze 13-krotnych mistrzów Polski.

Mój plan był taki, żeby zostać w Wiśle i powiedziałem to oficjalnie. Chciałem czteroletniego kontaktu. Natomiast gdy zablokowano mój transfer do Chievo Werona, a później do Slavii Praga, uznałem, że nadszedł ostatni dzwonek na zmianę barw klubowych. 30, 31 lat na karku. Były oferty z Jagiellonii i Legii. Obustronny interes, Wisła też mogła zarobić. Właściciele Wisły śmiali mi się w twarz – przyznał w programie Jakuba Polkowskiego i Łukasza Wiśniowskiego.

Ja powiedziałem sobie na samym początku, że jeżeli właściciele klubu śmieją mi się w twarz, to ja sobie na to nie pozwolę. Jeżeli ktoś mi rzuca kartkę z kontraktem i mówi: „I tak nie podpiszesz tego kontraktu, a my mamy czyste papcie w stosunku do kibiców. Przedstawimy im, jak sytuacja wygląda, uderzymy w ciebie”. Słysząc taki przekaz, powiedziałem: „Halo! Albo idę do Legii, albo nie idę nigdzie. Zostaję w Wiśle i za pół roku odejdę jako wolny zawodnik – kontynuował. Ostatecznie do tego nie doszło i Biała Gwiazda na sprzedaży swojego asa zarobiła 400 tys. euro. „Mogłeś zostać Wisły legendą, a zostałeś warszawską mendą” – to jeden z nielicznych, w miarę cenzuralnych komentarzy stałych bywalców ul. Reymonta, nadających się do cytowania zaraz po ogłoszeniu informacji o tym transferze.

Pod policyjną eskortą

Kilka miesięcy wcześniej, podobnym szlakiem co Mączyński podążył Radosław Cierzniak. Doświadczony bramkarz w Wiśle grał ledwie pół roku, nie miał u kibiców takiego statusu co „Mąka”, ale jego niespodziewana rejterada również bolała.

Cierzniak po trzech owocnych latach spędzonych w Szkocji, zdecydował się wrócić do Polski. Jesienią 2015 był jednym z czołowych golkiperów Ekstraklasy, w 21 grach puszczając 23 gole. 1-krotny reprezentant Polski pod Wawelem prezentował się na tyle dobrze, że zgłosiła się po niego Legia Warszawa, która po odejściu Dusana Kuciaka do Hull City została tylko z Arkadiuszem Malarzem w bramce. Perspektywa walki o mistrzostwo Polski była kusząca dla Cierzniaka i ten zdecydował się skorzystać z oferty stołecznego klubu. Tym bardziej, że jego umowa z Wisłą obowiązywała jedynie do 30 czerwca 2016.

Gdy w Krakowie działacze dowiedzieli się o decyzji Cierzniaka, wpadli w szał. Nie chcieli słyszeć o transferze gotówkowym już zimą (choć mogli na tym zarobić ok. 200 tys. złotych) i postanowili nieposłusznego ich zdaniem golkipera zdegradować do rezerw. Oficjalnie ze względu na drastyczną obniżkę formy. Osoby oglądające jednak uważnie sparingi krakowian na zgrupowaniu w Turcji nie potwierdzały jednak tej tezy.

PZPN rozwiązał problem

Sam Cierzniak nie zamierzał jednak tak zostawić tej sprawy i złożył w PZPN wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Tym bardziej, że w Krakowie trwała na niego prawdziwa nagonka. W obawie o bezpieczeństwo, piłkarz przez jakiś czas był nawet pod stałą ochroną policji. –  Jeśli ktoś z Wisły powie – co w rzeczywistości jest nonsensem – że zsyła piłkarza do rezerw z przyczyn sportowych – a z innych nie mógł, bo żadnych kłopotów dyscyplinarnych z Radkiem nie było – to nie ma w tym żadnej logiki, bo dopóki nie pojawiła się informacja o podpisaniu kontraktu z Legią, w Krakowie deklarowano – i to w oficjalnym oświadczeniu – że klub zamierza stawiać na Cierzniaka i bardzo na niego liczy. Nagle ktoś zmienił zdanie? – żalił się „WP SportoweFakty”, agent zawodnika, Tomasz Magdziarz.

Ostatecznie warto było pójść na wojnę z Wisłą, gdyż Izba ds. Rozwiązywania Sporów przyznała rację Cierzniakowi. Była to decyzja bezprecedensowa, bo wcześniej piłkarze z Ekstraklasy w tego typu sprawach mieli związane ręce. Dzięki niesamowitej determinacji i uporowi, Cierzniak już w marcu mógł przenieść się do Legii.

Spowiedź na forum internetowym

Smutne było również pożegnanie z Wisłą Tomasza Frankowskiego. „Franek” opuścił krakowski klub zaraz po przegranych – w dramatycznych okolicznościach – bojach z Panathinaikosem Ateny w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wokół tego odejścia w 2005 roku narosło wiele mitów i legend.

Zdaniem wtajemniczonych, Frankowski miał być na tyle zdesperowany, że sam chciał dopłacić do swojego transferu. Miał także szantażować właściciela „Białej Gwiazdy”, Bogusława Cupiała, a po meczu z PAO pobić się w szatni z Radosławem Sobolewskim. O tym jak bardzo bolało kibiców jego odejście, świadczył fakt, że gdy Frankowski pojawił się w maju 2006 na trybunach przy okazji ligowego meczu z Górnikiem Zabrze, przywitał go transparent „Mogłeś być żywą legendą, a zostałeś zwykłym Judaszem”.

Wszelkie kontrowersje związane z jego odejściem zostały wyjaśnione w bardzo nietypowy sposób. Niesnaski z kibicami, w 2009 roku, tuż przed bojem Jagiellonii Białystok (w której Frankowski wówczas występował) z Wisłą, piłkarz wyjaśnił na łamach… forum internetowego portalu Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków. „Nadszedł czas ustosunkować się do zarzutów. (…) Skończą się (mam nadzieję) plotki i niedomówienia, których powstało mnóstwo na temat mojego odejścia: bójki po meczu z PAO, szantażowania właściciela itp.” – napisał wówczas, przyjmując nick franek6634.

Kibice wybaczyli „Frankowi”

Doświadczony snajper zaprzeczył wszelkim rewelacjom dotyczącym wydarzeń z Aten i wyjawił dlaczego nie wrócił do Krakowa w 2007 roku (nie doczekał się spotkania z prezesem Jackiem Bednarzem, a Wisła ostatecznie ściągnęła zimą Radosława Matusiaka). Zdobył się również po latach na wyznanie, że decyzja o transferze zagranicę była błędem. „Czy żałuję? Jako piłkarz nic nie zyskałem, poza tym iż zobaczyłem i przekonałem się na własnej skórze jak wygląda liga hiszpańska, doping w Anglii czy treningi w Ameryce (…) Te wyjazdy wzbogaciły mnie jako człowieka, ale jako piłkarza – niestety nie… Tak, ze sportowego punktu widzenia przyznaję, powinienem zostać i grać tyle w Krakowie, aż by mi podziękowano. Powiem więcej: gdybym wiedział, iż taka będzie reakcja kibiców nigdy bym nie poprosił właściciela o transfer!!!

Jego słowa do tego stopnia poruszyły kibiców, że ci… zorganizowali nawet specjalne spotkanie, poświęcone jego osobie, na którym pojawił się główny zainteresowany. Obie strony przyznały się do błędów i zakopały topór wojenny. Cierzniak i Mączyński takiego aktu łaski pewnie już nie dostąpią. A jak będzie z najnowszym „ulubieńcem” krakowskich fanów, Aleksandrem Buksą?

Fot. screen Canal+Sport