Paweł Ściebura: Nikt nie zwalnia, gdy wszystko idzie dobrze [WYWIAD]

26.02.2021

Jesienią jego GKS Jastrzębie rozpoczął od ośmiu porażek i remisu. W ten sposób przebił 6 porażek, którymi otworzył sezon 2018/19 w drugoligowej Skrze Częstochowa. Jednak mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie zaczyna. Paweł Ściebura to jeden z nielicznych trenerów, który dostał dwie okazje na wyjście z kryzysu, wcześniej w niego wpadając. Dwukrotnie mu się udało. W jaki sposób? Przepytaliśmy trenera śląskiego klubu przed startem rundy I ligi w wykonaniu jastrzębian.

Czy Paweł Ściebura to specjalista od wychodzenia z kryzysów?

(Śmiech) Dobre pytanie! Znalazłem się dwukrotnie w sytuacjach, gdy był duży kryzys, który udało się zażegnać. Natomiast nasza sytuacja w Jastrzębiu nadal nie jest optymalna i będziemy dążyć, by w kolejny kryzys nie wpaść. Musimy być bardziej regularni w punktowaniu.

Trener zazwyczaj ma za zadanie wyciągać drużyny z kryzysu, gdy przychodzi za kogoś. Jednak, jeśli sam w niego wpadnie najczęściej nie dostaje możliwości wyjścia z trudnej sytuacji i jest zwalniany.

Z reguły zwalnia się i zatrudnia po to, żeby zażegnać kryzysy. Nikt nie zwalnia, gdy wszystko idzie dobrze. Kluczem jest cierpliwość. Kluby, które stawiają na stabilizacje i cierpliwość w budowaniu modelu gry czy założeń w zespole, na tym zyskują. Nie mówię o nas, ale wystarczy spojrzeć na Kostę Runjaicia. Dzisiaj jest wiceliderem Ekstraklasy, a miał trudne momenty w Pogoni Szczecin. Postawiono tam na konsekwentną pracę i ona dzisiaj przynosi konkretne profity.

Prezes GKS-u Jastrzębie mówił w listopadzie na Weszło, że trudno było o cierpliwość. Sezon specyficzny, bo spada jeden zespół, ale przy takich kryzysach zazwyczaj pierwszym, który kładzie głowę jest trener.

Tak jest i mam tego świadomość. Wiedzieliśmy jak pracujemy i wiedzieliśmy, że ta praca przyniesie w końcu efekty. To nie były porażki bezdyskusyjne. Były mecze, w których nie zdobywaliśmy punktów, ale graliśmy naprawdę dobrą piłkę. Drobne szczegóły decydowały o braku punktów. Końcówka już była naprawdę dobra.

Z perspektywy trenera to chyba trudna sprawa, by porwać zespół za sobą w takim momencie. Gra jakoś się układa, ale wyniki już nie. Przegraliście 11 meczów, ale sześć z nich jedną bramką. Ponadto wielokrotnie traciliście punkty w końcówkach. Musi się pojawić zwątpienie u zawodników.

Nie tylko u zawodników, ale także u trenerów. Trzeba zachować chłodną głowę i nie dać ponieść się emocjom. Myślę, że dobra praca zawsze się obroni. Jeżeli widzimy, że dążymy do celu konsekwentnie, wierzymy w to, co robimy, prędzej czy później przyniesie efekt. Zawodnicy i trenerzy to czują. Najgorszy jest moment zwątpienia. Gdy wiara zaczyna umykać i rozpoczyna się szukanie rozwiązań po omacku. Jeżeli przestaniesz wierzyć w swoje zasady i reguły, wówczas nie ma odwrotu i ratunku w takiej sytuacji.

Czasu nie ma, gdy trwa runda, a wyczucie tego czy potrzebna jest mała korekta, czy rewolucja jest niezwykle trudne.

Nie ma czasu na roszady personalne, ruchy transferowe. Na pewno trzeba szukać rozwiązań, bo trudno oczekiwać innych efektów cały czas robiąc to samo. Natomiast trzeba być wiernym swoim zasadom, wizji, regułom.

Jak Paweł Ściebura zdefiniuje swoją wizje i zasady?

Dla mnie najważniejsza jest dyscyplina boiskowa i budowanie świadomości u zawodników. Piłkarz przychodząc na trening i wychodząc na boisko musi być świadomy, po co pewne rzeczy robi i po co je wykonuje na treningu. Po to, żeby później mógł je wykonać w meczu. Trening, który nie ma odzwierciedlenia w meczu, nie ma racji bytu. Na treningu musimy pracować nad wydarzeniami, które mogą nas później spotkać w trakcie meczu i umieć je przenieść na boisko. Zawodników trzeba do tego przekonać, a później kształtować ich świadomość.

Od jednego z byłych podopiecznych wiem, że dużą uwagę przykuwa Pan do relacji w zespole. Podobnie uważa trener Artur Derbin z GKSu Tychy. Dzisiaj już nie tylko działania techniczno-taktyczne, ale sprawy międzyludzkie są coraz ważniejsze.

One są kluczowe. To jakieś 80% efektów! Nawet najlepszy plan techniczno-taktyczny, najlepszy trening pod kątem organizacji nie zadziała, jeżeli nie będzie komunikacji na linii trener-zawodnik. W pełni zgadzam się z trenerem Derbinem, że kompetencje miękkie są kluczowe.

Czasy się zmieniły i dzisiaj nikt nie dostaje autorytetu z automatu. Na to trzeba sobie zapracować i zrobić to własnymi umiejętnościami, kompetencjami oraz relacją wypracowaną z zespołem.

Czy trenerom bez znaczącej kariery piłkarskiej trudniej jest zbudować sobie autorytet niż choćby trenerowi Łukaszowi Surmie po dużej karierze?

Trenerzy, którzy mają bogatą przeszłość piłkarską mają ten autorytet z automatu, ale muszą go utrzymać. On pryśnie jak bańka mydlana w moment, gdy zawodnicy wyczują, że brakuje kompetencji. Z drugiej strony szkoleniowcy bez kariery piłkarskiej muszą go sobie zbudować od zera. Wszystko za sprawą wiedzy, kompetencji i relacji międzyludzkich.

To zawsze można odwrócić. Były piłkarz może jeszcze się nie przestawić myślenia z piłkarza na trenera i to mu może jakoś przeszkadzać.

Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jedni mają w pewnych aspektach przewagę, a drudzy pod innym kątem. Pewnie wszystko gdzieś się równoważy. Kwestia wyczucia i poczucia swoich atutów, które można wykorzystać w pracy z zespołem.

Mówił Pan, że 80% to kompetencje miękkie. Coraz częściej pierwsi trenerzy są menadżerami, którzy zarządzają piłkarzami. To domena piłki na najwyższym poziomie, ale przykład idzie z góry, więc powoli – a może już – dotyka to także piłki w Polsce. Czy w ten sposób rola sztabu wzrasta?

Myślę, że tak. Zarządzanie zespołem to bardziej kwestia liderowania i przywództwa. Zarządzanie sztabem to rozdzielanie zadań, które trzeba wykonać z zespołem. Przykłady trenerów niemieckich młodego pokolenia pokazują, że kompetencje miękkie i praca na zasadzie wysokich umiejętności interpersonalnych jest dzisiaj kluczem.

Chodzi mi o Pana asystenta – Łukasza Włodarka. Pracował przy młodzieżowych reprezentacjach Polski czy jest znany z grupy Deductor. Znalezienie odpowiedniego asystenta może być ważniejsze w początkowej fazie pracy od wykonawców, czyli piłkarzy?

Znalezienie sztabu, któremu można zaufać i ma określone umiejętności, jest kluczowe. Obowiązków dla pierwszego trenera jest bardzo dużo. Moment, w którym sztab może go odciążyć czy wymienić się wskazówkami na zasadzie konstruktywnej dyskusji jest bardzo ważny. Każdy ma inne spojrzenie na poszczególne sprawy i to może odbywać się z korzyścią dla drużyny.

Tym bardziej, że w naszych warunkach jest to trudniejsze. Przy zmianach trenerów w Polsce, pierwszy szkoleniowiec najczęściej odziedzicza sztab po poprzedniku.

To prawda. U nas jeszcze nie ma takich możliwości. Nowy trener rzadko kiedy dostaje szansę zabrania całego sztabu lub poszczególnych ludzi, którym zaufał lub pracował z nimi w poprzednim miejscu pracy. Jeżeli trafi się na odpowiednich ludzi, którzy pracują w danym miejscu dłuższy czas, nie musi to być złe rozwiązanie, ponieważ znają klub, realia i środowisko. Mogą pomóc trenerowi w ocenie sytuacji.

Znają klub i realia. Wypisz wymaluj Pana droga w Skrze Częstochowa. Łatwiej wtedy wejść w buty pierwszego trenera? W pewnym momencie z tytułu „asystent trenera” wymazujemy pierwsze słowo.

To jest bardzo duży handicap w takiej sytuacji. Znasz realia, klub i jego ludzi oraz zawodników. W wielu przypadkach to droga naturalna. Zwłaszcza, gdy klub ma jakąś filozofię czy wizje zgodnie, z którą może takiego trenera przygotować do pracy z pierwszym zespołem.

Trafił Pan do Jastrzębia, czyli miejsca, w którym przez kilka lat panował wielki spokój i niewiele zmian. Latem była rewolucja, o czym Pan mówił w wywiadzie dla strony klubowej. To był jeden z czynników tego trudnego startu.

Żadna rewolucja nie jest do końca dobrym rozwiązaniem. Trzeba iść w kierunku ewolucji. Wymieniać poszczególne ogniwa, które nie funkcjonują, aniżeli robić rewolucję. Jeżeli ma się duże zmiany kadrowe, trudno jest wszystko ułożyć i skomponować w jedność. Każdy zawodnik przychodzący prawdopodobnie funkcjonował w innym systemie i warunkach gry. Zanim takiego piłkarza wkomponujemy w nasze środowisko, musi trochę czasu minąć. Tym bardziej, gdy trzeba to zrobić z ponad połową zawodników.

Ma Pan jakiś rytuał przy wejściu do nowego zespołu?

Wiele zależy od sytuacji, w której się wchodzi – jaka jest potrzeba w danej chwili. Inaczej trener zachowa się w zespole, który jest poukładany, a inaczej w miejscu, gdzie jest kryzys. Są inne ścieżki postępowania. Jedyne, co się nie zmienia to ocena tego, co dostajemy. Zawodników, których mamy i rozmowa z nimi. Po rozmowach i analizie profili piłkarzy, trzeba dobrać odpowiednią taktykę.

Jakby Pan mógł porównać swoje wejście do Skry i GKS-u pod kątem tego, co robił w obu klubach. Oczywiście były to kompletnie różne sytuacje.

Wchodząc do Skry jako pierwszy trener przejmowałem go na pozycji lidera i to utrzymaliśmy. W Jastrzębiu zastałem zespół w kryzysie i dołku i walczył o utrzymanie w I lidze z trudnymi meczami przed sobą. Dwa różne wejścia, dwa różne cele i drogi do obrania.

Kolejna analogia do rozmowy z trenerem Derbinem. Wszedł do Chojniczanki od 1:6 z Górnikiem. U Pana w Jastrzębiu aż tak drastycznie nie było w pojedynczym meczu, ale na przestrzeni wielu meczów również nie było łatwo. Wchodząc do nowego miejsca mamy swoje oczekiwania i pozytywne nastawienie, a później przychodzi często zderzenie z rzeczywistością i zejście na ziemię.

Słowo klucz „pozytywne nastawienie”. Bez względu na to, jak się wchodzi do danego miejsca, nie wolno zapomnieć, że nastawienie do pracy jest kluczowe. Jeżeli jedno czy dwa niepowodzenia spowodują zmianę nastawienia, trudno dalej funkcjonować w tym zawodzie. Porażki są naturalną częścią sportu. Będą się przydarzać i trzeba umieć sobie z nimi radzić. Jeżeli obniżamy swoje poczucie wartości, będzie źle.

Ma Pan jakieś sposoby na radzenie sobie z porażką? Więcej pracy i analiz czy odpoczynek dla głowy?

Jeżeli jest jakiś kryzys, trzeba więcej popracować, by z niego wyjść. Praca zawsze się obroni. Natomiast trzeba znaleźć balans w tym wszystkim. W pracy z ludźmi wypalenie jest realnym zagrożeniem. Trzeba znaleźć czas dla siebie i rodziny.

Praca w konkretnych godzinach, a później czas dla siebie czy może dostosowanie się do sytuacji?

Bieżąca sytuacja determinuje, ile czasu możemy przeznaczyć dla siebie. W naszym przypadku jesienią wszystkie mecze mieliśmy na wyjeździe, więc siłą rzeczy w domu przebywało się bardzo krótko. Czas dla rodziny był mocno ograniczony. Staram się robić tak, by wydzielić konkretny czas dla rodziny i wtedy skupiam się na niej, odcinając od pracy.

Da się tak? Janusz Niedźwiedź w „Jak Uczyć Futbolu” mówił, że próbuje się odcinać, ale będąc z rodziną często wpadał na pomysły dotyczące drużyny i głowa uciekała w stronę pracy.

Zgodzę się z trenerem Niedźwiedziem, że to bardzo trudne. Nawet czas spędzany z rodziną nie daje gwarancji, że odetniemy się od tego w 100%. Z tyłu głowy pojawiają się myśli o zespole, treningu, ale trzeba próbować.