Maciej Sadlok: Wciąż uczymy się filozofii trenera Hyballi

27.02.2021

Pod rządami Petera Hyballi, Wisła Kraków stała się jednym z najbardziej ekscytujących zespołów w PKO BP Ekstraklasie. Czy niemiecki trener to tyran i szaleniec? Jak szatnia przyjęła zamieszanie z Aleksandrem Buksą? I co w ogóle wiosną 2021 gra „Biała Gwiazda”? O tym porozmawialiśmy z kapitanem krakowian, Maciejem Sadlokiem.

***

„Z Wisłą Kraków jest dziś tak: wychodzimy na boisko i czujemy się lepsi, po prostu. Widzimy respekt u rywali, przyjeżdżają do Krakowa i wiedzą, że będzie im z nami trudno” – powiedział w piątek w „Przeglądzie Sportowym”, pana klubowy kolega, Mateusz Lis. Zgadza się pan z tą opinią? To jest już ten moment, gdy „Biała Gwiazda” znów wzbudza w ekstraklasie strach u rywali?

Podpisałbym się pod tymi słowami. Też czuję, że rywale tej Wisły rywale zaczęli się trochę obawiać. I w zasadzie tak to powinno wyglądać od dłuższego czasu.

Ta zmiana w podejściu przeciwników do was to jest tylko kwestia zmiany trenera?

Trener odegrał w tej przemianie dużą rolę, zmieniając praktycznie całą filozofię Wisły. Gołym okiem teraz widać jego pracę, ale też i naszą. Te parę tygodni zimą w okresie przygotowawczym naprawdę ciężko pracowaliśmy i teraz widać tego efekty.

Dużo czasu minęło, zanim zrozumieliście czego trener Hyballa od was oczekuje?

Myślę, że wszystko odbywało się stopniowo. To też nie działa tak, że trener przekaże coś nowego i następnego dnia wszyscy zawodnicy już wiedzą, co mają grać. To jest proces, który trwa nadal, bo jedni zawodnicy mogą załapać coś szybciej, drudzy trochę wolniej. Wszystko będzie dobrze działało w momencie, gdy wszyscy w stu procentach zrozumieją tą filozofię.

Wspominał pan o ciężkim okresie przygotowawczym zimą. To był najtrudniejszy okres przygotowań w karierze?

Nie ma co owijać w bawełnę – był to najcięższy obóz, na jakim byłem do tej pory! Wiedzieliśmy jednak, jak dużo pracy musimy wykonać i byliśmy na to przygotowani.

Wypisałem sobie określenia najczęściej pojawiające się w artykułach i wywiadach dotyczących trenera Hybalii i chciałbym je z pana pomocą skonfrontować z rzeczywistością. Czy niemiecki szkoleniowiec to fanatyk?

Myślę, że tak.

Tyran?

Nie.

Szaleniec? Sam Peter Hyballa tak o sobie powiedział w wywiadzie dla TVP Sport.

Myślę, że tak, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

A co pański trener miał na myśli, mówiąc w wywiadzie dla „Super Expressu”, że w zespole potrzebuje jedenastu diabłów?

Ciekawe określenie (śmiech). Myślę, że chodziło tutaj o to, by zawodnicy byli w stanie się poświęcić całkowicie zadaniom, które wyznaczy im trener.

Z tego wynika, że Tim Hall nie był diabłem?

Nie wiem, bo szczerze powiedziawszy nie znam go jako człowieka i nie chcę go oceniać. W zasadzie raz się z nim tylko widziałem. Była to jednak dziwna historia, ale wiele już o tym powiedziano, więc nie będę się do tej sprawy odnosił.

A jak zespół przyjął zamieszanie z Aleksandrem Buksą?

Szczerze mówiąc, nie było u nas za wiele rozmów na ten temat. Olka traktujemy normalnie, dalej jest przecież członkiem naszego zespołu. Te sprawy powinny być jednak załatwiane między zawodnikiem, a klubem. Nie mnie oceniać tą sytuację.

A który z młodych piłkarzy ma pana zdaniem potencjał, aby wybić się w lidze, jak wcześniej Buksa?

Uważam, że takim graczem może być Piotrek Starzyński. Wchodził z ławki w meczach z Piastem Gliwice i Śląskiem Wrocław, a spotkanie z Pogonią Szczecin zaczął już w wyjściowym składzie. Było widać u niego lekką tremę, ale tylko przed pierwszym gwizdkiem sędziego, co uważam za dobry objaw u młodych zawodników. Za to gdy już wszedł na boisko, ta trema z niego zeszła. Robił swoje i rozegrał naprawdę dobre zawody.

W zasadzie wszystkie mecze Wisły w tym roku to jest gra na styk. Przygotowanie psychicznie jest zatem chyba równie ważne co przygotowanie fizyczne?

Nie da się ukryć, że obie rzeczy są ze sobą mocno związane. Każdy ma jednak świadomość z poświęceń, które go czekają. Uważam zatem, że nie powinno być z tym większego problemu w kolejnych meczach naszego zespołu.

Po osiemnastu kolejkach PKO BP Ekstraklasy Wisła ma tyle samo punktów przewagi nad ostatnią w tabeli Stalą Mielec, co straty do czwartego Górnika Zabrze. O co więc aktualnie gra „Biała Gwiazda”?

Myślę, że większość ludzi w chwili obecnej nie odpowiedziałaby na to pytanie. Priorytetem dla nas jest być jak najwyżej w tabeli, bo te ostatnie lata nie były pod tym względem specjalnie tłuste. To jest więc cel nadrzędny, aby Wisła cały czas pięła się do góry. Na razie jednak trzeba się skupiać po prostu na wygrywaniu kolejnych spotkań, bo póki co nie jesteśmy jeszcze na takim etapie, aby planować jakieś wyższe cele.

W poprawie pozycji w tabeli mogą z pewnością pomóc zwycięstwa u siebie, które w 2021 roku odnieśliście już dwa. Dlaczego jesienią nie byliście tak skuteczni przy ul. Reymonta?

Mam nadzieję, że był to tylko zbieg okoliczności. Cieszy nasza domowa passa w tym roku i wierzę, że będziemy ją kontynuować.

A jak wam się grało w tych arktycznych warunkach w meczach z Jagiellonią Białystok i Śląskiem Wrocław? I myśli pan, że to dobrze, że ekstraklasa tak wcześnie rozpoczęła w tym roku rozgrywki?

Uważam, że lepiej jak liga wcześniej startuje. Co do warunków pogodowych, są one nie do przewidzenia. Mecz ze Śląskiem był nienormalny pod tym względem, że murawa we Wrocławiu była naprawdę dobra. Nic to jednak nie dało, ponieważ było dużo śniegu. Z kolei z Jagiellonią temperatura była bardzo niska, do tego wiatr, a odczuwalna temperatura wynosiła ok. -18 stopni. Z pewnością nie były to odpowiednie warunki do gry. Tego jednak nie szło przewidzieć. Zdobyliśmy jednak w tych spotkaniach cztery punkty, zatem dało się coś ugrać, mimo niesprzyjających okoliczności.

ROZMAWIAŁ: MACIEJ KANCZAK