Jesse Marsch został selekcjonerem Kanady

Mimo że jakiś czas temu w polskich mediach pojawiły się sensacyjne doniesienia o możliwości zatrudnienia Marka Papszuna na stanowisku selekcjonera reprezentacji Kanady, już wiemy, że do takiego ruchu personalnego nie dojdzie. Zespół z Ameryki Północnej ma bowiem przygotowywać się do finałów mistrzostw świata 2026 z Jessem Marschem za sterami.

Ma przygotować Kanadę do mundialu na swojej ziemi

W Kanadzie są duże oczekiwania w związku z tym, że mundial za dwa lata odbędzie się między innymi w tym kraju (jeszcze w USA oraz Meksyku – pierwszy w historii w trzech krajach przyp. red.). Gdy pod koniec ubiegłego roku doszło do zmiany selekcjonera w Kraju Klonowego Liścia, przez jakiś czas funkcję tymczasowego trenera pełnił Mauro Biello. Jednocześnie, co zrozumiałe, ruszyła giełda nazwisk. Kanadyjczycy chcieli postawić na szkoleniowca, który miał do czynienia z futbolem na najwyższym poziomie w topowych ligach. Zapewne to sprawiło, że wybrano Jessego Marscha.

Kontrakt 50-letniego trenera ze Stanów Zjednoczonych ma obowiązywać do 2026 roku. W czerwcu czeka go pierwszy poważny test w nowej roli. Zacznie bowiem od meczu z Holandią. Będzie to towarzyskie spotkanie. Jesse Marsch wielu kibicom może kojarzyć się z marką Red Bulla. Wynika to z tego, że do tej pory był trenerem w zespołach „Czerwonych Byków” w Nowym Jorku, Salzburgu i Lipsku. Z czasem zamienił Bundesligę na Premier League, prowadząc Leeds United. Teraz przejmie kadrę Kanady, ale już od pewnego czasu był wymieniany wśród potencjalnych kandydatów do poprowadzenia reprezentacji Stanów Zjednoczonych w przyszłości.

 

Sukcesy w pod szyldem Red Bulla

Zaczynał poważną karierę trenerską w ekipie New York Red Bull, a w 2015 roku sprawił, że ta drużyna była liderem w sezonie zasadniczym bez podziału na Konferencje. Dzięki temu udało się wywalczyć awans do amerykańskiej Ligi Mistrzów. W tych rozgrywkach drużyna spod znaku RB dostała się do ćwierćfinału. 2016 również był udany dla Marscha. Zajął ze swoim zespołem pierwsze miejsce w Konferencji Wschodniej. To dało awans do kolejnej edycji Champions League. Amerykanin piął się w górę. Dowód? Dojście do półfinału elitarnych klubowych rozgrywek, a więc kolejny progres.

Po okresie pracy w swoim kraju został asystentem wizjonera niemieckiego futbolu Ralfa Rangnicka w RB Lipsk. W sezonie 2018/2019 był w sztabie szkoleniowym drużyny z Saksonii. Miał bez wątpienia udział w zajęciu przez nią ostatniego miejsca na podium w Bundeslidze. A to nie wszystko, bo Lipsk wtedy zagrał też w finale DFB Pokal. Gdy Rangnick ustąpił ze stanowiska trenera i zaczął realizować się w innej roli, jako mający szeroki zakres kompetencji dyrektor zarządzający, Marsch został szkoleniowcem ekipy Red Bull Salzburg. Tam spędził dwa sezony, które obfitowały w sukcesy: dwa mistrzostwa i dwa krajowe puchary.

Nieudana praca w Lipsku i Leeds

Po odejściu Juliana Nagelsmanna z Lipska Marsch znowu zaliczył awans. Został trenerem RB, z tym, że tam jego dobra passa dobiegła końca. Prowadził tę drużynę zaledwie pięć miesięcy. Zespół odpadł z Ligi Mistrzów po fazie grupowej i zajmował miejsce w drugiej połowie tabeli w lidze niemieckiej, więc czara goryczy się przelała. Nie czekał długo na nową pracę. Po niespełna trzech miesiącach przejął Leeds United, które potrzebowało nowego bodźca, gdyż widmo spadku zajrzało w oczy i pożegnało Marcelo Bielsę.

W Anglii jednak rozczarował, choć udało mu się w pierwszym sezonie cudem utrzymać. W trakcie kolejnego został zwolniony po 22. kolejce i przegranej z Nottingham Forest. Jego zespół miał wówczas na koncie aż 10 ligowych porażek, dlatego Marsch został zwolniony po niecałym roku pracy. Niczym szczególnym się w Leeds nie zaznaczył, nie rozwinął tej ekipy, jednak zanotował historyczny wynik na Anfield – wygrał 2:1 po golu Crysencio Summerville’a w 89. minucie. Dlaczego to historyczny wynik? Otóż była to pierwsza ligowa porażka Virgila van Dijka na Anfield. Passa Holendra bez przegranej na tym obiekcie trwała 70 spotkań – prawie pięć lat (sezon 2020/21 zmarnował po brutalnym wejściu Jordana Pickforda przyp. red.)

Fot. PressFocus

Może zaciekawi Was odrobina nostalgii! Zerknijcie na nasz cykl ”Słynne drużyny EURO”:
  1. CZECHY 2004
  2. HISZPANIA 2012
  3. HOLANDIA 2000
  4. DANIA 2020
  5. DANIA 1992
  6. GRECJA 2004
  7. FRANCJA 1984
  8. ŁOTWA 2004
  9. CZECHY 1996
  10. TURCJA 2008
  11. HOLANDIA 1988
  12. WALIA 2016

A także inny cykl pt. „Polskie turnieje EURO”:

  1. EURO 2008 – świetne eliminacje za Beenkahhera, a na turnieju parady Boruca, gol Rogera Guerreiro, pogrążający nas „Poldi”
  2. EURO 2012 – wielki turniej u siebie, wielkie nadzieje, i wielkie rozczarowanie, nigdy już tak łatwej grupy nie będzie…
  3. EURO 2016 – najlepszy występ reprezentacji Polski na wielkim turnieju w XXI wieku
  4. EURO 2020(1) – kapitalne eliminacje, zmiana trenera tuż przed turniejem i spore rozczarowanie

Tworzymy codziennie także nasz przewodnik po EURO 2024:

  1. NIEMCY
  2. SZKOCJA
  3. WĘGRY
  4. SZWAJCARIA
  5. HISZPANIA
  6. WŁOCHY
  7. CHORWACJA
  8. ALBANIA
  9. SŁOWENIA