Radosław Adamski: Praca nauczyciela ukształtowała mnie jako człowieka

06.03.2021

Radosław Adamski do niedawna łączył piłkę nożną z pracą w szkole jako nauczyciel wspomagający przy dzieciach z niepełnosprawnościami. Chociaż po awansie Resovii do pierwszej ligi, piłkarz musiał zrezygnować z pracy w szkole, zapewnił że wkrótce do niej wróci. O pracy nauczyciela, studiach w zawodzie piłkarza, a także postawie Resovii w tym sezonie 29-latek opowiedział w rozmowie dla “FutbolNews.pl”.

***

Można powiedzieć “nowy rok – nowa Resovia”. Twój zespół ostatnio przełamał serię ośmiu meczów bez zwycięstwa, wygrywając z Puszczą. Wcześniej mówiło się dużo o tym, że mimo często dużej liczby sytuacji, macie blokadę, by je wykorzystać. Co w takim razie wam pomogło w tym, żeby z Puszczą się odblokować?

W przerwie zimowej doszło do kilku zmian – zarówno w drużynie, jak i organizacji klubu. Nowy trener miał czas na to, żeby samemu poukładać zespół. Teraz każdy mecz jest dla nas “meczem o życie”. Po prostu wiedzieliśmy, że z Puszczą musimy wygrać i z takim podejściem wyszliśmy na boisko. Myślę, że się to przełożyło się na naszą skuteczność pod bramką rywali.

Wspomniałeś o zmianach – czy już je zauważyłeś w swojej grze względem rundy jesiennej?

Teraz gramy w nieco innym ustawieniu i zmieniły się moje zadania taktyczne. Jestem nominalnym skrzydłowym, ale jeszcze gdy graliśmy w drugiej lidze, z powodu kontuzji w zespole grałem na lewej obronie, co czasem mi się zdarzało także w tym sezonie. Ale nie ukrywam, że tam również czułem się dobrze. W nowym ustawieniu wróciłem na skrzydło, ale czasami czuję się jednak trochę jak ofensywny boczny obrońca. Chciałoby się powiedzieć, że wahadłowy, ale patrząc na ustawienie zespołu, jednak nie do końca.

To dość nietypowa sytuacja, że – jak sam powiedziałeś – ofensywny boczny obrońca jest najlepszym strzelcem zespołu w lidze. Co prawda masz na koncie dwie bramki, ale mimo wszystko są to statystyki lepsze od napastników Resovii.

Jesienią nasza skuteczność szwankowała. Nie wyglądało to może najgorzej na boisku, ale brakowało nam szczęścia w niektórych meczach. Najbardziej szkoda tych spotkań, gdy mieliśmy szansę na to, by zdobyć punkty, ale nam się nie udawało.

Można powiedzieć, że takimi przykładami są właśnie mecze, w których zdobył pan bramki – czyli pojedynki z ŁKS-em i Jastrzębiem. Resovia przegrała minimalnie, tylko jedną bramką, ale porażka to porażka.

Niestety tak się złożyło, że moje bramki nie przyniosły nam jak na razie punktów. Mam nadzieję, że wkrótce to się zmieni.

Cofnijmy się do początku sezonu – wtedy również wygraliście z Puszczą, która dla większości pierwszoligowych zespołów jest nieprzyjemnym rywalem. Wydawało się, że Resovia po tym meczu jeszcze kilka razy postara się o to, żeby sprawić kilka niespodzianek, ale wyszło inaczej. Czy, obiektywnie mówiąc, byliście w pełni gotowi do gry w pierwszej lidze jesienią?

Po awansie słyszeliśmy komentarze, że nasz skład jest za słaby na pierwszą ligę czy nawet na drugą. Myślę, że jednak byliśmy gotowi na podejście do rywalizacji w wyższej klasie rozgrywkowej. Brakowało nam tylko chłodnej głowy pod bramką przeciwnika i czasami szczęścia.

Po pierwszym meczu oczywiście nie wmawialiśmy sobie, że tę ligę zwojujemy i stąpaliśmy twardo po ziemi. Rzeczywistość nas zweryfikowała i zakończyliśmy rundę jesienną na ostatnim miejscu. Mimo to, sądzę że stać nas na więcej.

Z waszej gry wynikało, jakby trochę podłamała was seria porażek z rzędu, która rozpoczęła się tuż po pierwszej kolejce. 

Każda porażka podcinała nam skrzydła, ale nie powiem, żeby któryś z nas z tego powodu odpuścił. Dawaliśmy z siebie maksa, ale okoliczności na pewno nam nie pomagały. Graliśmy wszystkie mecze na wyjeździe – myślę, że w systemie “dom-wyjazd”, punktów na pewno byłoby więcej.

Meczów “u siebie” też jednak nie graliście na własnym stadionie.

Najlepiej by się nam grało na Wyspiańskiego 22. Wierzę, że na naszym kameralnym stadionie więcej razy zapunktujemy, dzięki czemu przesuniemy się w tabeli.

Po waszym awansie rozmawiałem z Konradem Domoniem, który powiedział, że w Resovii jeden walczy za drugiego. To wciąż wasza główna zaleta?

W zeszłym sezonie nie byliśmy faworytami do awansu, nawet przed barażami. W ciągu rozgrywek założyliśmy sobie jednak cele, które chcieliśmy zrealizować. Pierwsza runda była bardzo dobra w naszym wykonaniu. W drugiej tych wyników może nie było przez te wszystkie zawirowania, ale zdobywaliśmy punkty w najważniejszych meczach. Jeszcze przed sezonem śmiałem się, że zagramy w barażach i w finałowym meczu zmierzymy się ze Stalą. Wtedy to były żarty, ale ostatecznie tak się stało.

Też myślę, że właśnie taka jedność i kolektyw nam pomogły. A teraz myślę, że nasz zespół stać na to, żeby się utrzymać. Chciałbym jednak, żebyśmy jeszcze mieli lepszą infrastrukturę, ale wiem że miasto już podjęło kroki w tym kierunku.

Chciałbym się teraz cofnąć do twoich początków w Resovii. Gdy jako junior trafiłeś do klubu, Resovia grała w starej drugiej lidze, podzielonej na dwie grupy i mimo wszystko, nie było w niej wielkich ambicji. Miałeś jakieś piłkarskie perspektywy w tamtym czasie?

Trenowałem wtedy głównie w juniorach. Czasami przychodziłem na treningi do pierwszego zespołu, ale nie zostałem tam na dłużej. Po jakimś czasie wiek juniora jednak mi się skończył i trafiłem do rezerw, gdzie grali głównie starsi wychowankowie Resovii. Mieliśmy fajną paczkę i mało brakowało, byśmy awansowali do trzeciej ligi, przechodząc drogę od okręgówki.

Potem pierwsza drużyna została zdegradowana, przez co rezerwy przestały istnieć. Trener mnie nie widział w składzie, dlatego udałem się na wypożyczenie do Wisłoka Strzyżów, do trenera Grabowskiego, który jakiś czas później trafił na stałe do Resovii.

Potem jeszcze zmieniłeś otoczenie, przechodząc do Stali Stalowa Wola i Polonii Przemyśl.

W Resovii nie dogadaliśmy się z ówczesnymi prezesami. A ja wtedy skończyłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego. Po jakimś czasie zadzwonił trener Grabowski i powiedział, że widziałby mnie w Resovii. Wtedy zacząłem łączyć grę w trzeciej, a potem w drugiej lidze z pracą w szkole.

Czyli równocześnie byłeś wuefistą?

Pracowałem w liceum jako nauczyciel pracujący z dziećmi z niepełnosprawnościami. Skończyłem wychowanie fizyczne, ale wiadomo jak jest w szkołach – wuefiści mają niewiele godzin. A ja zawsze chciałem pracować w szkole i dążyłem do tego. Na początku byłem asystentem ucznia, a potem zrobiłem dwa kierunki podyplomowe – oligofrenopedagogikę oraz edukację i rewalidację osób ze spektrum autyzmu. Tym samym przez ostatnie lata pracowałem w szkole jako nauczyciel wspomagający.

Nie da się ukryć, że praca z uczniami z niepełnosprawnościami wymaga pasji oraz odpowiedniego podejścia. Kiedy uznałeś, że pójdziesz w tym kierunku?

Jeszcze zanim uczyłem w szkole, dorabiałem w szkółce piłkarskiej w Rzeszowie jako trener. Rodzice byli zadowoleni z mojego podejścia do dzieci, również inni trenerzy mnie chwalili za moją pracę. Moja praca w szkole rozpoczęła się jednak od pracy z uczniem autystycznym. Usłyszałem wtedy pozytywne słowa od innych nauczycieli i uznałem, że chciałbym pójść w tym kierunku.

Jak wyglądała twoja praca z uczniami, którzy wymagali szczególnej uwagi?

Na początku przez rok miałem jednego ucznia, natomiast ostatnio byłem drugim wychowawcą w klasie, gdzie było pięcioro uczniów z orzeczeniami. Pracowałem z uczniami z autyzmem, zespołem Aspergera, a także poruszającymi się na wózku inwalidzkim.

Niestety teraz musiałem zrezygnować – po awansie do pierwszej ligi trudno było połączyć jedno i drugie. Chociaż później pół-żartem pół-serio mówiłem, że przy zdalnym nauczaniu mógłbym połączyć jedno i drugie.

Można powiedzieć, że praca w szkole pomogła ci się rozwinąć?

Ukształtowała mnie jako człowieka. Uważam że stałem się dojrzalszy – praca w szkole wymaga bardziej odpowiedzialnego podejścia, co potem przejawiało się i w życiu, i na boisku. Na pewno studia są potrzebne.

To dość niepopularna opinia w środowisku piłkarskim, jeśli chodzi o aktywnych zawodników.

Zawsze w domu mi powtarzano, że jakieś studia trzeba mieć. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że moje wyniki sportowe nie były najwyższych lotów, dlatego skoncentrowałem się na tym, żeby zdobyć wykształcenie. Wynik sportowy pojawił się później, ale myślę, że podejście do studiów i nauki pomogło mi się dostać tu, gdzie teraz jestem.

Po twoich wypowiedziach domyślam się, że chciałbyś wrócić w przyszłości do pracy nauczyciela.

Myślę, że na pewno kiedyś wrócę do szkoły. Zobaczymy tylko, w jakiej formie.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. Resovia