Leszek Ojrzyński: Najważniejsza jest frajda z piłki

20.03.2021

Leszek Ojrzyński to od lat uznany i ceniony trener ligowy. Jego syn, Jakub Ojrzyński w 2019 roku przeniósł się do Liverpool FC i w ostatnim czasie zdarzyło mu się już nawet siedzieć na ławce rezerwowych w meczach Premier League. Jak prawidłowo funkcjonować w układzie ojciec-trener i syn-piłkarz? Jak nie zrazić dziecka do piłki wygórowanymi oczekiwaniami? Jak umiejętnie pokierować karierą w momencie wejścia w pełnoletniość? O tym porozmawialiśmy ze szkoleniowcem Stali Mielec.

***

Układ ojciec-trener i syn-piłkarz to błogosławieństwo czy przekleństwo?

Zależy kiedy, ale więcej widzę tu błogosławieństw, jak się dobrze do tego podejdzie. Gorzej jest, jak ma się trenować własnego syna, bo zdecydowanie łatwiej pracować z obcymi, którzy polecenia będą wykonywać bez mrugnięcia okiem. A syn ma często inne spostrzeżenia i czasami czuje się bardzo pewnie, nie zawsze robi to, czego się od niego oczekuje. Taki jest przywilej tych najbliższych osób. Ale tak większość trenerów ma ze swoimi dziećmi.

Pamięta pan moment, kiedy syn oznajmił, że chce zostać piłkarzem?

Samego momentu nie pamiętam, natomiast Jakub od małego uganiał się za piłką. Widział, że jestem trenerem, zatem oglądał mecze, dużo razem graliśmy czy w domu czy na podwórku. Cały czas była między nami rywalizacja, ale w okresie gdy był młodszy, wiadomo było, że trzeba mu czasem pofolgować, dodawać otuchy. Od małego miał dryg do bramki, grywał też w polu. Uprawiał też inne dyscypliny, razem z moją córką, która od Kuby jest dwa lata starsza. Cały czas była rywalizacja w siatkówce, ale też na basenie. Jako absolwent AWF zarażałem dzieci sportem, bo uważam, że daje on duży frajdy i satysfakcji. A i dzieci miały do niego smykałkę, zatem próbowaliśmy różnych rzeczy.

Oglądając w akcji syna bardziej jest pan ojcem czy też zawód trenera bierze górę i na jego grę patrzy pan nie sercem, a z chłodną głową?

Zdecydowanie wygrywa serce, bo gra twoje dziecko, towarzyszą temu ogromne emocje, zatem te spotkania zupełnie inaczej się ogląda, aniżeli np. mecz prowadzonej przeze mnie drużyny. Tym bardziej gdy gra się na tak ważnej pozycji jak bramkarz. Na początku to była zabawa, ale też patrzyłem, aby syn nie zrażał się ewentualnymi błędami, nabierał dystansu. Grze w bramce towarzyszy duża presja i jeżeli od początku zbyt bardzo ją się narzuci, może być problem, z którego biorą się później błędy.

Oczywiście często rozmawialiśmy na temat jego gry, ale nigdy nie chciałem też być zbyt wnikliwym. Najważniejszym było, aby zawsze miał z tego frajdę i zabawę. Dlatego też nie podchodziłem do tego tematu jak do wyczynowców czy starszych zawodników, gdzie pewne rzeczy się analizowało i wytykało. Raczej było to podejście rodzica, który niczego nie blokuje, ani niczego nie narzuca. Z tych nacisków bowiem może zniknąć przyjemność z gry w piłkę, a pojawia się wówczas przykry obowiązek.

A zdarzało się, że poza treningami w klubie, pracował pan też z synem indywidualnie?

Oczywiście, mikrocykl syna zawsze był mi doskonale znany. Poza tym Kuba też był skory do tego, aby pracować więcej. Zdarzało się też, że musiałem go temperować, bo chciał trenować nawet cztery razy dziennie, a co za dużo to nie zdrowo. Wiadomo, że były też cięższe momenty, bo syn nie chciał pracować nad słabszymi elementami, a wolał doskonalić te, z którymi sobie akurat dobrze radził. Tutaj też wychodziła rola trenera-rodzica, aby przekonać dziecko do tej właśnie pracy. Ostatni raz mieliśmy okazje wspólnie trenować rok temu w Anglii, gdzie przez lockdown spędziliśmy razem dużo czasu i wówczas, w tych ciężkich warunkach, zdarzało nam się pracować nawet dwa razy dziennie.

Kiedy zorientował się pan, że syn w futbolu może zajść naprawdę wysoko?

Talent jest ważny, ale to niewielka ilość procentu, niezbędna aby osiągnąć sukces, nie tylko w futbolu. Wszystko też zależy jednak od pozycji, zamiłowania do gry i ciężkiej pracy. Wielu właśnie na tym etapie poległo, bo nie byli przygotowani do pracy. Sam jako trener wielu takich zawodników na swojej drodze spotkałem – błyszczeli na juniorskim poziomie i przepadali na poziomie seniorskim, gdy potrzebne było większe samozaparcie. Potrzeba charakteru, aby poradzić sobie z tak wysoko zawieszoną poprzeczką.

Wiedziałem, że jeżeli syn wykaże się tym cechami o których mówię, to może daleko zajść. U bramkarza też jednak kluczową rolę odgrywają warunki fizyczne. Syn już w wieku dwóch lat miał robione testy, wedle których miał mierzyć ponad 190 cm wzrostu. To się wszystko sprawdziło, bo obecnie mierzy 196 cm. Ma też bardzo duży zasięg ramion. Przy takim zasięgu pewne rzeczy motoryczne można zniwelować, bo technika też ogrywa ważną rolę. Biorąc to pod uwagę, pozycja bramkarza była stworzona dla niego. Wiadomo, że z takimi warunkami ciężko się odnaleźć w innym miejscu na boisku, syn zresztą początkowo grywał też w środku pola. W Koronie Kielce w pewnym momencie stanął jednak w bramce, bardzo mu się to spodobało, dawał radę. Szybko z trzeciego golkipera w juniorach został pierwszym, zaczęły się też pierwsze powołania do reprezentacji Polski w jego roczniku. Stopniowo zatem „rósł” w tej bramce, przeszedł z Korony do Legii Warszawa, później do Liverpool FC.

Żałuję, że nie został powołany teraz do kadry. Wcześniej otrzymał nominację, ale klub go nie puścił i od tamtej pory już więcej powołań nie otrzymywał. Musi ciężko pracować, trenuje aktualnie z pierwszym zespołem, w sobotę uczestniczy w meczu wewnętrznym. I wykorzystuje ten swój czas. W profesjonalnym futbolu bowiem nie można spoczywać na laurach, zwłaszcza jak jest się młodym i nic się jeszcze nie osiągnęło. Jak sobie pofolgujesz w którymś momencie, to ciebie nie będzie. I taka jest rzeczywistość – brutalna, ale prawdziwa. Dlatego tutaj istotny jest ten charakter, o którym już wspominałem. Jak staniesz w miejscu, inni zaraz cię wyprzedzą. Kuba jest tego jednak świadomy, nie odpuszcza. Nie mam możliwości niestety teraz obserwować jego gry, ale biorąc pod uwagę, że trenuje z pierwszą drużyną, musi to nieźle wyglądać.

Jak wyglądały kulisy transferu do Liverpoolu? Był pan za tym, żeby syn tak szybko wyjeżdżał zagranicę?

Ja skłaniałem się ku temu, aby Kuba został jeszcze w Polsce. Jeśli jednak zgłasza się po Ciebie Liverpool, a w sprawę zaangażowani są pierwszy trener i szkoleniowiec bramkarzy to ciężko byłoby odmówić. Klub przedstawił mu konkretną ścieżkę rozwoju, poza tym zaraz po przenosinach, pojechał na zgrupowanie z pierwszym zespołem, mając dopiero 17 lat. Dlatego też się zdecydowaliśmy na ten transfer. Jeżeli bowiem chodziłoby jedynie o samą pracę w akademii, to według mnie lepszym rozwiązaniem byłoby zostać w Polsce, gdzie przecież znakomicie pracuje się z bramkarzami. Tym bardziej, że Kubie w Legii Warszawa zdarzało się trenować już z pierwszą drużyną, w drugiej zaś rywalizował o miejsce w bramce z Cezarym Misztą pod okiem trenera Piotra Kobiereckiego. I tu wszystko dobrze wyglądało.

Pojawiła się jednak możliwość wyjazdu, a Kuba od zawsze był fanem „The Reds”. Ciężko byłoby zatem powiedzieć: słuchaj, Juergen, poczekamy jeszcze. Tym bardziej, że propozycję z Liverpoolu mieliśmy już rok wcześniej, ale wtedy ja powiedziałem, że jest jeszcze za wcześnie. Z takiej szansy się korzysta, bo nie wiadomo co będzie potem. Coś poszłoby nie tak w Legii i można byłoby tylko sobie pluć w brodę.

Do niedawna miał pan okazję przebywać z synem w Anglii. Jak teraz wyglądają wasze kontakty? Ma pan możliwość oglądać jego występy?

Jak mi czas pozwala, to tak. Zawsze przesyła mi jakieś fragmenty treningów, miałem też okazje oglądać jego ostatni występ ligowy w rozgrywkach Premier League U-23 z West Ham United. Była więc okazja do rozmów i dyskusji. Trenuje już z Alissonem Beckerem i Adrianem, więc podpatruje słynniejszych kolegów. Cały czas też jest w kontakcie z trenerem bramkarzy, zatem ja w techniczne rzeczy nie ingeruje. Jest pod stałą opieką fachowców, więc musi pracować według ich wymagań i kryteriów.

Zdarza się panu dopytywać syna o szczegóły warsztatu Juergena Kloppa?

Oczywiście, że podpytuje z ciekawości, więc wiem jak to wszystko wygląda. Syn w czterech meczach siedział już na ławce rezerwowych, zatem miał okazję podpatrywać jak niemiecki trener się zachowuje i co mówi w szatni na odprawach czy w trakcie trwania spotkania. Są to ciekawe rzeczy, bo przecież każdy szkoleniowiec się zmienia, ewoluuje, modyfikuje metody swojej pracy. Jestem trenerem głodnym wiedzy, który chce ją chłonąć, więc zawsze z zaciekawieniem tego słuchałem, aby wprowadzić do swojego warsztatu coś nowego. Dziwnym by było, gdybym z opinii Kuby nie korzystał.

I na koniec chciałem spytać, co z przyszłością Jakuba? Dalej będzie trenował z Liverpool FC czy wzorem Kamila Grabary będziecie szukali dla niego możliwości jakiegoś wypożyczenia do niższych lig, aby mógł zacząć grać regularnie?

Na razie skupiamy się na tym, aby rozgrywał mecze w zespole U-23 i tam łapał niezbędne doświadczenie. Na tym poziomie zagrał do tej pory w czterech meczach. To też ważne rozgrywki, bo np. zdarzało mu się grać przeciwko Brighton and Hove Albion, którego bramki strzegł Robert Sanchez, powołany do reprezentacji Hiszpanii na marcowe mecze eliminacji MŚ. I takich ciekawych zawodników w Premier League U-23 jest zresztą wielu, ostatnio w tych rozgrywkach występuje też Michał Karbownik. W wielu spotkań poziom rywalizacji jest naprawdę wysoki.

Syn zbiera więc tam niezbędne doświadczenie. Do tego dochodzą treningi z pierwszym zespołem, w których ma okazje bronić uderzenia czołowych piłkarzy świata. Zobaczymy więc co przyniosą najbliższe miesiące. Gdy sezon się skończy, usiądziemy na spokojnie i będziemy się zastanawiać czy jeszcze zostać w Liverpoolu czy faktycznie udać się na wypożyczenie. Tym bardziej, że wśród bramkarzy znaków zapytania jest dużo. Na wypożyczeniu jest Czech Vitezslav Jaros, dwa lata starszy od Kuby. Nie wiadomo też jaka będzie przyszłość Adriana i Caoimhina Kellehera.

Dla nas najistotniejsze jest jednak „tu i teraz”. Jeżeli wybiegamy w przyszłość, to naprawdę w tą nieodległą. Najważniejsze jest teraz pokazywać się z dobrej strony w rozgrywkach Premier League U-23 i U-18, które także obserwuje wielu scoutów i łatwiej wtedy trafić w dobre miejsce na ewentualne wypożyczenie. Tym bardziej, że w Premier League rywalizacja na pozycji bramkarza jest naprawdę olbrzymia. To przecież nie tylko trzech golkiperów w kadrze, ale także wielu młodych, czekających na swoją szansę.

ROZMAWIAŁ: MACIEJ KANCZAK