Ildefons Lima: Wciąż pragnę tworzyć piłkarską historię Andory
Ildefons Lima to prawdziwa legenda andorskiego futbolu. 41-letni już piłkarz jest rekordzistą kraju pod względem występów, których zanotował aż 127 i goli, których zdobył jedenaście. Ostatnio jednak Lima został odsunięty od kadry z powodu kontrowersyjnych okoliczności. W rozmowie dla “FutbolNews.pl” piłkarz opowiada o całej sytuacji, a także wspomina występy przeciwko Ronaldo i Fernando Torresowi, a także grę we Włoszech, Hiszpanii, Grecji i Meksyku. Piłkarz zdradza także kilka sekretów na temat piłkarskich realiów w swoim kraju.
***
Jest pan absolutnym rekordzistą jeśli chodzi o andorską kadrę – najwięcej występów i goli. Jesteś traktowany w kraju jako legenda, czujesz się doceniany?
W Andorze nie jestem traktowany jak legenda, bardziej mogę to odczuć poza granicami kraju, naprawdę. Nawet tak się składało, że kibice bardziej mnie zauważali, gdy graliśmy na wyjeździe. Tak jak pan wspomniał, jestem rekordzistą kraju, dlatego wzbudzałem zainteresowanie i często przed meczami reprezentacji Andory, dziennikarze z innych krajów proszą mnie o wywiady czy wypowiedzi. To zawsze jest bardzo miłe i cieszę się, że wtedy ktoś mnie zauważa.
Słyszałem, że od 2019 roku nie zagrał pan w reprezentacji Andory z powodów pozasportowych. Jak to wyglądało?
To wydaje się nieprawdopodobne, ale zostałem usunięty z kadry, ponieważ po przerwie z powodu pandemii, a przed zgrupowaniem kadry – jako prezes stowarzyszenia andorskich piłkarzy – powiedziałem, że piłkarze powinni przejść testy na Covid zanim wznowimy treningi. Andorska liga jest amatorska, dlatego nie mieliśmy zapewnionych badań, jak w większości państw, dlatego nasz związek powinien zadbać o reprezentantów, którzy grają głównie w kraju.
Prezes naszej federacji wraz z selekcjonerem uznali wtedy, że jestem niesubordynowany. Dlatego postanowili usunąć mnie z kadry, nad czym ubolewam. Od lat reprezentuję Andorę i chciałbym móc to robić nadal. Nie żałuję tego, co powiedziałem, bo moje obawy były uzasadnione. Po prostu osoby odpowiedzialne za kadrę zachowały się nie fair.
To dziwna sprawa, szczególnie że z obecnym selekcjonerem kadry, Koldo, występował jeszcze jakiś czas temu w zespole narodowym. Już wtedy miał pan z nim trudne relacje?
Nie, nigdy nie miałem z nim problemów. Najpierw graliśmy razem w jednej drużynie, a potem przez dziesięć lat był moim trenerem w kadrze. W ostatnim czasie mogę mieć jednak do niego żal za to, że mi nie pomógł. Wręcz przeciwnie – zrezygnował ze mnie i przestał powoływać mnie do kadry. Po prostu jest posłuszny swoim przełożonym, co na moim przykładzie dobitnie wyszło. Moją sprawą zainteresowali się dziennikarze z wielu państw świata, ale nikt nie znalazł jeszcze sposobu na to, żeby jakoś rozwiązać całą tę sytuację.
Chciałbym móc znowu zagrać w narodowych barwach. Od wielu ludzi z zagranicy słyszałem, że powód z którego zostałem odstawiony od reprezentacji Andory jest kuriozalny. Wiem jednak, że mój powrót może być niemożliwy. Mogę się upominać o dyskryminację w kraju, ale osoby zarządzające piłkarskim związkiem są także w andorskim rządzie. Zamierzam jednak wciąż walczyć o swoje, bo zależy mi na występach w kadrze.
Chciałbym przejść teraz trochę do przeszłości – czy w pana rodzinie były piłkarskie tradycje? Wiem, że pana brat też był piłkarzem, nawet grał w juniorach Realu Madryt.
Tak, to prawda, mój brat grał nawet w drugim zespole Realu, a także Barcelony. Też przez wiele lat grał w kadrze Andory, zagrał w ponad 60 meczach, z czego w wielu z nich wystąpiliśmy razem. Pamiętam moment, gdy zakończył karierę piłkarską – było to w meczu eliminacyjnym do Mundialu 2010 przeciwko Anglii. Mój brat zagrał wtedy tylko w pierwszej połowie i mogliśmy mu podziękować za wkład w grę kadry przez lata.
Jak wyglądały twoje piłkarskie początki?
Mogę powiedzieć, że początkujący piłkarze w Andorze na pewno nie mają łatwo. To niewielkie państwo, w którym nie ma zbyt wielu obiektów sportowych. A w latach 90., gdy zaczynałem, to już w ogóle możliwości były bardzo ograniczone. Zależało mi jednak od dziecka, żeby grać w piłkę – wraz z bratem poświęcaliśmy tej aktywności bardzo dużo czasu. Tak zostało i obaj z czasem przebiliśmy się nieco wyżej. Bardzo się cieszę, że dostaliśmy szansę zaistnienia w profesjonalnym futbolu, bo niewielu piłkarzy z Andory ma taką możliwość.
Trafił pan do reprezentacji jeszcze jako nastolatek. Chociaż od tamtej pory minęły 24 lata, wciąż pan pamięta swoje pierwsze występy w kadrze?
Oczywiście – miałem wtedy siedemnaście lat i byłem bardzo podekscytowany występem z Estonią. Przegraliśmy wtedy 1:4, ale strzeliłem jedynego gola dla nas i czułem się szczęśliwy, że mogę reprezentować Andorę. To w sumie niesamowite, że osiemnaście lat później, w moim setnym występie w kadrze, również zagrałem przeciwko Estonii. W moim debiucie oczywiście popełniłem też kilka poważnych błędów, ale byłem młody i radość z gry w kadrze przesłaniała mi wszystko. Zresztą w zespole narodowym od razu zostałem dobrze przyjęty – mieliśmy fantastyczną, przyjazną atmosferę.
Z tego, co sprawdziłem, rok później czekał pana poważny sprawdzian w reprezentacji. Jako 18-latek zmierzył się pan z jednym z najsilniejszych zespołów na świecie w tamtym czasie, czyli Brazylii przed Mundialem 1998. Jak pan wspomina występ naprzeciwko Ronaldo i spółce?
To było dla mnie niezwykłe uczucie zmierzyć się z Ronaldo, Roberto Carlosem, Bebeto, Taffarelem, Dungą. To jednak brazylijskiego Ronaldo uważam za najlepszego piłkarza, z którym miałem okazję zmierzyć się na boisku. Przegraliśmy wtedy, ale byliśmy pod wrażeniem tego, że mogliśmy zagrać przeciwko zespołowi mistrzów świata.
Powiedział pan, że najlepszym piłkarzem, z którym się pan zmierzył na boisku był Ronaldo. A kto był najlepszym z zawodników dzielących z panem szatnię?
We Włoszech grałem z Dino Baggio, natomiast w Andorze z mistrzem Europy z Hiszpanią z 2008 roku, Joanem Capdevilą, który postanowił zakończyć karierę w zespole FC Santa Coloma. Z mojej perspektywy uważam, że byli to świetni piłkarze, którzy profesjonalnie podchodzili do swoich obowiązków. Dla drugiego to mogło być trudne, gdyż zdecydował się zagrać na poziomie, gdzie większość piłkarzy to amatorzy.
A wracając do Ronaldo, miałem jeszcze okazję zagrać przeciwko Fernando Torresowi, Ruudowi van Nistelrooyowi, Andrijowi Szewczence. Właśnie dzięki występom w meczach z takimi zawodnikami czuję się piłkarzem spełnionym.
Wcześniej wspomniał pan o tym, że niewielu andorskich piłkarzy otrzymała szansę gry na profesjonalnym poziomie. Z kolei pan w dość młodym wieku trafił do Espanyolu. Jak pan wspomina czas w zespole z Barcelony?
Zaczynałem swoją przygodę z piłką w FC Andorra, którego właścicielem jest obecnie Gerard Pique. Już po moich kilku występach w kadrze otrzymałem szansę od Espanyolu, w którym grałem w rezerwach, przy okazji chodząc jeszcze do szkoły w Barcelonie. Tamten czas uważam za naprawdę udany. W stolicy Katalonii jednak zostałem trochę dłużej, bo trafiłem na dwa lata do Sant Andreu, gdzie mogłem pogodzić grę z dalszą edukacją.
A potem zdecydowałem się na zmianę otoczenia – zostałem piłkarzem Ionikosu, występującego w najwyższej lidze greckiej. Trenerem tamtego zespołu był Ołeh Błochin, wielokrotny reprezentant ZSRR i zdobywca Złotej Piłki. Rok w Grecji również wspominam pozytywnie.
A po Ionikosie zdecydował się pan na dość zaskakujący kierunek, czyli Meksyk.
Tak, grałem później w Pachuce, gdzie nawet zdobyłem mistrzostwo Meksyku. Nie ukrywam, że miałem tam jednak pewne trudności. Gra i życie w tym kraju różnią się zdecydowanie od europejskiej rzeczywistości. Dlatego po pół roku zdecydowałem się wrócić na Stary Kontynent.
Który okres w karierze uważa pan swój prime time – występy z Hiszpanii, Włoszech czy Szwajcarii?
Zdecydowanie najlepszy był dla mnie czas, gdy występowałem we Włoszech. Triestina wtedy grała w Serie B, ale miała okazję zmierzyć się w tej lidze z Juventusem, który spadł z ligi po aferze calciopoli. Pamiętam też mecze z Napoli, Genoą czy Torino. Myślę zresztą, że na Półwyspie Apenińskim czułem się w tamtym czasie najlepiej. Odpowiadał mi włoski styl gry i miałem dobre warunki fizyczne, żeby tam się odnaleźć.
Z kolei Szwajcaria była dla mnie dobrym miejscem do życia i nawiązałem tam znajomości, które utrzymuję do dziś. Mam nadzieję, że wkrótce pandemia się skończy i będę miał okazję znowu tam wszystkich odwiedzić.
Gdy po latach wrócił pan do Andory, spodziewał się pan gry po czterdziestce?
To było wtedy dla mnie wręcz niewyobrażalne, że jako 41-latek mógłbym wciąż grać w piłkę! Zawsze jednak dobrze się prowadziłem, nie miałem problemów z kondycją i przygotowaniem fizycznym, a gra wciąż sprawia mi dużo frajdy. Dlatego wciąż uprawiam ten sport.
Co w przeciągu tych wszystkich lat piłkarskiej kariery uważa pan za najciekawsze wspomnienia?
Na pewno gra na wspaniałych stadionach, jak choćby na na Stade de France zaraz przed Mundialem 1998 albo na Wembley podczas pojedynków z Anglią. Będę też pamiętać nasze reprezentacyjne zwycięstwa, których może było niewiele. Radość z pokonania Węgier czy Mołdawii w ostatnich latach była dla nas jednak wielka. Szkoda tylko meczu z Turcją, gdzie byliśmy blisko remisu, ale straciliśmy bramkę w 89. minucie. Żałowaliśmy, że wtedy skończyliśmy bez punktów, aczkolwiek całe spotkanie było dla nas fantastycznym przeżyciem.
Co sprawia, że po tylu latach wciąż pan się cieszy grą?
Po prostu kocham futbol. Uwielbiam wyzwania, zwycięstwa i to uczucie, gdy w niedzielne popołudnie wybiegam na boisko w meczu ligowym. I chciałbym móc grać jak najdłużej. Szkoda tylko, że z powodów, o których wcześniej powiedziałem, nie mogę grać w kadrze. Pragnę wciąż tworzyć piłkarską historię Andory, dlatego wierzę, że jeszcze będzie mi dane wystąpić w barwach narodowych.
Nie myślał pan o zakończeniu kariery?
Jeszcze w trakcie ostatnich eliminacji Mistrzostw Europy o tym myślałem, ale stwierdziłem, że wciąż odczuwam przyjemność i satysfakcję z gry. Wciąż zamierzam grać, póki zdrowie mi na to pozwala. Tylko ta sprawa z reprezentacją mnie męczy.
Liga andorska jest w dużej mierze amatorska. Czy można się w tym kraju utrzymać wyłącznie z gry w piłkę?
Przez lata byłem profesjonalnym piłkarzem, a teraz po prostu cieszę się z gry. To nie jest jednak tak, że nic nie zarabiamy. Może nie mamy na kontach grubych milionów jak Lewandowski, ale sobie radzimy. Pamiętam jednak, jak po wygranym meczu z Węgrami otrzymaliśmy tysiąc euro premii, po czym byliśmy naprawdę zachwyceni.
Jak pan uważa, co jest główną przyczyną tego, że Andora zajmuje ostatnie miejsce w europejskich rankingach piłkarskich?
Naszymi problemami są przede wszystkim ograniczenia geograficzne. Andora jest niewielka, nie ma nawet stu tysięcy mieszkańców. Zdaję sobie sprawę, że dzięki temu łatwiej trafić do kadry, ale trudniej przebić się gdzieś wyżej. Ze względu na małą powierzchnię nie mamy też zbyt wielu obiektów sportowych na wysokim poziomie. Myślę jednak, że to nie tylko nasz problem, ale też San Marino, Gibraltaru czy Liechtensteinu. Szczególnie podobnie jest w tym ostatnim, który jest również położony na górzystym terenie.
Jakie widzi pan perspektywy dla andorskiej piłki?
Nie mamy wielkich możliwości, a nasze finanse są ograniczone. Myślę jednak, że powinniśmy nieco lepiej wykorzystywać pieniądze, które otrzymujemy od UEFA
Na koniec – jaki wynik pan przewiduje w spotkaniu Polska-Andora?
To oczywiste, że Polska wygra. Macie świetnych piłkarzy, jak Glik, Zieliński, Milik czy Lewandowski, którzy podejdą z szacunkiem dla “małej” drużyny, jaką jest Andora. Podopieczni Koldo oczywiście dadzą z siebie wszystko i postawią na defensywę. Myślę jednak, że różnice piłkarskie między nami są ogromne.
ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI