Roman Hubnik 🇨🇿: „Czeskich kibiców trudno zadowolić”

18.06.2021

Roman Hubnik swego czasu był ważną postacią reprezentacji Czech, z którą uczestniczył dwukrotnie w mistrzostwach Europy – w 2012 i 2016 roku. W tym roku piłkarz skończył już 37 lat, ale na razie wciąż zdrowie mu dopisuje i nie myśli o zakończeniu kariery.

W rozmowie z cyklu #24TwarzeEuro na “FutbolNews.pl” Roman Hubnik zdradził kulisy wielkich turniejów, w których uczestniczył. 30-krotny reprezentant Czech opowiedział także o swoich klubowych perypetiach, sportowej długowieczności, a także o oczekiwaniach czeskich kibiców w związku z Euro 2020.

***

6 czerwca świętował pan 37 urodziny, ale wciąż pan gra! Na czym polega pana tajemnica długowieczności?

Jedną z najważniejszych rzeczy w karierze piłkarskiej jest zdrowie. Kiedy skończyłem trzydzieści lat, zdałem sobie sprawę, że muszę bardziej dbać o swoją kondycję fizyczną. Przykładowo, od tamtej pory przed każdą sesją treningową zacząłem się rozciągać i wykonywać różne ćwiczenia. To pomogło mi utrzymać formę i dzięki temu gram do dzisiaj.

Co, pana zdaniem, najbardziej się zmieniło w futbolu na przestrzeni tych wszystkich lat?

Gram na profesjonalnym poziomie od dwudziestu lat i myślę, że przez ten czas wzrósł wpływ technologii. Obecnie do pomiaru wydajności korzysta się z najlepszych urządzeń elektronicznych. To niesamowita sprawa – dzięki analizie wyników wraz z trenerem, można dowiedzieć się, co należy poprawić, żeby móc poprawić swoje rezultaty i być jeszcze lepszym.

Pana trenerem w Sigmie jest Radoslav Latal, o którego pytam, dlatego że w Polsce prowadził drużynę Piasta Gliwice. Jakie jest pana zdanie o nim, jako o trenerze?

Nasze relacje są bardzo dobre i rozmawiamy ze sobą o wielu rzeczach. Przede wszystkim, jesteśmy wobec siebie szczerzy. Zdarzało się, że się nie zgadzaliśmy, ale kluczem jest rozmowa. Od samego początku w Sigmie pracuje mi się z nim bardzo dobrze i uważam go za dobrego specjalistę.

Przez jakiś czas występował pan w FK Moskwa razem z reprezentantami Polski – Mariuszem Jopem i Damianem Gorawskim. Ma pan jakieś wspomnienia z nimi związane?

To był mój pierwszy zagraniczny klub i dobrze pamiętam cały zespół, w tym obu tych gości. Jedno i drugiego polubiłem i byli naprawdę dobrymi piłkarzami.

Następnym pana klubem była Hertha, ale tamten czas dla berlińczyków nie był zbyt udany. Łącznie zanotował pan z zespołem dwa spadki z Bundesligi. Co było przyczyną tych problemów?

Te trzy lata w Hercie były jak kolejka górska. Gdy przychodziłem zimą do klubu, sytuacja w lidze już nie była optymistyczna. Chociaż na wiosnę graliśmy dobrze, trochę nam zabrakło, żeby się utrzymać. Po roku awansowaliśmy z powrotem, byliśmy w środku tabeli i wydawało nam się, że utrzymanie będzie pewne. Trochę się jednak pozmieniało, zatrudniono nowego trenera… Wiosną nie graliśmy dobrze i znowu spadliśmy.

Mimo tych spadków, nie mogę powiedzieć, że był to nieudany czas dla mnie. Podobało mi się w Hercie, pomimo tych naszych spadków.

Miał pan wtedy oferty albo możliwości, żeby trafić do silniejszego klubu niż Hertha?

Tak jak powiedziałem, czułem się tam dobrze i nie chciałem stamtąd odchodzić. Po zmianie trenera jednak odsunięto mnie na dalszy plan, a trener wolał wystawiać w obronie innych zawodników. Gdy już miałem odejść, otrzymałem ofertę z kolejnego zagranicznego klubu, ale zdecydowałem się wrócić do Czech, do Pilzna. Viktoria grała wtedy w Lidze Mistrzów, dlatego była dla mnie interesującym kierunkiem.

Viktoria Pilzno w tamtym czasie była potentatem na rynku czeskim. Co sprawiło, że ten zespół nagle zaczął osiągać sukcesy i grać w europejskich pucharach?

Głównym powodem był zespół. W Pilznie w tamtym czasie powstałą grupa dziesięciu-dwunastu facetów, którzy nie tylko świetnie grali i dogadywali się na boisku, ale i poza nim byli dobrymi przyjaciółmi. Stali się spoiwem scalającym drużynę, nie tylko w grze, jak i również w codziennym życiu. Poza tym, mieliśmy świetnego trenera i to wszystko musiało zadziałać.

Teraz fenomenem czeskiej piłki jest Slavia, która w tym sezonie po raz drugi zagrała w ćwierćfinale Ligi Europy. Jak obecnie podchodzą piłkarze innych klubów do tej drużyny?

Slavia słusznie jest w tej chwili piłkarskim liderem w Czechach – w tym klubie wykonano niesamowitą robotę. Poza tym odnoszą sukcesy w Europie, a tego potrzebuje czeski futbol. Cieszyłbym się, gdyby inne kluby poszły śladami Slavii i współczynnik trochę wzrósł. Byśmy mogli gościć Real Madryt, Bayern Monachium czy Manchester City, tak jak mieliśmy możliwość w Pilznie. Nasi kibice zasługują na zobaczenie tak wielkich nazwisk na naszych boiskach!

Można powiedzieć, że do Sigmy Ołomuniec wrócił pan, żeby zakończyć karierę?

Tak, wróciłem tu z takim zamiarem. Nie chciałem grać gdzieś indziej, Ołomuniec to mój dom i czuję się tu najlepiej. W futbolu jednak nigdy nic nie wiadomo – wszystko zależy od tego, czy jesteś zdrowy czy nie.

I na razie nie jeszcze pan nie myśli o zakończeniu kariery?

Nie mam żadnych konkretnych planów co do podjęcia tej decyzji. Póki jestem zdrowy i Sigma wciąż mnie chce, chciałbym móc tu dalej grać. Mam jeszcze kontrakt z klubem na kolejny rok – zobaczymy, co przyniesie.

Ma pan pomysł na to, co będzie dalej – może chciałby pan pójść w ślady brata, który był trenerem i dyrektorem sportowym?

Jeszcze nie wiem, co będzie dalej, ale nie sądzę, że pójdę śladami brata. Raczej bycie trenerem nie jest dla mnie. Od piątego roku życia cały czas jestem związany z piłką, więc po zakończeniu kariery, przyjdzie czas na odpoczynek. Myślę, że chciałbym spróbować czegoś nowego, poza futbolem.

Chciałbym teraz przejść do tematu reprezentacji Czech. Pana pierwszym wielkim turniejem było Euro 2012. Wyszliście wtedy z grupy, ale pierwszy mecz nie był zapewne dla pana udanym debiutem na wielkiej imprezie?

Przegraliśmy wtedy 1:4, ale nie uważam, że zagrałem źle w tym meczu. Na kolejne mecze trener dokonał jednak kilku zmian i ja byłem jedną z nich. Potem drużyna grała już dobrze, awansowaliśmy do następnej rundy. Sam turniej był dla mnie jednak wspaniałym przeżyciem, lubię go wspominać.

Zatrzymam się przy tym, że trener Michal Bilek zmienił pana po pierwszym meczu. Co wtedy pan usłyszał od selekcjonera?

Nie wiem, nigdy o tym nie rozmawiałem z trenerem. W każdym razie, cieszę się, że mogłem zagrać na tym turnieju. Zresztą na początku myślałem, że niekoniecznie otrzymam szansę gry, jednak we wcześniejszych meczach grałem dobrze, trener na mnie postawił, więc jestem mu wdzięczny. Później ze mnie zrezygnował, wybrał innych, ale nie byłem na niego zły, czy coś w tym stylu. Ważne że zespół spisał się dobrze.

Więcej zagrał pan na Euro 2016 – w każdym meczu grupowym. Reprezentacja Czech jednak wówczas nie wyszła z grupy. Jak pan uważa, mogło zakończyć się lepiej?

Na samym początku graliśmy z bardzo dobrym przeciwnikiem, Hiszpanią. Mecz zakończył się dla nas pechowo – dostaliśmy bramkę w końcówce, a kilka minut wcześniej sami byliśmy blisko strzelenia. A potem zremisowaliśmy z Chorwacją i przegraliśmy z Turcją. Szkoda, że nie zagraliśmy lepiej. Byliśmy w stanie zrobić lepszy wynik.

Wtedy na jakiś czas zrezygnował pan z gry w czeskiej kadrze. Wynik na Euro 2016 był powodem?

Nie, chciałem bardziej poświęcić się rodzinie i spędzać więcej czasu z synem. Mistrzostwa nie miały wpływu na moją decyzję.

Po czterech latach jednak na moment pan wrócił do reprezentacji.

Zwrócił się do mnie trener Holoubek, który miał problemy kadrowe z powodu pandemii i musiał zbudować zupełnie nowy skład. Oczywiście nie odmówiłem gry – reprezentowanie kraju zawsze było dla mnie przyjemnością. Dlatego w tej trudnej sytuacji chciałem pomóc. Mecz odbył się zresztą w Ołomuńcu, więc miałem blisko.

To był już definitywnie ostatni pana mecz w czeskiej kadrze?

Tak, zdecydowanie ostatni.

Chciałbym teraz zapytać o reprezentację Czech na Euro 2020. W kadrze znalazło się aż dziewięciu piłkarzy z ligi, między innymi Ales Mandous – pana kolega z Sigmy. Ta liczba ligowców powołanych na Euro 2020 jest adekwatna?

Wszystko oczywiście zależy od preferencji trenera, ale jakość czeskiej ligi jest wysoka. Myślę że to bardzo dobrze, że aż tylu naszych ligowców otrzymało szansę. Tym bardziej, że za granicą też gra sporo Czechów.

Przed Euro 2020 pojawiły się jakieś kontrowersje dotyczące składu?

Nasza drużyna narodowa zawsze jest obiektem debaty – zawsze ktoś będzie niezadowolony z decyzji selekcjonera. Ci faceci już jednak wcześniej udowodnili, że zasługują na powołanie i to nie jest przypadek, że pojechali na Euro. Trener wybrał najlepszych naszych piłkarzy z ligi z zagranicy. Myślę, że ten zespół jest najlepszym, jaki możemy zaoferować Europie. Jestem dobrej myśli.

Czego czescy kibice oczekują po występie reprezentacji na Euro?

To jest trudne pytanie, bo czeskich kibiców zawsze trudno zadowolić. Myślę, że przynajmniej zwycięstwo (rozmowa sprzed meczu ze Szkocją – przyp.red) to wynik, którego w Czechach się spodziewają. Choć nie będzie łatwo – Anglia, Chorwacja i Szkocja to mocni przeciwnicy.

Który z czeskich piłkarzy może mieć największy wpływ na wyniki kadry na mistrzostwach Europy?

Nie chciałbym tutaj nikogo oceniać i wyróżniać. Reprezentacja Czech w tej chwili na pewno stanowi zgraną grupę, co sprawia, że są pewni siebie. Ich siłą jest gra zespołowa, co zresztą pokazali już w zeszłorocznych meczach. Najlepiej się spisują, gdy trzymają się razem i grają jako jeden kolektyw. To może zadecydować o dobrym wyniku na Euro.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI