Gorące info
Chcesz reklamować się na naszym profilu? Zapraszamy do współpracy.

Michael Delura 🇩🇪: „Media pisały, że odmówiłem gry dla Polski. Było inaczej”

Napisane przez Redakcja, 29 czerwca 2021
Michael Delura

Michael Delura kilkanaście lat temu był uważany za jedną z wielkich nadziei niemieckiego futbolu. Występował w młodzieżowych reprezentacjach i był wyróżniającą się postacią drużyn juniorskich Schalke. Swego czasu, ze względu na polskie korzenie, zainteresował się nim Paweł Janas. Chociaż piłkarz nie odmówił gry w “Biało-Czerwonych”, w Polsce uznano, że nie chce grać dla naszego kraju i od tamtej pory temat już nie wrócił.

W rozmowie z “FutbolNews.pl” Michael Delura opowiedział o swoich piłkarskich początkach, dzieleniu szkolnej ławki z Manuelem Neuerem oraz pokoju z… Tomaszem Hajtą. Były piłkarz Schalke, Borussii Moenchengladbach i Hannoveru opowiedział także o mentalnych różnicach w Polsce i Niemczech, podejściu naszych zachodnich sąsiadów do Euro 2020, a także zdradził, czym zajmuje się obecnie.

***

Komu bardziej kibicowałeś na Euro – Polsce czy Niemcom?

Szczerze mówiąc, obu kadrom kibicuję. Podczas Euro chciałem, żeby Polska doszła jak najdalej, ale fakt faktem – urodziłem się w Niemczech i tam się wychowałem.

Choć domyślam się, że słyszałeś to pytanie już wiele razy – a czujesz się bardziej Polakiem czy Niemcem?

Moi rodzice pochodzą z Polski i w domu rozmawialiśmy na co dzień w tym języku, co nie jest często spotykane, gdy dzieciaki wychowują się już tutaj. Pamiętam o moich korzeniach, mam zresztą polski paszport i większość mojej rodziny mieszka w Polsce. Nie mogę jednak powiedzieć, czy jestem bardziej Polakiem czy Niemcem. Dwa serca we mnie biją – tak było i tak już zostanie.

Zanim jednak cię zapytam o twoje losy związane z reprezentacjami, chciałbym dowiedzieć się więcej o twoich początkach w Schalke. Jak wspominasz tamten okres?

Trafiłem tam w wieku czternastu lat, wcześniej trenowałem w mniejszych klubach. W 2001 roku Schalke stworzyło akademię i ja stałem się jej częścią. Mieliśmy treningi dziewięć razy w tygodniu – rano i po południu, i łączyliśmy to jeszcze ze szkołą. I w klasie byłem między innymi z Manuelem Neuerem…

Co możesz powiedzieć o nim powiedzieć z perspektywy szkolnej ławki i wspólnych treningów?

Zawsze był utalentowany, ale w wieku piętnastu lat miał problemy z budową ciała, nie był za wysoki. A między siedemnastym a osiemnastym rokiem życia zrobił chyba skok o dwadzieścia centymetrów. Wtedy nieco bardziej się rozwinął.

A jaki był z charakteru?

Normalny chłopak, ale komunikatywny i ambitny. Wiadomo że na początku kariery poza talentem trzeba mieć też mentalność i trochę szczęścia. Pamiętam początki Manuela w Schalke. Wtedy pierwszym bramkarzem był Frank Rost, ale przyszedł nowy trener i po prostu dał mu szansę. Z czasem coraz bardziej się rozwijał pod względem gry i charakteru. Myślę, że to go ukształtowało, żeby jakiś czas później przez wiele lat być jednym z najlepszych bramkarzy na świecie.

Widać jednak, że akademia Schalke potrafi rozwijać młodych piłkarzy. W końcu tutaj też zaczynali Julian Draxler, Leroy Sane czy Joel Matip. Nawet mimo obecnej sytuacji i spadku do drugiej Bundesligi, ten system kształcenia młodych piłkarzy wciąż jest bardzo dobry. I ukształtował nas nie tylko jako zawodników, ale także jako ludzi.

Czego w takim razie nauczyłeś się w Schalke od strony mentalnej?

Gdy miałem kilkanaście lat, nie wystarczyło mi, że gram w juniorach. Miałem głód, ambicje. Będąc w tak wielkim klubie jak Schalke, wręcz chciałem jak najwięcej trenować i pracować nad sobą, tak samo zresztą jak większość chłopaków, z którymi grałem. Nie tylko ważne było, żeby założyć klubową koszulkę raz w tygodniu podczas meczu, ale żeby się rozwijać jako człowiek. Uczyliśmy się pokory – zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że musimy się dobrze prezentować jako drużyna czy klub.

Miałeś kontakt z polskimi piłkarzami występującymi na początku lat 2000. w Schalke, czyli Tomaszem Hajtą i Tomaszem Wałdochem?

Tak, gdy jeszcze debiutowałem w Schalke, obaj występowali w zespole. Nawet dzieliłem pokój podczas wyjazdu na mecz z Tomaszem Hajtą.

Jak było?

Tomasz Hajto to Tomasz Hajto (śmiech). Wiadomo, on był bardziej doświadczonym piłkarzem, a ja mniej, to próbował mi coś podpowiedzieć. Ale był taki, jak teraz w telewizji – to ekstrawertyk, który czasami powie trochę za dużo. A Tomasz Wałdoch był spokojnym facetem, który był skupiony na grze i był liderem dla wielu piłkarzy w naszym zespole. Dwa zupełnie inne charaktery, ale obaj mieli coś w sobie. W Schalke wtedy nie każdy mógł grać, to była poważna marka.

Gdy byłeś juniorem, kontaktował się z tobą ktoś z PZPN-u?

Miałem kontakt na początku kariery. Krótko przed Mundialem 2006, gdy występowałem w Hannoverze, rozmawiałem z selekcjonerem kadry Pawłem Janasem. Potem media to opisały w taki sposób, że odmówiłem Polsce, nie chciałem grać w reprezentacji. A w rzeczywistości było zupełnie inaczej – odbyliśmy luźną rozmowę o mojej sytuacji, czy chciałbym zagrać na mistrzostwach. Wtedy Paweł Janas mi powiedział, że nie daje mi gwarancji, że zostanę powołany do kadry i na tym skończyliśmy. A później już nie było żadnego kontaktu z PZPN-em, wszystko ucichło… Ale cała ta sprawa została zrzucona na mnie, że ja odmówiłem.

Wiesz, gdybym nie chciał zagrać dla Polski, nie zawracałbym sobie czasu spotkaniem z selekcjonerem. Z mojej strony była chęć, miałem być powołany na mecze towarzyskie, ale kontakt ucichł.

Czyli zanim jeszcze rozmawiałeś z Pawłem Janasem, grałeś w młodzieżowych reprezentacjach Niemiec. Wystąpiłeś między innymi na Mundialu U-20, podczas których zdobyłeś trzy bramki, a wasz zespół doszedł do ćwierćfinału. Pamiętasz ten turniej?

Wspominam go bardzo dobrze. Miałem okazję zmierzyć się z Messim, który później został wybrany najlepszym strzelcem i piłkarzem turnieju. W takich turniejach najważniejsze jest jednak zebranie doświadczenia. Możesz się porównać z innymi piłkarzami z całego świata i przekonać się, w którym stoisz miejscu. Wiadomo, że ważny jest wynik, ale przy okazji chcesz sprawdzić, jakim systemem inni grają oraz jakie mają umiejętności.

Przypominam sobie mecz z Argentyną. My byliśmy w porównaniu do nich duzi, a oni byli przeważnie niżsi. Wtedy w Niemczech był taki etap, że starano się, żeby od najmłodszych lat piłkarze byli silni, mocni kondycyjnie. Gdy jednak zagraliśmy trzeci mecz w grupie, przegraliśmy 0:1. To nam pokazało, że fizyczność nie jest ważna, a umiejętności.

Sprawdziłem wasze wyniki z tamtego turnieju i rzucił mi się w oczy rezultat z waszymi rówieśnikami z China. Zdobyłeś wtedy dwie bramki, ale wygraliście minimalnie, 3:2. Co tam się działo?

Nie można Chin ocenić z góry w juniorach jako słabą reprezentację. Jeden rocznik się rozwija lepiej, drugi gorzej. Zdarzało się, że także afrykańskie kadry wygrywały młodzieżowe mistrzostwa świata. A wtedy właśnie Chiny sobie radziły. Nie można też wszystkiego mierzyć wynikami. Niemcy podczas ostatniego mundialu mieli w każdym meczu posiadanie piłki około 70 procent, a odpadli w fazie grupowej. Trudno więc przełożyć wyniku do sytuacji.

Wiadomo, w piłce najważniejsze są rezultaty. Ale nie można powiedzieć, że wynik mówi wszystko o meczu.

Jesteś z rocznika ‘85, podobnie jak Lukas Podolski. Mieliście ze sobą styczność w młodzieżowych kadrach?

Graliśmy razem w U-18.

Rozmawialiście po polsku?

Nie, po niemiecku. Łukasz wtedy aż tak dobrze po polsku nie mówił. Zresztą graliśmy w reprezentacji Niemiec, więc rozmawialiśmy po niemiecku. Podczas zgrupowań kadry trzeba mieć szacunek do innych piłkarzy. Gdyby każdy w reprezentacji rozmawiał w swoim ojczystym języku, to byłoby tak, że jednak grupa mówi po polsku, druga po turecku, a trzecia  w jeszcze innym języku. Dlatego z szacunku do kadry, wszyscy powinni ze sobą rozmawiać po niemiecku.

W reprezentacji Polski swego czasu grali piłkarze, którzy nie mówili po polsku.

Grając w kadrze, gramy dla kraju. Dlatego trzeba wyrażać szacunek dla drużyny i całego narodu. Wiadomo, że każdy jest inny i dużo wynika z charakteru. Ale u nas nawet nikt nie próbował na co dzień rozmawiać w innym języku.

Wróćmy do twojej kariery piłkarskiej. Żałujesz jakiejś decyzji?

Ogólnie w mojej karierze miałem dużo kontuzji, więc niestety nie mogłem za dużo wybierać. Oczywiście, patrząc na przeszłość, na pewno były sytuacje, które mogłyby się inaczej potoczyć albo mógłbym podjąć inną decyzję. Swego czasu na pewno za wcześnie wracałem do treningów po kontuzjach. Chciałem jak najszybciej zagrać i potem były kolejne kontuzje. A w piłce grasz o konkretne cele, a trener zawsze chce wystawić najlepszy zespół. I ja się potem łapałem na tym, że mógłbym czasem dłużej poczekać. Może wtedy uniknąłbym niektórych kontuzji. Ale wtedy też piłka wyglądała nieco inaczej.

Teraz są większe możliwości.

Mimo tego, że mieliśmy wielu fizjoterapeutów i najlepszych lekarzy, zmieniło się dużo od tamtego czasu. Na pewno jest inne podejście.

Wspomniałeś wcześniej, że od dziecka twoi trenerzy kładli nacisk głównie na trening fizyczny. To w jakiś sposób wpłynęło na twoje późniejsze problemy?

Ważna była dla nas technika, gra z piłką i bez oraz pojedynki z przodu i z tyłu. Uczyliśmy się też taktyki – jak się ustawiać na boisku. Od moich młodych lat szkolenie w Niemczech jednak trochę się zmieniło, ale kierunkowe przyjęcie i orientacja na boisku są potrzebne, bo gra robi się coraz szybsza. Teraz Niemcy starają się tworzyć więcej kreatywnych piłkarzy. O wyniku meczu decyduje cała drużyna, ale kreatywny piłkarz potrafi wziąć grę na siebie. Myślę, że w tym momencie w Niemczech zwraca się na to uwagę.

A jak wyglądało wprowadzanie ciebie do pierwszej drużyny Schalke – był jakiś określony sposób?

Pierwszym momentem, w którym się wybiłem nieco wyżej, było zdobycie mistrzostwa Niemiec U-17. Wtedy po meczu finałowym menedżer Schalke Rudi Assauer powiedział mi, że chciałby podpisać ze mną profesjonalny kontrakt. Zdobywałem wtedy dużo bramek, gdyż grałem na pozycji napastnika. W kolejnym sezonie trafiłem już do rezerw. Wtedy trenerem pierwszego zespołu został Jupp Heynckes, który dał mi szansę gry, a ja chciałem ją wykorzystać.Skok z juniorów do piłki profesjonalnej był jednak duży. Dlatego teraz coraz częściej w klubowych akademiach pracują trenerzy talentów, którzy wspierają młodych piłkarzy. W moich czasach takich nie było, ale dałem sobie radę. Nawet mimo że złapałem parę kontuzji.

Przed chwilą wspomniałeś, że zaczynałeś jako napastnik. W kolejnych latach występowałeś jednak na różnych pozycjach, nawet jako środkowy pomocnik. Czy te zmiany trochę nie zaburzyły twojego rozwoju, a może wręcz ci pomogły?

Byłem dobry pod względem kondycji, lubiłem wchodzić w pojedynki. A gdy wchodzisz do piłki profesjonalnej, grając w zespole Bundesligi, nie masz dostępu do piłki grając jako napastnik. Jesteś bardziej wykonawcą sytuacji niż tym, który wchodzi w drybling. Trener doszedł do wniosku, że mogę podołać kondycyjnie grze w środku, miałem dobrą wrzutę. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby grać i jeśli trener mnie widział jako pomocnika, to grałem na tej pozycji.

Który czas uważasz za najlepszy w karierze?

Gdy w wieku 21 lat grałem w Borussii Moenchengladbach, a moim trenerem był Jupp Heynckes. Wiesz, dla młodego piłkarza zawsze jest ważne, by trener go wspierał. Czasami wszystko idzie dobrze, ale są sytuacje, gdy czegoś nie strzelisz, popełnisz błąd. Wtedy trzeba walczyć i dalej nad sobą pracować. Chociaż w Borussii spadliśmy wtedy z ligi, miałem tam bramki i asysty, strzeliłem z Bayernem. Czułem się dobrze.

Potem jednak przyszła kontuzja kolana i za szybko chciałem wrócić. Trenowałem już po trzech tygodniach i to wszystko się na mnie odbiło. Skończyło się rokiem przerwy. Teraz myślę, że mogłem dać sobie więcej czasu, ale klub był w trudnej sytuacji, a ja chciałem móc grać. Ale wyszedłem z tego – najpierw pograłem w Grecji przez rok, potem trafiłem do Arminii Bielefeld, z którą grałem o awans do Bundesligi. A potem była kolejna kontuzja – zerwałem więzadła krzyżowe i w wieku 28 lat musiałem zakończyć karierę. Po problemach z więzadłami w obu kolanach, rozwalonych rzepkach. Lekarz mi doradził, żebym zakończył karierę, bo grozi mi wstawienie sztucznego kolana.

Jeszcze potem krótko byłem w Bochum, ale po czterech meczach znowu więzadła dały o sobie znać. Uznałem, że już nie mogę dać z siebie tyle, ile bym chciał. W piłce zdrowie jest bardzo ważne.

Jak zareagowałeś, gdy usłyszałeś tę trudną diagnozę od lekarza?

Byłem rozczarowany. Chciałem dalej grać, ale po jakimś czasie zdałem sobie z tego sprawę. Cały czas miałem bóle w kolanie, byłem na środkach przeciwbólowych, nie mogłem już grać. Musiałem spojrzeć realnie na sytuację – kochałem piłkę i przeszedłem długą drogę, by wskoczyć na wyższy poziom. Do dziś lubię czasami pograć prywatnie. Poza tym w piłce można się realizować na inne sposoby – jako menedżer czy trener. Musiałem stawić czoła tej sytuacji, ale dałem radę.

Po zakończeniu kariery wciąż byłeś związany z piłką?

Teraz kończę studia menedżerskie w biznesie sportowym. Byłem też na kursach trenerskich i chciałem się dalej kształcić, ale przez pandemię teraz nie było żadnych kursów. Mam jednak bardzo dobry kontakt z Juppem Heynckesem, który mi doradza w wielu sprawach związanych z wspieraniu i kształceniu talentami – dużo rozmawiamy o piłce nożnej. W Niemczech jest taki system, że w kraju jest 366 baz, w których kształceni są młodzi piłkarze pod wieloma względami – techniki, przyjęcia piłki, jak się ustawić na boisku. Potem ci zawodnicy rozgrywają rejonowe turnieje, które są obserwowane przez większe kluby. Raz w tygodniu prowadzę takie zajęcia. Pomagamy piłkarzom od 12 do 15 roku życia w rozwijaniu umiejętności.

Myślę, że ten system może wyłowić talenty. Ale dobrze wiemy, że piłkarze w wieku juniorskim nie zawsze rozwijają się równomiernie. Czasami jeden szybciej i wcześniej, a drugi powoli a później. Trzeba to jako trener rozeznać który młody piłkarz ma umiejętności i wspierać tych talentów. Na końcu, poza talentem, decyduje charakter, ambicja i dyscyplina. Tak jak powiedziałem wcześniej na przykładzie Manuela Neuera, który zaczął się rozwijać dopiero w wieku 17-18 lat. Myślę, że w Polsce taki system też mógłby zrobić wiele dobrego – takie inicjatywy są podstawą do budowania piłki od podstaw. Od siebie mogę zagwarantować, że swoim doświadczeniem mogę doradzić, na co zwracać uwagę.

Chciałbyś zostać w Niemczech, czy na przykład mógłbyś wrócić do Polski, gdybyś miał taką możliwość?

Jestem otwarty, bo jako trener czy menedżer trzeba umieć dostosować się do sytuacji zawodowej. Nie mogę wykluczyć tego, że wrócę do Polski czy zostanę w Niemczech. Peter Hyballa też był niedawno w Wiśle Kraków, a potem przeszedł do Danii. Widać, że w tym piłkarskim biznesie trzeba być przygotowanym na różne okoliczności. Jeśli polski klub złożyłby mi ofertę pracy ze względu na moje doświadczenie w pracy w niemieckich akademiach. Na pewno mógłbym pomóc w rozwijaniu talentów.

W związku z tym, że dobrze znasz i polski, i niemiecki futbol – czy mógłbyś coś przenieść z Niemiec do polskich piłkarskich realiów?

Niemiecka kadra składa się z piłkarzy dobrze wykształconych pod względem techniki. System to jedno, ale jeśli nie masz do niego odpowiednich piłkarzy, to się nie sprawdzi. W Niemczech od wielu lat mamy świetnych zawodników, ale z krytyką jest tak jak w Polsce – niewiele trzeba, żeby stać się jej celem. Wiadomo, że brakuje teraz klasowego napastnika, takiego jak Robert Lewandowski. Mamy jednak więcej kreatywnych piłkarzy, ale przydałby się ktoś taki jak kiedyś Miroslav Klose czy Mario Gomez.

A Polacy potrafią walczyć, ale gdzieś jest problem. Łatwo przechodzimy przez kwalifikacje, ale mecze na wielkich turniejach ostatnio nie wychodzą. W Polsce system jest drużynowy, mało jest kreatywnych zawodników. Myślę jednak, że system wymaga zmian. Co prawda w Polsce powstaje wiele akademii, ale w Niemczech akademie są bezpłatne, trenerom płaci DFB. Treningi dzieci nie powinny być komercyjne. Inna sprawa, że od najmłodszych lat piłkarze powinni być prowadzeni przez wykształconych trenerów.

W Polsce przyjęto system portugalski w kwestii szkolenia trenerów i piłkarzy. A Portugalia jest zupełnie innym krajem, mają inne podejście, inne możliwości i całkowicie inną mentalność. Sprzęt w tym kraju kosztuje miliony. Pamiętam też, że gdy trenowałem w Schalke, zawsze nakręcało mnie to, że niedaleko naszych obiektów młodzieżowych jest stadion pierwszej drużyny. A młodzi piłkarze Lecha czy Legii muszą dojeżdżać.

Myślę, że w polskiej piłce młodzieżowej jest wiele do zrobienia. Trzeba jednak uważać, żeby nie było tak jak w Turcji. Sami mało kształcą i bardziej stawiają na skauting piłkarzy, którzy trenują w Niemczech, Anglii czy innych krajach, próbując ich przekonać do gry w kadrze. Wiadomo, że rozwijanie młodych piłkarzy wymaga dużych kosztów, ale one się zwrócą. Poza tym, trenerzy muszą być dobrze kształceni. Jeśli to pójdzie dobrze, można zbudować dobrą kadrę w przyszłości. Nie oszukujmy się, w Niemczech pieniądze są większe. Ale Portugalia czy Belgia są mniejszymi krajami, a też potrafią wytworzyć piłkarzy światowej klasy. Robert Lewandowski musi mieć obok kilku piłkarzy jego poziomu.

Już na koniec – przejdźmy do reprezentacji Niemiec na Euro. Jak kibice w kraju podchodzą do tego turnieju, patrząc na niepowodzenia w ostatnich latach?

W Niemczech jest tak jak w Polsce – gdy przychodzi słaby mecz, wszyscy mówią, że będzie trudno. Z Francją zabrakło skutecznych wrzutek, ale przeciwko Portugalii wyglądało to już lepiej. Z kolei Węgrzy z Niemcami dobrze zagrali, bo byli defensywnie ustawieni, grając z kontry. Niemcy nie potrafili się przebić i popełniali za dużo indywidualnych błędów, które doprowadzili do bramek. Z Anglia będzie zupełnie inny mecz – Niemcy są turniejową drużyną i myślę, że są w stanie dojść do półfinału czy finału. A może nawet zdobyć mistrzostwo.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI