Jean-Marie Pfaff 🇧🇪: “Belgia jest w stanie wygrać Euro”

02.07.2021

Jean-Marie Pfaff to niewątpliwie jedna z największych legend belgijskiego futbolu. W latach 80. był uważany przez wielu za najlepszego bramkarza na świecie. Swoją piłkarską karierę spędził w Beveren, Bayernie Monachium, Lierse i Trabzonsporze. Z kolei z reprezentacją Belgii zajął czwarte miejsce na Mundialu 1986 oraz drugie miejsce na Euro 1980. W 2004 roku został wyróżniony przez Pele, trafiając na listę FIFA 100 najlepszych piłkarzy w historii.

W rozmowie z cyklu “24 Twarze Euro” Jean-Marie Pfaff opowiedział o swoich największych sukcesach w kadrze belgijskich “Czerwonych Diabłów”. Legendarny bramkarz podzielił się także swoją opinią na temat obecnej reprezentacji Belgii oraz zdradził, czym zajmuje się obecnie.

***

Jest pan przykładem piłkarza, który po wielu latach od zakończenia kariery, wciąż jest aktywny – w futbolu, ale nie tylko. Obecnie działa pan przy inicjatywie Expo Sport Media. Jakie są jej główne założenia?

Moje serce jest z wieloma klubami sportowymi, które regularnie proszą mnie o pomoc. Chcą się ulepszać i rozwijać, stając się w ten sposób coraz lepszymi. Uwielbiam im pomagać – i tak trafiłem do Expo Sport Media – czyli przedsięwzięcia, które wspiera kluby chcące zebrać pieniądze na dalszy rozwój. Ale wspieramy także tych, którzy chcieliby coś oddać swoim kibicom czy sponsorom.

Pana stanowisko w Expo Sport Media to Business Development Manager. Jak wyglądają pana obowiązki w tej roli?

Współpracuję bezpośrednio z klubami, z którymi omawiamy potem strategię ich rozwoju. Oczywiście moje nazwisko też im pomaga w zdobywaniu wsparcia. Zresztą sam zawsze byłem innowacyjny w sponsoringu, gdy grałem z reklamami na kołnierzu. Wtedy to był zupełnie nowy sposób na pozyskiwanie sponsorów. A teraz robimy to w sposób cyfrowy. Na przykład od kilku miesięcy mamy własną aplikację dla klubów, które chcą poprawić swoją komunikację.

https://www.youtube.com/watch?v=LOU6HWSNgH0

Jak inni mogą pomagać klubom poprzez aplikację?

Ciągła komunikacja jest obecnie dla klubów bardzo ważna. Można się kontaktować z odbiorcami za pomocą mediów społecznościowych, ale najlepszym sposobem jest jedna aplikacja z wieloma możliwościami. Chcemy ułatwić klubom dotarcie do swoich członków, kibiców, sponsorów…

Co więcej, aplikacja jest całkowicie darmowa i bardzo łatwa w użyciu. Można tworzyć grupy, rozmawiać z drugą osobą, wysyłać powiadomienia push, dodawać sponsorów. Mnóstwo możliwości. Co też bardzo miłe, klub może coś na tym zarobić, np. sprzedać banery sponsorom. Ale również korzystanie z aplikacji przynosi pieniądze. Jest to sytuacja korzystna dla klubu, zawodnika, trenera, kibica, sympatyka i sponsora. Wkrótce będzie można udostępniać swoje wiadomości z aplikacji na różnych kanałach społecznościowych.

Porozmawialiśmy trochę o szansach dla klubów. Nie da się jednak ukryć, że w futbolu nie brakuje również problemów. Z czym pana zdaniem obecnie musi się zmierzyć piłkarski świat?

Dziś nie ma w futbolu, ale nie tylko, innego problemu niż koronawirus i nigdy nie było większego. Wielu piłkarzy nagle nie może grać w powodu choroby, co widzimy choćby podczas mistrzostw Europy. Pandemia pokazała, że ważni piłkarze są potrzebni w ważnych zespołach, a jeśli ich nie ma, trudno jest oferować piękną piłkę nożną.

A jakie jest pana zdanie na temat Superligi, która ostatecznie nie powstała, ale wciąż w kuluarach jest aktualnym tematem?

Osobiście jestem przeciw jej powstaniu. Uważam że nie jest poprawnym podejściem w tej chwili, że kluby z wielkimi długami mają odwagę zdecydować się na coś takiego! Kluby nie powinny już nic nowego wymyślać, tylko ulepszać swoją obecnością inne piłkarskie wydarzenia. O swoich pomysłach trzeba mówić otwarcie, a nie za plecami innych organizacji. Poza tym piłka nożna żyje z kibiców, a ci odrzucają Superligę.

Dużo mówi się, że przyczyną powstania tego tworu była także działania UEFA. Przechodząc już do tematu mistrzostw Europy, zacznę od spraw logistycznych – czy organizacja turnieju w 11 państwach 

To rozwiązanie dobre dla europejskiej rywalizacji i poszczególnych krajów, a także wspaniałe przeżycie dla piłkarzy i całego personelu. Myślę, że trzeba sobie radzić na każdym polu. Jedyną rzeczą, która mnie trochę niepokoi, jest to, że ten turniej faworyzuje te drużyny, które grają najwięcej meczów u siebie. To nie jest sprawiedliwe dla innych krajów, które nie grają na własnych stadionach, jak Belgia. Ale z drugiej strony, ile można oglądać w telewizji cały czas te same stadiony? Myślę, że to dodaje uroku tym mistrzostwom.

Chciałbym teraz zapytać pana o reprezentację Belgii, jeszcze z czasów, gdy pan w niej występował. Co było kluczem do srebrnego medalu w 1980?

Myślę, że ten sukces wynikał w dużej mierze z wysiłku podczas mistrzostw cztery lata wcześniej, który później został nagrodzony. Na obu turniejach mieliśmy inne grupy, a po przyjściu nowego selekcjonera Guya Thysa do drużyny narodowej doszło kilku nowych zawodników. Staliśmy się prawdziwym zespołem, dlatego osiągnęliśmy ten wynik. Na pewno nie było to łatwe, ale wytrwaliśmy i nadal jesteśmy bardzo dumni z naszego pięknego lśniącego, srebrnego medalu. Nie każda drużyna może coś takiego osiągnąć.

Podejście do srebrnego medalu w wielkich turniejach bywa jednak różne. Niektórzy uważają go za sukces, a niektórzy za porażkę, gdyż przegrywają finałowy mecz.

My uznaliśmy drugie miejsce za sukces, inaczej być nie mogło. Kiedyś rozgrywaliśmy cztery mecze, żeby dotrzeć do finału, o czym czasami decydowało szczęście. Teraz jest trochę inaczej – jest więcej czasu na to, by się zgrać i stać się lepszym zespołem. Wtedy zadanie było trudniejsze, dlatego traktowaliśmy srebrny medal jako ogromne osiągnięcie. Wygraliśmy z Anglią i Hiszpanią, a potem graliśmy jak równy z równym w pojedynku z Włochami. To sukces sam w sobie, ale nasze złote pokolenia położyły tutaj mocny fundament.

Z Mundialu 1982 i Euro 1984 Belgia jednak wracała bez sukcesów. Mogło się zakończyć lepiej?

Zawsze grałem tak, jak trenowałem i byłem zwycięzcą, a nie przegranym. Z powodu kontuzji barku nie mogłem jednak zagrać na Mundialu 1982. Czy mogliśmy zajść dalej? Teraz myślę, że moglibyśmy dojść nawet do finału. Ale czasu nie cofniemy – wynik jest, jaki jest. Za to dwa lata później w Belgii wybuchł wielki skandal łapówkowy, który zniszczył nasze morale. Na szczęście w 1986 roku było lepiej. I to jest najważniejsze – nie myśleć, “co by było, gdyby”, ale jak możemy stać się lepsi. To nas doprowadziło do czwartego miejsca.

Czyli najlepszy wynik reprezentacji Belgii na mistrzostwach świata do 2018 roku.

A nie mieliśmy wtedy wielu wyborów – zaczynaliśmy każdy mecz tym samym składem i liczyliśmy na to, że nikogo nie stracimy. Nie mieliśmy wtedy możliwości także pod względem organizacyjnym – pojechaliśmy w 30 osób. A teraz wszyscy lecą razem specjalnym samolotem – pierwszy skład, rezerwowi i sztab. W naszych czasach tak nie było.

Graliśmy wtedy przeciwko tak wielkim rywalom, jak Hiszpania czy ZSRR. Ale to, co wtedy zrobiliśmy było fenomenalnym sukcesem! Jestem dumny, że jako Belgowie odnieśliśmy wiele sukcesów w latach 1980-1986. a młodzi ludzie podziwiają nasze osiągnięcie. Zresztą wszyscy wciąż mówią o Mundialu 1986 i Belgii, która wtedy coś znaczyła.

Który według pana zespół jest lepszy – na Euro 1980, World Cup 1986 czy obecny, na Euro 2020?

W 1980 roku mogliśmy wygrać turniej, ale w finale przegraliśmy z RFN. Sześć lat później może i mielibyśmy szansę na zwycięstwo, tylko wtedy Maradona czarował wszystkich i nikt nie był w stanie go powstrzymać. Teraz mamy szybki i dynamiczny zespół – jesteśmy w stanie wygrać Euro. Ale moim zdaniem, nie możemy porównywać teraźniejszych zespołów z tymi sprzed lat. Wtedy futbol był bardziej prymitywny, a teraz wszystko jest dokładnie monitorowane. Kiedyś tego nie było, ale w tamtych czasach też potrafiliśmy dojść do finału.

Belgia musiała jednak przez długie lata czekać na kolejne dobre wyniki na wielkich turniejach. Czy słabe wyniki reprezentacji w tamtych latach wpłynęły na zainteresowanie piłką w Belgii?

Na pewno nie, myślę, że nasza reprezentacja właśnie sprawiała, że coraz więcej młodych ludzi wraca do piłki nożnej. Jeśli spojrzysz na to, ile klubów amatorskich jest teraz w Belgii, mogę tylko powiedzieć, że nasze „Czerwone Diabły” i „Czerwone Płomienie” zachęcają wielu ludzi do gry w piłkę nożną. Wyniki nie mają większego znaczenia dla młodych ludzi. Tylko starsi ludzie, którzy przeżyli inne mistrzostwa Europy i świata, mają swoją opinię, ale młodzi nie. Zresztą także młodzi uważają mnie za swojego idola.

Jak ocenia pan szanse Belgii na zwycięstwo w Euro 2020?

W kraju wszyscy wierzą, że wygramy. Myślę, że tym razem faktycznie możemy dojść daleko, a nawet przywieźć puchar do domu. Wtedy będzie kolejna impreza na Wielkim Placu w Brukseli.

Kto w takim razie według pana okaże się kluczową postacią w drodze do sukcesu?

Nasza reprezentacja składa się z samych dużych nazwisk. Wejście na boisko Kevina De Bruyne’a w meczu z Danią mówiło zresztą samo za siebie – natychmiast po wejściu strzelił gola. Mam nadzieję, że jego problemy zdrowotne teraz nie okażą się zbyt poważne i będzie mógł zagrać w kolejnych meczach mistrzostw Europy. Mamy jednak w tej chwili tak szeroką i zróżnicowaną kadrę, że właściwie każdego możemy nazwać ważnym ogniwem – nie tylko Kevina De Bruyne’a i Romelu Lukaku.

Czytałem niedawno Michała Pola z panem, z 2001 roku. Powiedział pan wtedy, że rola bramkarza się nie zmieniła. Czy dwadzieścia lat później może pan stwierdzić, że widać dużą różnicę?

Styl gry typowego bramkarza się skończył. Teraz wszyscy piłkarscy bramkarze tak naprawdę grają w piłkę ręczną i korfball. Wyjścia dwa metry do przodu, blokowanie i nieprzetrzymywanie są teraz powszechnym zjawiskiem. Prawie żaden bramkarz nie wychodzi już z obrębu szesnastki, nie decyduje się na szarże. Muszą trochę się odcinać, co niestety odbiło się na jakości.

Chciałbym jeszcze poruszyć dwa “polskie” wątki. Pierwszym jest Zbigniew Pocialik, który był bramkarzem Beveren, gdy rozpoczynał pan karierę. Niestety, zmarł pod koniec ubiegłego roku. Jak pan go wspomina?

Był moim bardzo dobrym przyjacielem, zawsze go będę pamiętał i boli mnie, że już go nie ma z nami. Bardzo się cieszę, że poznaliśmy się w Beveren, bo był dla mnie kimś więcej niż kolegą z zespołu. Kiedy przyjechał do mnie z Polski, wykonywał różne prace w moim domu, a ja mu dałem swój samochód, żeby jeździł po okolicy. Mam z nim same dobre wspomnienia. Miał wielkie serce i zawsze gdy o nim mówię, to kieruję pod jego adresem pełno pochwał. Życzę jego rodzinie dużo siły po stracie tego wyjątkowego człowieka.

Druga sprawa dotyczy już czasów współczesnych i Bayernu, w którym grał pan przez wiele lat. Jak pan zareagował na pobicie rekordu przez Roberta Lewandowskiego? Niektórzy byli piłkarze twierdzili, że powinien odpuścić i zostawić rekord Müllerowi.

Lewandowski jest świetnym piłkarzem i osiąga sukcesy w Bayernie. Ale Müller też był niesamowity – obaj są piłkarzami światowej klasy. Szkoda, że ten rekord został pobity, ale myślę tutaj przede wszystkim o Müllerze, który sam już nie jest tego świadomy wszystkiego dookoła. Gdy taki legendarny zawodnik mierzy się z poważną chorobą, jest przykro. Wolę o tym nie myśleć.

Na zakończenie chciałbym zapytać, co aktualnie przynosi panu najwięcej szczęścia?

Piłka nożna to wciąż dla mnie przyjemne hobby, ale najważniejsze są zdrowie i rodzina. Przede wszystkim rodzina. Cieszę się, że dzięki temu, co zarobiłem przez wiele lat, mogę opiekować się bliskimi i ich wspierać.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI