Strefa Niższych Lig: Upadek i ratunek w ostatniej chwili

13.07.2021

Niektórzy traktują spadek do niższej ligi jako okazje do odbudowania struktur i klubu. Niestety w naszych realiach w większości przypadków chodzi o sytuację na krawędzi. Przekonały się o tym dwa kluby. Dla jednego z nich spadek oznaczał katastrofę, zaś drugi cudem uratował się przed wycofaniem. 

Ze smutkiem czytało się oświadczenia wydane przez Bytovie Bytów oraz Wisłę Sandomierz w ostatnich tygodniach. Pierwsi po wielu latach spędzonych na szczeblu centralnym, spadli do III ligi. Mowa o klubie, który w sezonie 2010/2011 wygrał grupę pomorsko-zachodniopomorską III ligi i od tamtej pory wchodził coraz wyżej w hierarchii polskiej piłki. Spędził nawet pięć lat na zapleczu Ekstraklasy, a także dotarł do 1/4 finału Pucharu Polski.

Wisła Sandomierz takich sukcesów nie miała. Od kilku lat trzecioligowiec, ale warto pamiętać, że jesienią 2018 roku zaszedł do 1/8 finału Pucharu Polski, eliminując po drodze Koronę Kielce czy Podbeskidzie Bielsko-Biała! Teraz zajęła 12. miejsce w tabeli grupy czwartej trzecioligowych rozgrywek. Jedni i drudzy pod koniec czerwca zakomunikowali, że w przyszłych sezonach nie wystartują w trzecioligowych rozgrywkach. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że w drugim przypadku udało się sytuacje uratować!

 

Równia pochyła

Kłopoty klubu z północy rozpoczęło wycofanie się ze sponsoringu firmy Drutex. Przez wiele lat klub widniał jako „Drutex Bytovia” i firma produkująca okna miała wydatny udział w kolejnych sukcesach Czarnych Wilków. To właśnie maj 2018 roku był początkiem kłopotów klubu znad morza. Po 15 latach firma Drutex zakończyła wspieranie klubu. – Drutex od wielu lat jest partnerem futbolu, zarówno na szczeblu lokalnym, krajowym jak i międzynarodowym. Od ponad 15 lat jest głównym i tytularnym sponsorem zespołu Drutex-Bytovia Bytów, który w tym czasie pokonał drogę z V aż do I ligi piłki nożnej. Wśród jego wielu sukcesów są m. in. doskonałe występy w kilku edycjach Pucharu Polski, łącznie z udziałem w ćwierćfinałach tych rozgrywek, ale także wspomniane awanse na wyższe szczeble rozgrywkowe, aż na bezpośrednie zaplecze ekstraklasy – można było przeczytać oświadczenie na stronie firmy z 21 maja 2018.

To był znaczący cios dla klubu z małego Bytowa. Trudno bowiem liczyć na wsparcie od lokalnego magistratu, gdy mówimy o 17-tysięcznym mieście. Można się natknąć na informacje, że gmina wspierała klub kwotami rzędu 250 tysięcy złotych, co przy klubie grającym nawet na poziomie I ligi było ledwie kroplą w morzu potrzeb.

Niemniej jednak, ważne, że działanie firmy Drutex, którego decyzja o wsparciu wówczas V-ligowego zespołu, wynikała z chęci angażowania się w inicjatywy z zakresu społecznej odpowiedzialności biznesu i idee lokalne, pozwoliło na stworzenie w Bytowie profesjonalnego zespołu, na wysokim poziomie, osiągającego sukcesy i znanego wśród kibiców w Polsce. Dzięki takim działaniom udało się stworzyć futbol przez duże „F”, zarazić dzieci i młodzież pasją do piłki nożnej, pokazać, że w Bytowie też można trenować i kształtować zawodników, którzy w przyszłości osiągną wiele. Współpracę na tym poziomie należy kontynuować i takową firma będzie promować, chociaż w zmienionej formule – to dalsza część oświadczenia Drutexu. Co ciekawe wieloletni sponsor klubu deklarował wsparcie finansowe dla szkolenia młodzieży. Ten temat jednak komplet został pominięty w latach prosperity.

Zresztą kulisy zakończenia współpracy pomiędzy Bytovią a Drutexem do dzisiaj pozostają niejasne. Według relacji lokalnych dziennikarzy może chodzić o kwestie rozchodzenia się pieniędzy od głównego sponsora. – Osoby związane z poprzednim zarządem (w tym sztab szkoleniowy) podobno nie chciały ujawnić wydatków z czasów, gdy Bytovię wspierała firma Drutex. Jak się okazuje, księgowość prowadziła firma Cyferka, należąca do Bogdana Gierszewskiego i jego żony Katarzyny. Były już prezes Dyks wnioskował o wydanie dokumentacji, bo firma obsługująca księgowość została zmieniona, ale Cyferka na te apele do dziś nie odpowiedziała. Nie odbierają telefonów. Podobno poprzedni zarząd, z czasów świetności Bytovii, ma wiele do ukrycia. Sztab szkoleniowy też. (…) Taki też był powód odejścia firmy Drutex, bo gdy sponsor, który dawał rocznie 5 milionów złotych, a przez kilkanaście lat wpompował w klub łącznie około 40 milionów złotych, poprosił o okazanie dokumentów finansowych z fakturami i rachunkami, odmówiono mu tego twierdząc, że stowarzyszenie nie musi tego robić – czytamy w tekście sprzed roku na stronie ibytow.pl.

***

Zmiana trenera

Po jesieni Bytovia była na 13. miejscu w tabeli II ligi. Mimo tego doszło do zmiany trenera. Współpracę z klubem zakończył Adrian Stawski. Jednak nie poziom sportowy był głównym czynnikiem. Gdyby tak było, zapewne Stawski opuściłby klub już po spadku do II ligi w sezonie 2018/2019. Tymczasem zdążył jeszcze zagrać w barażach o awans w kolejnych rozgrywkach, a teraz Czarne Wilki wcale źle sobie nie radziły na drugoligowym froncie. Tutaj jednak finanse dały o sobie znać. Klub nie miał wielkiej chęci na walkę o wyższą ligę. Bardziej interesowała go kwestia Pro Junior System.

Mam wrażenie, że zrobiono wszystko, abym sam odszedł z Bytovii. Miałem zrezygnować z usług bardziej doświadczonych, często klasowych piłkarzy, a w ich miejsce stawiać na wychowanków klubu i młodzieżowców, którzy w tym momencie nie byli jeszcze gotowi do gry na tym poziomie. Na początku sezonu staraliśmy się to pogodzić, ale koronawirus kolejno wyłączał z gry naszych młodych piłkarzy. Stąd też mało punktów Pro Junior System na naszym koncie. Nasi działacze wiedzieli, że nasi etatowi młodzieżowcy nie grali z powodu koronowirusa, dlatego dziwię się, że były zarzuty w tej kwestii – mówił trener Stawski po odejściu na łamach Kuriera Bytowskiego. Klub był niezadowolony z tych słów, wydał nawet własne oświadczenie, ale to było raczej szukanie usprawiedliwień.

Każda sytuacja jest inna, jednak trochę przypomina to casus Jacka Trzeciaka z Olimpii Elbląg, o którym pisaliśmy rok temu. Miejsce Stawskiego zajął Kamil Socha. Patrząc prostolinijnie jego zespół zaliczył słabą wiosnę i spadł. Tyle że trener Socha miał sporo kłód pod nogami. Na początku czerwca piłkarze wydali oświadczenie, że pensje zostały uregulowane zaledwie do… stycznia! Od tamtej pory nic. Klub miał zaległości nie tylko wobec piłkarzy, ale jak czytamy w lokalnych mediach, także wobec urzędów, firmy ochroniarskiej czy gminy, od której wynajmował obiekty. W ten sposób drugoligowa drużyna musiała trenować nawet w lesie!

Takich śmieszno-strasznych sytuacji trochę było. Na jednym z wyjazdów piłkarze początkowo zostali zakwaterowani w pokojach z… łóżkami małżeńskimi. Ostatecznie po interwencji sztabu, udało się zmienić na pojedyncze i normalne noclegi. W kwietniu prezes Bytovii Tomasz Baranowski mówił na łamach wspomnianego Kuriera Bytowskiego, że zadłużenie klubu sięga około 300 tysięcy złotych.

Bytovia miała kłopoty finansowe, ale według trenera Stawskiego, sama była sobie winna. Według niego poprzedni zarząd nie popisał się przy podpisywaniu umowy z Karolem Czubakiem. Może mało osób wierzyło w jego wystrzałową dyspozycje, tymczasem 18 goli strzelonych w sezonie 2019/2020 skończyło się transferem do Widzewa. Ale przez błędach osób zajmujących się konstruowaniem kontraktu, Bytovia nie zarobiła ani złotówki. Mówi się, że to odejście, podobnie jak Juliusza Letniowskiego, mogło być dużym oddechem finansowym dla klubu.

Niestety nie było. Bytovia właśnie spadła do III ligi, ale w niej nie wystartuje. Zamiast tego ruszy od IV ligi, przy okazji likwidując zespół rezerw.

***

Polityka robi swoje

Nie od dziś wiadomo, że lokalne władze mogą bardzo dużo w kwestiach sportowych. Często mianują prezesów ze swojego nadania, często podejmują decyzje transferowe(!) oraz różne inne, które nie mają wiele wspólnego z profesjonalnym zarządzaniem w sporcie.

Wisła Sandomierz jak wiele klubów w Polsce, w jakimś stopniu, polegał na dotacjach z urzędu miasta, ale wcale różowo w kasie klubowej nie było. Jesienią 2019 roku portal echodnia.eu informował, że piłkarze nie dostawali przez kilka miesięcy pensji, a Wiśle zajrzało w oczy widmo bankructwa.

Coś drgnęło. Można powiedzieć, że idzie to w dobrym kierunku. Miasto nie zostawiło nas tak samopas. Zakończyliśmy właśnie akcję informacyjną dotyczącą segregacji odpadów w mieście na podstawie umowy z urzędem miasta i za to otrzymamy pewne środki. Prawdopodobnie na kolejnej sesji po nowym roku będzie uchwała w sprawie przekazania klubowi pewnej kwoty pieniędzy co pozwoliło by nam rozpocząć regulowanie zaległości wobec piłkarzy. Także drużyna w styczniu normalnie rozpocznie przygotowania do rundy wiosennej – mówił wówczas Sebastian Wieczorek, prezes Wisły.

Do rundy wiosennej w 2020 roku zespół musiał przygotowywać się na sztucznych boiskach w Stalowej Woli i Tarnobrzegu. Powód prozaiczny – brak takiej infrastruktury w Sandomierzu. To zresztą był i jest ogromną zmorą klubu z tego pięknego miasta. Boisko stadionu przy ul. Koseły było jedynym pełnowymiarowym obiektem w Sandomierzu. W normalnych okolicznościach powinno być używane jedynie do meczów, ale tutaj trenowali na nim praktycznie wszyscy. Swego czasu, według osoby zajmującej się obiektem, dochodziło nawet do 27 treningów tygodniowo! Chyba nie trzeba tłumaczyć, jak to wpływało na stan murawy.

Miała być katastrofa

Sytuacja na jakiś czas się uspokoiła, ale tak naprawdę Wisła od dłuższego czasu zmagała się z kłopotami finansowymi. Jak wskazywały władze klubu na łamach serwisu Podkarpacielive.pl głównie chodzi o brak zapewnień ze strony miasta na bieżące finansowanie. Klub jest w stanie – według zapewnień wiceprezesa Sławomira Gągorowskiego – poradzić sobie ze spłatą zadłużenia. W te słowa można uwierzyć, w końcu Wisła Sandomierz dostała licencję na grę w III lidze w sezonie 2021/2022. Ostatnie dni czerwca miały zakończyć nadzieje. Chwilę wcześniej klub wystosował list otwarty do burmistrza oraz rady miasta.

W kolejnym, emocjonalnym wpisie, władze klubu nie zostawiły suchej nitki na władzach miasta. – Niestety okazuje się, że te wszystkie wartości są zupełnie obce i bezwartościowe dla władz Sandomierza. Nasz uprzedni apel został zupełnie zignorowany nie licząc garstki radnych, którzy wyrazili poparcie ale bez jakichkolwiek konkretów i form finansowania. Także niby są jakieś formy zrozumienia i aprobaty ale okazuje się, że przy biernej postawie Burmistrza Marcina Marca i całej Rady Miasta to nie ma absolutnie żadnego znaczenia (…) Zostaliśmy już nie raz ze strony miasta zlekceważeni i potraktowani obojętnie, ale dla dobra klubu swoją dumę i swoje urazy należy schować do kieszeni i dalej walczyć. Ale wszystko ma swój kres, chociażby dla szacunku dla każdego pojedynczego kibica i każdego zawodnika, który jest niepewny swojej przyszłości – czytamy w oświadczeniu.

Nagły zwrot

To jednak już – wydaje się – przeszłość. Na początku ubiegłego tygodnia w lokalnych mediach gruchnęła informacja, że Wisła Sandomierz ostatecznie przystąpi do rozgrywek III ligi! Udało się na ten cel zabezpieczyć kwotę, która pozwoli przetrwać najbliższy sezon na czwartym poziomie rozgrywek.

Klub jednak już teraz wie, jaki będzie cel sportowo-finansowy. Przede wszystkim przetrwać i utrzymać się w lidze. – Jeszcze tydzień temu były małe szanse na grę w lidze, więc teraz inne cele niż utrzymanie byłyby śmieszne. Wierzymy w pracę, którą możemy zrobić. Jesteśmy jednak myśli, że Wisłę stać na miłe niespodzianki dla kibiców – FutbolNews wiceprezes Wisły, Sławomir Gągorowski

Cel: Pro Junior System

W dalszej kolejności zgarnąć jedną z nagród z tytułu Pro Junior System. Prezes Sebastian Wieczorek już kilka miesięcy temu mówił o zmianie sposobu działalności sportowej drużyny. Potrzebna była przebudowa zespołu, który będzie w dużej mierze opierał się na młodych piłkarzach. – Zmusiła nas do tego sytuacja i będziemy stawiać na PJS, by pomóc sobie spłacić wcześniejsze zobowiązania. Najbliższy sezon mamy zabezpieczony finansowo, ale mamy starsze długi, które musimy spłacić. Chcemy to zrobić właśnie z nagrody za Pro Junior System – dodawał wiceprezes Wisły.

Rozmowy z miastem trwały od dłuższego czasu. Informowaliśmy, że bez ich wsparcia taka sytuacja będzie miała miejsce i nie będziemy w stanie wystartować. Środki własne też staramy się generować, od mniejszych sponsorów. Nie mamy jednego strategicznego, który załatwiłby sprawę spokoju finansowego. To się przeciągało, ale cieszymy się, że na ostatnią chwilę usiedliśmy przy okrągłym stole i znaleźć kompromis dla dobra sandomierskiej piłki. Sytuacja uległa znaczącej poprawie. Nie ma już dramatu, nie ma także eldorado. Na spokojny trzecioligowy byt powinno wystarczyć – kontynuował nasz rozmówca. Jednocześnie dodał, że poza pomocą miasta, teraz kluczowa będzie wzmożona praca ludzi w klubie w poszukiwaniu sponsorów. Nie tylko w Sandomierzu, ale całym regionie. Celem jest spokój finansowy w klubie na dłuższy czas.

***

Obie sytuacje pokazują, ile może dzielić upadek klubu od jego uratowania. Czasem jedna decyzja potrafi zmienić bardzo wiele. Może z perspektywy wielkich miast i Ekstraklasy, niektórzy nie doceniają, ile mogą znaczyć takie kluby dla lokalnej społeczności. W końcu mowa o największych podmiotach piłkarskich w niewielkich, ale jednak miejskich obszarach. Bez nich piłka nożna i sport mogą upaść jeszcze niżej na niwie lokalnej. A to tam często rodzą się wielkie talenty i budzi zainteresowanie do futbolu.