Legia w błędnym kole – to znowu się stało

06.11.2021

Legia Warszawa wciąż tkwi w kryzysie. Zmiana trenera stołecznej drużyny póki co na niewiele się zdała. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że ten ruch nigdy nie przyniesie oczekiwanych przez włodarzy klubu efektów.

Wszystko ze względu na to, że problem od początku nie tkwił raczej na ławce trenerskiej warszawskiej ekipy, a przynajmniej nie był kluczowym aspektem fatalnej dyspozycji Legionistów w ostatnim czasie.

Zła diagnoza, nieodpowiednie leczenie

Obserwując Legię w ostatnich meczach, już pod wodzą Marka Gołębiewskiego, z całym szacunkiem dla jego osoby, można stwierdzić, że boiskowa postawa graczy z Warszawy absolutnie nie uległa zmianie. Być może jest jeszcze za wcześnie, by tego oczekiwać.

Z drugiej jednak strony często ze zmianą trenera wiąże się pewnego rodzaju klubowe trzęsienie ziemi, które przynosi natychmiastowe otrzeźwienie. Po to także podejmuje się właśnie takie decyzje w trakcie sezonu. Mają być one również wyraźnym sygnałem dla piłkarzy – to co było to już przeszłość, musicie wykazać się od nowa i udowodnić nowemu trenerowi, że to właśnie na was powinien stawiać.

W przypadku zawodników Legii motywacje widać było ostatnio tylko w pierwszej połowie ostatniego meczu z Napoli. W drugiej zabrakło im już koncentracji i konsekwencji w działaniu. Nie wiedzieć czemu gdzieś przepadły też nagle motywacja oraz wola walki. W efekcie mecz w Warszawie skończył się wynikiem 1:4. Rezultat ten każe sądzić, że problem z Legią zdecydowanie wykracza poza ławkę trenerską i dotyczy także kwestii mentalności piłkarzy.

Czesław Michniewicz z pewnością nie jest tutaj bez winy – w końcu prowadził Legię przez ponad rok. Gdy jego posada wisiała na włosku nie był w stanie wykrzesać z drużyny niewątpliwie tkwiącego w niej potencjału i odmienić fatalnej passy. Z pewnością z jego osoby nie można jednak uczynić jedynego winowajcy aktualnej sytuacji w klubie.

Patrząc na to, co obecnie dzieje się z Legią szerzej, także z perspektywy poczynań Dariusza Mioduskiego oraz jego współpracowników w ostatnich latach, Legia już od dawna była prowadzona w sposób zwiastujący katastrofę, której jesteśmy teraz świadkami.

Niewykorzystana szansa

Gra Legii w Lidze Mistrzów przed kilkoma sezonami to w obliczu jej obecnych kłopotów już bardzo odległe wspomnienie. To również mocno niewykorzystana szansa. Udział w słynnych rozgrywkach przyniósł Legii znaczne wpływy do budżetu, za sprawą których stołeczny klub miał odjechać całej ligowej stawce oraz stać się solidną europejską marką. Plany szybko wzięły jednak w łeb.

W Legii prawdopodobnie za łatwo uwierzono w to, że warszawski zespół będzie już stałym bywalcem europejskich salonów. Kiedy tak się nie stało, nagle budżet Legii przestał się spinać i nie było jej stać na duże wzmocnienia. Trzeba było więc szukać oszczędności i eksperymentować przy transferach. W efekcie do Legii w ostatnich latach trafili m.in. Hildeberto, Salvador Agra, Tomas Necid, Ivan Obradović czy też Luis Rocha – gracze, którzy w żaden sposób nie pomogli drużynie i na których niepotrzebnie przepalono tylko pieniądze.

Na przestrzeni ostatnich lat Legii zdecydowanie nie pomogły też częste zmiany trenera. Z tego powodu zespół nie miał szans, by w dłuższym okresie czasu się wykrystalizować i ustabilizować jakościowo. Każdy szkoleniowiec miał swoją własną koncepcję gry, pod którą szukał pasujących do jego wizji wykonawców.

Gdy odchodził, siłą rzeczy pozostawiał po sobie bałagan, z którym niekoniecznie radził sobie następca, więc na ławce trenerskiej po jakimś czasie znów siadała kolejna osoba. W taki właśnie sposób przez Legię w ostatnich latach przewinęli się Hasi, Jozak, Klafuric oraz Sa Pinto. Czy w takich warunkach można zbudować coś trwałego? Obecna sytuacja Legii udowadnia, że zdecydowanie nie.

Gra o przyszłość

Dziś trudno sobie wyobrazić sytuację, w której wiodąca siła Ekstraklasy, jaką przez blisko 10 już lat jest Legia Warszawa, stanie się nagle ligowym przeciętniakiem. Taki scenariusz włodarze klubu zdecydowanie powinni jednak wziąć pod uwagę i traktować go jako motywację do ciężkiej pracy, by nigdy się nie zrealizował.

Jeżeli nie potraktują takiego zagrożenia poważnie, a spodziewając się najlepszego trzeba też liczyć się z najgorszym, Legię może czekać za jakiś czas bolesne zderzenie z rzeczywistością. Klub piłkarski to ogromne przedsiębiorstwo, które wymaga ogromnych nakładów finansowych – co do słuszności tego stwierdzenia nikogo zapewne nie trzeba przekonywać.

Pieniądze wiążą się tymczasem z sukcesami, które ponadto przyciągają sponsorów. To w zasadzie prosta sieć zależności, którą brak sukcesów szybko może zachwiać, powodując poważne problemy. W Legii powinni już dobrze o tym wiedzieć, bo temat problemów finansowych klubu od czasu do czasu przewijał się już w mediach.

Zawsze jednak Legię ratowały jej sukcesy. Co się stanie, gdy kilku innych ligowców odjedzie stołecznej drużynie na tyle, że wypchnie ją z ekstraklasowej czołówki? Gdy skończą się sukcesy, występy w pucharach i gdy sponsorzy odwrócą wzrok w kierunku rywali na topie?

Dziś w kontekście Legii brzmi to może jako przesadny fatalizm i czarnowidztwo, ale zarządzając klubem piłkarskim trzeba zadawać sobie także takie pytania i działać tak, by nigdy nie musieć drżeć o swoją przyszłość. Wszystkie podjęte decyzje prędzej czy później będą bowiem miały swoje konsekwencje.