„Sufit Miedzi jest wyższy niż strefa spadkowa”
Kibice Miedzi Legnica w nowy sezon wchodzić mogli ze sporą dozą optymizmu. Wydawało się, że legniczanie są odpowiednio przygotowani do rywalizacji w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej, a kolejne wzmocnienia personalne miały być tylko kwestią czasu. Wydawało się, że Wojciech Łobodziński ma wszystkie dostępne środku, by nie podzielić losu Dominika Nowaka, którego Miedź wywalczyła w sezonie 2017/18 awans do Ekstraklasy, by z hukiem spaść z niej po zaledwie roku. Wydawało się nawet, że „Miedzianka” ma potencjał na to, by osiągnąć najlepszy wynik spośród tegorocznych beniaminków. Dziewięć kolejek wystarczyło jednak, by przekonać się, że powtórka z sezonu 2018/19 wcale nie jest taka nieprawdopodobna.
Największym problemem Miedzi Legnica w tym sezonie jest z pewnością tendencja do remisowania spotkań, w których ekipa Wojciecha Łobodzińskiego ma szansę powalczyć o pełną pulę oraz przegrywania meczów, w których całkiem realny wydaje się remis. Niekiedy pojawiają się także bardziej skrajne sytuacje, tak jak chociażby w piątkowym meczu z Legią Warszawa, kiedy Miedź miała pełne prawo marzyć o zwycięstwie, a zakończyła to spotkanie z pustymi rękami. Gdzie dokładnie leży problem ekipy z Legnicy? Czy transfery piłkarzy o uznanych nazwiskach to na pewno właściwy kierunek dla beniaminka? Jaką rolę w problemach Miedzi odgrywa Wojciech Łobodziński? O to zapytaliśmy dziennikarza Weszło – Kamila Warzochę.
W piątek Miedź po raz kolejny była blisko niezłego wyniku, ale znowu skończyło się na zerowym dorobku punktowym. Na czym polega słabość tej drużyny? Kolejne punkty cały czas są blisko, ale w ostatecznym rozrachunku Miedź ma ich na swoim koncie tylko pięć.
Cóż, moim zdaniem największą słabością Miedzi obecnie jest mentalność. Słyszałem od jednego z piłkarzy, że gdy tak dobrze grają w pierwszej połowie i prowadzą nawet z lepszymi zespołami, gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl o tej serii złych zdarzeń. A to czerwona kartka, a to brak koncentracji. Myślę, że niektórzy piłkarze mają też problem z przystosowaniem się do nowych realiów, np. Nemanja Mijusković, który o ile był jednym z najlepszych obrońców w 1. lidze, o tyle w Ekstraklasie jest pod zdecydowanie większą presją. Mam wrażenie, że ten zespół był zbyt pewny siebie, tak jak trener Łobodziński. Gdy pojawiło się tapnięcie na wyższym poziomie, ten zespół opadł mentalnie, pomijając wyjątki takie jak Maxime Dominguez.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki, uważasz, że w grę wchodzi powtórka z rozrywki? Mam na myśli spadek rok po awansie do Ekstraklasy.
Jestem bliski stwierdzenia, że Miedź może powtórzyć swój los z przeszłości. Wiele na to wskazuje, ale uważam, że dziś w Legnicy są lepsi piłkarze niż wtedy, nawet mimo krótkiej kołdry. Może to na wiosnę da im zdecydowanie więcej punktów, bo sufit Miedzi naprawdę jest wyższy niż strefa spadkowa.
Jak w obliczu takich wyników należy oceniać pracę Wojciecha Łobodzińskiego?
Na razie negatywnie. Nie ma co ukrywać – trener Łobodziński przeprowadza operację na żywym organizmie, uczy się tego zawodu. Ekstraklasa weryfikuje niektóre jego poglądy na futbol, widać wyciągane wnioski, ale trudno powiedzieć, czy ich suma pozwoli na utrzymanie.
Jak oceniasz letnie transfery do klubu? Czy strategia ściągania piłkarzy z dość imponującym CV na dłuższą metę może się opłacić?
Na razie większość tego typu transferów robi robotę. Narsingh, Henriquez, Cacciabue czy Naveda – choć mieli gorsze momenty (Naveda jeszcze do weryfikacji oczywiście, ale dał ważnego gola z Lechią), ich początki trzeba ocenić na plus. Jeśli piłkarze tej klasy są dobrze zgrani, a to wygląda z każdym meczem coraz lepiej, mogą spełniać oczekiwania.
Runda jesienna potrwa w tym sezonie wyjątkowo krótko. Niedługo powinna nadarzyć się okazja, by dokonać korekt w składzie. Gdzie Miedź powinna szukać swojej szansy na poprawę wyników? Jakie kroki należy podjąć, by legniczanie zaczęli w końcu regularnie punktować?
Myślę, że na pewno nie trzeba szukać rewolucji. Po prostu ewolucji. Nie ma też materiału, ta kadra jest za wąska, żeby zrobić coś z niczego. Ci piłkarze muszą po prostu wykazywać się lepszą mentalnością, nie myśleć o tych porażkach jak o klątwie, tym bardziej że nikt ich jeszcze nie zdeklasował, różnice nie są duże.