Bundesliga pod znakiem protestów. Kibice zaskakują kreatywnością

17.02.2024

Kiedy pojawiły się pierwsze informacje, że Bundesliga może zyskać nowego inwestora, niemieccy kibice natychmiast zareagowali. Fani obawiają się ingerowania w godziny rozgrywania meczów, czy nawet przenoszenia meczów czołowych drużyn w odległe lokalizacje. Swój sprzeciw kibice wyrażali już poprzez rzucanie na murawę czekoladowych monet, piłeczek tenisowych, a ostatnio nawet… zdalnie sterowanych samochodzików.

Naruszona świętość

W grudniu ubiegłego roku władze DFL przy poparciu 2/3 klubów zawarły porozumienie dotyczące przekazania inwestorom 8% udziałów w prawach telewizyjnych przy okazji następnego przetargu. W zamian, szefowie niemieckiej ligi oczekują kampanii promocyjnej na skalę międzynarodową.

Taki ruch ze strony DFL nie spodobał się kibicom, który zaapelowali o ponowne przeprowadzenie głosowania wśród przedstawicieli 18 klubów. Fani zarzucają, że porozumienie z nowym inwestorem jest niedemokratyczne. Przedstawiciele klubów mieli być nakierowywani, w jaki sposób głosować. Kibice uznali, że naruszana została święta dla nich zasada „50+1”, która gwarantuje im wpływ na działalność klubowych przedstawicieli oraz blokuje możliwość pojawienia się zewnętrznych inwestorów.

Zakrojone formy protestu

Jeszcze przed świąteczno-noworoczną przerwą fani rozpoczęli protesty. Podczas meczu Bochum z Unionem Berlin (3:0), kibice drużyny z Zagłębia Ruhry wrzucali na murawę czekoladowe monety, co skutkowało kilkuminutową przerwą w grze. Zawodnik Bochum, Takuma Asano, pokusił się nawet o wzięcie jednej do rąk i skosztowanie. Japończyk później tłumaczył, że potrzebował małego zastrzyku energetycznego.

Protesty cały czas miały miejsce, lecz na dobre eskalowały przed tygodniem. Podczas meczu BVB z Freiburgiem (3:0), płyta główna stadionu Signal Iduna Park została obrzucona piłeczkami tenisowymi, co zmusiło sędziego do przedłużenia 1. połowy o 12 minut. To jednak nic w porównaniu z meczem Unionu Berlin z Wolfsburgiem (1:0), którego 1. połowa została przedłużona o… pół godziny. Co ciekawe, jedyna w tym spotkaniu bramka padła w 25. minucie doliczonego czasu gry.

Choć do przerw nie doszło w trakcie hitowego starcia Bayeru Leverkusen z Bayernem Monachium (3:0), protest miał miejsce przed pierwszym gwizdkiem. Podobnie, jak w Dortmundzie, murawa została obrzucona piłeczkami tenisowymi.

Czekoladki i piłeczki? To już było

W ten weekend na niemieckich boiskach miały miejsce jeszcze bardziej kuriozalne wydarzenia. Już po kilku minutach drugiej połowy mecz pomiędzy Kolonią a Werderem Bremą (0:1) został przerwany, bo na boisku pojawiły się… zdalnie sterowane samochodziki.

Kibice drugoligowej Hansy Rostock uznali jednak, że sama zabawka to za mało, więc postanowili doczepić do niej… race. Tak oto sobotni mecz z HSV (2:2) został przerwany już w 10. minucie. Poradzić sobie trzeba było nie tylko z pilotowanymi samochodzikami, ale i zadymieniem.

Co będzie następne?

Wszystko wskazuje na to, że wkrótce będziemy świadkami jeszcze bardziej absurdalnych scen. Zajmujący się niemiecką piłką dziennikarz tygodnika „Piłka Nożna”, Maciej Iwanow, na swoim profilu na portalu Twitter/X napisał, że w ciągu ostatniego miesiąca na krajowym Amazonie zostało zakupionych aż 100 zdalnie sterowanych helikopterów.

fot. screen Twitter