Wisła Kraków eliminuje Widzew! Szaleństwo i 25 doliczonych minut

28.02.2024

Za nami już komplet ćwierćfinałów Pucharu Polski. W hicie zmierzyły się ze sobą dwie drużyny, które zapisały się złotymi zgłoskami w historii polskiej piłki – Wisła Kraków i Widzew Łódź. Starcie to bez wątpienia elektryzowało wszystkich romantyków naszego rodzimego futbolu i zakończyło się zwycięstwem Wisły 2:1, jednak mecz obfitował w wiele zwrotów akcji. 

Dobra pierwsza połowa Wisły

Od początku meczu głównie nacierał zespół gospodarzy i to właśnie krakowianie wystartowali agresywnie. Zespół z centralnej Polski wydawał się zdezorientowany, a nawet onieśmielony krakowską publicznością, dla której to spotkanie było bez wątpienia jednym z najważniejszych meczów w całym sezonie. Na co dzień nie mają bowiem okazji mierzyć się z najlepszymi firmami, grając w 1. lidze.

Najbardziej zawodzili zdecydowanie Kun i Nunes, którzy wielokrotnie prowokowali szybkie kontry Wisły. Krakowianie w pierwszej części meczu oddali pięć strzałów, z których trzy stanowiły realne zagrożenie dla bramki strzeżonej przez Rafała Gikiewicza. To była dobra połowa w ich wykonaniu.

Kontrowersyjny karny dla Widzewa i wyrównanie Wiślaków

Zawodnicy Wisły nie zdołali jednak zamienić na gola żadnej z sytuacji, co po przerwie wykorzystał Widzew. Kulminacja ataków łodzian nastąpiła w 60. minucie, kiedy to arbiter spotkania – Damian Kos – podyktował rzut karny. „Jedenastka” była jednak okraszona kontrowersjami, a sytuacji, po której została podyktowana nie należy oceniać jednoznacznie. Kontrowersja czy nie, karnego trzeba jeszcze wykorzystać. Właśnie taką zasadą kierowała się drużyna Daniela Myśliwca, a „wapno” na bramkę pewnie zamienił Bartłomiej Pawłowski.

Reszta drugiej połowy była prowadzona pod dyktando gości. Trzymali skromne 1:0, ale wydawało się już, że w meczu nie wydarzy się nic ciekawego. Nagle ekipa Wisły niespodziewanie przejęła inicjatywę i zepchnęła Widzew do głębokiej defensywy. Krakowianie oblężyli bramkę chronioną przez Gikiewicza, aż wreszcie w… 19. (!!!) minucie doliczonego czasu gry gola strzelił Angel Rodado. Nawet bramkarz, Alvaro Raton, pobiegł w pole karne gości, bo był to jeden z ostatnich w meczu stałych fragmentów gry. Wiślacy po prostu oszaleli, bo już przecież mieli odpaść.

Trzy części dogrywki?

Absurdalna wręcz liczba doliczonych minut ma swoje źródło. W trakcie regulaminowego czasu gry wiślaccy kibice postanowili odpalić materiały pirotechniczne, które zupełnie zasłoniły widok na boisko i uniemożliwiły granie zgodnie z planem. Sporo czasu zabrała także analiza rzutu karnego w wozie VAR, a całość złożyła się na to, że Damian Kos postanowił doliczyć do drugiej połowy aż 25 minut!

Wobec dodatkowego czasu oraz późniejszej dogrywki śmiało można stwierdzić, że zawodnicy Wisły i Widzewa rozegrali nie dwie, a trzy części dogrywki. Warto jednak pochwalić przygotowanie fizyczne obu drużyn, ponieważ tempo rozgrywanego spotkania stało cały czas na niezłym poziomie.

Wisła górą!

Dogrywka tego spotkania to istne szaleństwo. Najpierw, w 107. minucie spotkania, gola dla Widzewa strzelił Imad Rondić, jednak po analizie VAR został on anulowany. Wtedy do głosu doszła Wisła, której awans na wyciągnięcie ręki, bo w 120. minucie strzałem na wślizgu, oddanym jakby siłą woli, awans zapewnił Szymon Sobczak. W tamtym momencie meczu ekipa Widzewa była już bezradna i musiała uznać wyższość rywala z południa.

To jeden z najbardziej niesamowitych meczów tego sezonu w polskiej piłce. Istne szaleństwo emocjonalne, zwroty akcji, doliczony czas gry i trudny do wymyślenia scenariusz. Wisła na długo zapamięta ten wieczór.

fot. screen/X Polsat Sport