Mason Mount wraca do treningów

13.03.2024

Manchester United kupił go za 60 milionów funtów z Chelsea, ale na razie nie ma z niego żadnego pożytku. Mason Mount ostatni raz na boisko wybiegł 11 listopada i od tamtej chwili był kontuzjowany. Właśnie wrócił do treningów z zespołem.

Mount nareszcie wraca

Mount wrócił dopiero treningów po czterech miesiącach przerwy spowodowanej kontuzją łydki. Jest na dobrej drodze do tego, by spróbować „zmierzyć się z demonami”. Źródła w Anglii sugerują, że Mason wciąż ma rozpamiętywać odejście z klubu swojego życia. Być może będzie miał okazję zagrać przeciwko byłym kolegom na Stamford Bridge w Premier League 4 kwietnia. Musi się jednak liczyć z wrogością trybun.

Mount po raz ostatni zagrał 11 listopada w meczu z Luton Town (1:0). To wtedy doznał urazu łydki, który wykluczył go z gry na długie miesiące. Na razie jednak nie wiadomo, czy Anglik będzie gotowy już na pucharowe spotkanie z Liverpoolem, czy Erik ten Hag poczeka z wprowadzaniem go do składu. Manchester United zagra z „The Reds” w ćwierćfinale FA Cup (17 marca), a później jest wspomniana przerwa, w której to m.in. Polska zagra baraż z Estonią. Kolejny mecz Manchester United zagra 30 marca z Brentford w Premier League. Wtedy Mount powinien być już w pełni gotowy.

Mount? Spory niewypał

Jak na razie pobyt Masona Mounta w Manchesterze to jedno wielkie rozczarowanie. Zagrał w Premier League 400 minut, w tym w samym Carabao Cup uzbierał ich 131. Do tego – ledwie jedno spotkanie w Lidze Mistrzów od pierwszej minuty z Galatasaray na wyjeździe. Może się pochwalić jedną asystą z rzutu rożnego do Casemiro w Pucharze Ligi i na tym koniec jego dorobku. Niewiele pożytku ma z niego Erik ten Hag. Nawet, jeżeli Mason był zdrowy, to zwyczajnie nie przekonywał i grał przeciętnie.

Najbardziej wymowny przykład to derby Manchesteru, gdy wszedł na boisko po przerwie i zaliczył więcej strat (sześć) niż celnych podań (pięć). Było jeszcze kilka innych spotkań, w których prezentował nieprzystające do niego zagrania. Ewidentnie wskazywały one na brak formy, z którą Mason Mount boryka się już od półtora roku. Ogromny zjazd zaliczył już w sezonie 2022/23 w Chelsea.

Sezon życia

Mason Mount był liderem Chelsea w sezonie 2021/22. Kreował, dryblował, odbierał, strzelał. Anglik po prostu robił wszystko. W meczu ligowym spotkaniu z Norwich nawet skompletował hat-tricka. Odkrył go i konkretnie na niego postawił Frank Lampard, ale to pod wodzą Thomasa Tuchela osiągnął formę życia. Zaliczył ligowe double-double – uzbierał aż 10 goli i 11 asyst. Oddawał 2,4 strzału na mecz. Został zresztą wybrany najlepszym piłkarzem Chelsea w sezonie 2020/21 i 2021/22. To wszystko nie było żadnym dziełem przypadku.

Niechciany

Mason Mount w Chelsea szkolił się od szóstego roku życia, spędził tu aż 18 lat i miał zostać legendą klubu. Czuł się jednak ogromnie rozczarowany po tym, gdy klub przejął Todd Boehly. Podobno jeszcze przed MŚ w Katarze uzgodnił ustnie warunki kontraktu, ponieważ zarabiał mało w porównaniu do kolegów z zespołu. Czuł się rozżalony, gdy Chelsea zgarniała coraz to kolejnych losowych dla przeciętnego zjadacza chleba piłkarzy, a ci z góry dostawali pensję wyższą niż… najlepszy zawodnik zespołu. Mount zarabiał około 80-100 tysięcy funtów tygodniówki.

Po pierwsze, przyszło mnóstwo nowych piłkarzy. Po drugie prezentował się dość kiepsko. Po trzecie z kolei –  zaczęto się wycofywać z ustnych porozumień. Finalnie, Mason Mount czuł się coraz bardziej niechciany i zwodzony za nos. Dlatego przystał na ofertę Manchesteru United, który od razu na dzień dobry zagwarantował mu tygodniówkę aż trzy razy większą niż zgarniał w Chelsea, a szkoleniowiec obiecywał ważniejszą rolę w zespole.

 

Fot. PressFocus