Daria Kurzawa: Aura własnego boiska nam pomaga

17.03.2024

Piłkarki Czarnych Sosnowiec koncertowo rozpoczęły rundę wiosenną w ORLEN Ekstralidze. W pierwszych dwóch kolejkach najpierw ograły wysoko GKS Katowice (3:0), a następnie zremisowały z UKS SMS Łódź (2:2). Będą liczyć się w grze o medale. Porozmawialiśmy więc z kapitanką tej ekipy – Darią Kurzawą.

Prosto z kobiecej murawy – Daria Kurzawa

FutbolNews: Bardzo fajnie weszłyście w rundę wiosenną. Co się stało, że tak nagle powróciła dobra gra?

Daria Kurzawa (Czarni Sosnowiec): Na naszym boisku nie przegrałyśmy w rundzie jesiennej ani razu, a zremisowałyśmy jedynie z Pogonią Szczecin. Więc myślę, że ta aura własnego boiska z pewnością pomaga. Tym fajniej, że oba pierwsze mecze, z bardzo mocnymi rywalkami, mogłyśmy rozegrać właśnie u siebie. Cały czas jesteśmy w czołówce tabeli, w tym ścisku punktowym. Możemy piąć się w górę. A jak to się stało? Myślę, że w styczniu coś przeskoczyło w naszych głowach. Inne treningi, inna wizja i efekty zaczęły być bardzo dobrze widoczne.

Jednak tuż przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych przegrałyście w ORLEN Pucharze Polski z SMS-em Łódź aż 0:4. W czym była różnica między tamtym a ligowym meczem z SMS-em?

Analizowałyśmy sobie tamten mecz. Cóż, nie dojechałyśmy. Nasze głowy nie zatrybiły, coś nie dotarło. Nie wiem dlaczego. Wszystkie sparingi zagrałyśmy na szóstkę z plusem i nic nie wskazywało na to, że możemy nagle doznać tak druzgocącej porażki. Ale nie ma tego złego. Ten wynik dał nam „kopa”. Pokazał, że musimy się ogarnąć i zacząć znowu grać jak w sparingach. Przyszedł mecz z „GieKSą” i zrobiłyśmy już to, co trzeba.

Przed tym meczem z „GieKSą” chyba nikt nie spodziewał się, że będziecie w stanie tak dominować. Zresztą: czy same się tego spodziewałyście?

Przeczuwałam, że to może być nasz mecz. Pół roku wcześniej wszystko ułożyło się przecież podobnie. Na start bolesna porażka 1:4 z GKS-em Katowice, a w następnym meczu zupełnie inna gra. Teraz po porażce w Pucharze Polski też pomyślałam sobie, że kolejne spotkanie musi być znacznie lepsze. I rzeczywiście, od pierwszej minuty pokazywałyśmy, że chcemy prowadzić grę, dominować i wygrać. Ten mecz układał się pod nas, wszystko nam wychodziło. Myślę, że mogę powiedzieć nawet, że był to nasz najlepszy mecz w sezonie. Szczególnie, że na własnym stadionie i z takim przeciwnikiem.

Może po prostu potrzebujecie takiego „gonga” na początek każdej rundy?

Muszę przyznać, że miałam małe deja vu. Może byłyśmy pogrążone w śnie zimowym i gdy dostałyśmy mocno po tyłkach, wreszcie się z niego wybudziłyśmy. Czy było nam to potrzebne? Na pewno nie, ale stało się. Trzeba zapomnieć i skupić się na lidze. Dobrze w nią weszłyśmy i mam nadzieję, że równie dobrze ją zakończymy.

We wspomnianym meczu z „GieKSą” strzeliłaś gola. Po dużym zamieszaniu, gdy w polu karnym szły w ruch ręce i łokcie. Jak to trafienie wyglądało z twojej perspektywy?

W kobiecej piłce nie ma VAR-u, więc to, czego pani sędzia nie widzi, tego nie odgwiżdże. Uważam, że trochę piłkarskiego cwaniactwa zawsze jest potrzebne. W tym przypadku: mojego cwaniactwa. Gol został zaliczony i z tego się cieszę. Myślę, że po ostatnim gwizdku nie powinno być już dalszych dyskusji na ten temat.

A jeśli chodzi o mecz z UKS SMS Łódź: wiążą się z nim jakieś dodatkowe emocje? W końcu jesteś byłą piłkarką tego klubu.

Już nie. Na początku, a więc w moim pierwszym sezonie w Czarnych mecze z SMS-em były dla mnie bardziej stresujące. Teraz czuję się w Czarnych Sosnowiec jak w domu. Nigdy nie powiem, że nie pamiętam o Łodzi, ale to już dla mnie przeszłość. Mecz z nimi jest jak każdy inny.

Zresztą coraz mniej znajomych w drużynie.

Niekoniecznie, bo do składu wchodzą dziewczyny, które kojarzę ze szkoły. Cały czas pojawiają się znajome twarze. Choć rzeczywiście, sporo też odeszło.

Wrócę jeszcze do meczów domowych. Wspomniałaś, że one idą wam świetnie, a patrzę, że po Katowicach i SMS-ie Łódź czeka was starcie z Górnikiem Łęczna.

Terminarz ułożył się tak, że mamy trudny początek rundy. Jeśli nie pogubimy punktów w pierwszych czterech kolejkach, to później powinno być lżej. To z kolei korzystne, bo w końcówce sezonu to „GieKSa” i SMS będą miały trudniejszy terminarz niż my. Z drugiej strony nie ułożyło się to w końcu tak źle, bo na wiosnę z prawie całą czołówką gramy u siebie, a wyjeżdżamy tylko na mecz z Pogonią Szczecin. Cieszymy się, że te najtrudniejsze i najważniejsze spotkania rozegramy przed swoimi kibicami. A sam mecz z Górnikiem Łęczna – powiedziałyśmy już sobie w szatni, że to mecz o sześć punktów. Musimy wygrywać takie spotkania, jeśli chcemy zgarnąć medal. A wciąż mam nadzieję, że po ostatniej kolejce we Wrocławiu odbierzemy brąz czy nawet srebro.

Myśli o srebrze to spory optymizm.

Mamy osiem punktów straty, wierzę, że to możliwe do odrobienia. Ale musimy podtrzymywać formę. Za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał, że wygrałyśmy 3:0 z GKS-em Katowice. Musimy w taki sposób dominować co kolejkę. Jeśli tak będzie, wszystko dobrze się potoczy.

Materiał powstał we współpracy z ORLEN – Sponsorem Tytularnym Pucharu Polski Kobiet i Ekstraligi Kobiet