Van Dijk wspomina wydarzenia sprzed lat. „Śmierć zajrzała mi w oczy”

24.03.2019

Virgil van Dijk to zawodnik, który w ostatnich sezonach należy do światowej czołówki zawodników, biorąc pod uwagę zanotowany progres. Holender jest ostoją defensywy „The Reds”, ale wcale nie musiało tak być. Wszystko mogło skończyć się tragicznie, zanim na dobrą sprawę w ogóle się zaczęło.

Odbierz darmowy zakład 20 zł 

– Dziesięć lat temu zlekceważyłem zapalenie wyrostka robaczkowego i śmierć zajrzała mi w oczy. To było okropne doświadczenie. Pierwszy raz w moim życiu, futbol nie znaczył dla mnie nic, nie był w ogóle ważny. Chodziło tylko o to, żeby uratować moje życie – wyjawił van Dijk w rozmowie z „The Mirror”.

– Razem z mamą modliliśmy się i rozważaliśmy różne scenariusze. Podpisałem dokumenty, dzięki którym w razie śmierci, mama miała otrzymać część moich pieniędzy. Nikt tego nie chciał, ale musiałem uporządkować tę sprawę, ponieważ było ryzyko, że nie przeżyję operacji. Pamiętam, jak leżałem w łóżku. Wszystko, co widziałem wokół siebie, to rurki i kable. Moje ciało było zepsute, nie nadawało się do niczego, a przez moją głowę przebiegały najgorsze myśli – dodał 27-latek.

To przerażające, że van Dijk u progu kariery musiał zmierzyć się z czymś takim. Opisywane wydarzenie miało miejsce w drugiej połowie sezonu 2011/2012, kiedy obrońca reprezentował FC Groningen. Tym bardziej niesamowite, że po tak trudnym przejściu van Dijk błyskawicznie doszedł do siebie – kolejny sezon miał na tyle dobry, że został wykupiony przez Celtic. Reszta jest historią…

Odbierz darmowy zakład 20 zł