Atalanta gładko ograła Napoli. Gospodarzy pożegnały gwizdy

30.03.2024

Zaskakująco łatwo Atalanta poradziła sobie z SSC Napoli na Stadio Diego Armando Maradona i przełamała serię bez zwycięstwa. Wygrała z mistrzem Włoch aż 3:0. Świetnie w bramce radził sobie w drugiej połowie Marco Carnesecchi, który zasłużył na wysokie noty, a atakujących gospodarzy dobił na koniec Teun Koopmeiners. 

Inne priorytety

Oba zespoły mają w tym sezonie inne priorytety. Atalanta punktuje solidnie, tylko wpadła w dołek przez morderczy terminarz, w którym pogubiła sporo oczek. Mierzyła się z wieloma silnymi drużynami (Bologna, Inter, AC Milan, Juventus). Notowała przez to serię czterech spotkań bez zwycięstwa w lidze. Mimo to cały czas walczy o TOP4 i awans do Ligi Mistrzów. Do czwartej Bolonii traci cztery punkty. Ich bilans bramkowy +22 jest drugim najlepszym w całej lidze. Atalanta gra dużo lepszy sezon niż rok temu.

Napoli ma już trzeciego trenera w sezonie i nie może wygrzebać się z kryzysu. To ich trzeci mecz z rzędu w Serie A bez zwycięstwa. Ten jednak był w ich wykonaniu zdecydowanie najgorszy. Do strefy Ligi Mistrzów tracą dziewięć punktów, a jak Bologna pokona Salernitanę, to będzie aż 12. Nie ma na awans tam najmniejszych szans. Potencjalnie też piąta pozycja może dać Włochom dodatkowe miejsce w LM, lecz i tu sytuacja wygląda blado. Jeżeli Roma pokona Lecce, to będzie miała nad Napoli dziewięć oczek przewagi.

Atalanta korzystała z „baboli”

Po raz kolejny okazało się, ze defensywa SSC Napoli bez Kima to już nie jest to samo. Aleksiej Mirańczuk już w 3. minucie strzelił w słupek. Pierwsza bramka dla Atalanty to komedia pomyłek, pod którą można podłożyć muzyczkę z „Benny Hilla”. Najpierw Mario Rui nie doskoczył do piłki, potem Amir Rrahmani się dość komicznie przewrócił w polu karnym po lekkim dotknięciu i domagał faulu, Juan Jesus machał ręką do sędziego, Mario Pasalić nieczysto trafił w piłkę, lecz wyszła mu z tego… asysta do Mirańczuka. Dopełnieniem tego był jeszcze strzał pomiędzy nogami Alexa Mereta.

Napoli było bardzo słabe w pierwszej połowie zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Z przodu bardzo łatwi do rozczytania, choć oddali trzy strzały celne, to żaden z nich nie był zbyt groźny. Za to dużo skuteczniejsza była Atalanta, bo dołożyła jeszcze do przerwy drugie trafienie. Konkretnie zrobił to Gianluca Scamacca, który najpierw wygrał pozycję z Juanem Jesusem, sklepał szybko z Mirańczukiem i wykorzystał po chwili wypracowane sobie miejsce. Precyzyjnie uderzył z 16 metrów i zdobył swoją 10. bramkę w tym sezonie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki.

Dla tego napastnika to bardzo ważne, gdyż notuje dość przeciętny sezon i zaledwie raz trafił do siatki w Serie A w 2024 roku. Strzelał za to w Lidze Europy Sportingowi.

Dobre wejście Ziela, fantastyczny Marco Carnesecchi

Na murawie tuż po przerwie pojawił się Piotr Zieliński i trzeba przyznać, że dawno nie grał z taką werwą i ochotą. Zgrupowanie reprezentacji Polski wyraźnie go pobudziło. Pomocnik rozkręcił trochę grę neapolitańczyków i w jednej akcji był bardzo bliski strzelenia gola, gdyż uderzył w słupek. Była to zresztą akcja, w której wciąż obecni mistrzowie Włoch trafili w słupek… dwa razy. W tym drugim przypadku rewelacyjną paradą popisał się Marco Carnesecchi. Piłka odbiła się po drodze od Victora Osimhena i zmierzała do bramki po rykoszecie. Włoski bramkarz zdążył się cofnąć i koniuszkami palców zbić piłkę na słupek.

Jeszcze w kilku akcjach świetnie bronił Marco Carnesecchi i finalnie zachował czyste konto. Victor Osimhen oddał aż pięć celnych strzałów, ale tylko się wściekał po kolejnych interwencjach bramkarza Atalanty, bo próbował w różny sposób, a nie mógł go pokonać. Gospodarza usilnie dążyli do zdobycia bramki kontaktowej i stworzyli w drugiej połowie naprawdę sporo okazji włącznie z opisanym podwójnym słupkiem, ale i tak ostatnie słowo należało do Teuna Koopmeinersa. Atalanta dobiła SSC Napoli po jednej z nielicznych akcji w drugiej połowie, a Holender strzelił 12. gola w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach (10 w Serie A, dwie w Coppa Italia) i latem szykuje się na wielki transfer.

Fot. screen Eleven Sports