Kiedy bramkarze stają się napastnikami

03.04.2024

W ostatnich dniach głośno (na całym świecie!) zrobiło się o Gabrielu Kobylaku – bramkarzu Radomiaka Radom, który zdobył bramkę przeciwko Puszczy Niepołomice. Gol ten stał się viralem w mediach społecznościowych, a niektórzy kibice ze względu na datę rozgrywania spotkania pomiędzy zespołem z Radomia i Niepołomic stwierdzili, że to żart na Prima Aprilis. W historii futbolu mieliśmy wiele sytuacji, w których to golkiperzy robili za strzelców.

Adrian Lis – gol na wagę utrzymania

Zacznijmy od naszego, polskiego piekiełka. Sezon 2021/22. Warta Poznań pod wodzą Piotra Tworka fatalnie rozpoczyna sezon. Szkoleniowiec zostaje zwolniony, a w listopadzie zastępuje go młody Dawid Szulczek. Pod opieką byłego trenera Wigier Suwałki Warta odradza się i w rundzie wiosennej prezentuje ciekawy dla oka futbol, jednak wciąż nie może mówić o pewnym utrzymaniu w Ekstraklasie.

Rywalem Warty był Górnik Łęczna – bezpośredni rywal w walce o pozostanie w lidze. Pierwszego gola po pięknej przewrotce strzelił Bartosz Śpiączka. Niektórzy za stratę bramki obwinili golkipera Warty Adriana Lisa. Kiedy na zegarach widniała już 90. minuta, zespół Dawida Szulczka wywalczył jeszcze rzut rożny i wszyscy zgromadzeni tego dnia na stadionie w Grodzisku Wielkopolskim wiedzieli, że jest to kluczowy moment nie tylko samego meczu, ale także i sezonu. W pole karne udał się też Adrian Lis, który… strzelił gola na wagę remisu! Golkiper Warty – podobnie jak cały stadion – oszalał, a po meczu całą sytuację ocenił tak:

Nie ukrywam, liczyłem na ten rzut rożny w końcówce. Kiedy piłka była w górze, już wiedziałem, że ją trafię. Ostatecznie udało się strzelić i z pewnością jest to moja pierwsza bramka na takim poziomie. Strzelałem kiedyś rzuty karne, ale tylko w sparingach. Cieszę się, że się udało.

Gol Lisa okazał się punktem zwrotnym dla zespołu Warty Poznań w ówczesnych rozgrywkach. Po spotkaniach z Górnikiem przyszła seria zwycięstw i dobrych meczów ekipy „Zielonych”. Podopieczni Dawida Szulczka zapewnili sobie spokojne utrzymanie w lidze i grają w niej do dziś. Jako ciekawostkę warto podać, że 6 lutego 2022 kibice z Wielkopolski mogli mieć podwójny powód do świętowania. Oprócz gola Adriana Lisa, w tym samym czasie brązowy medal na igrzyskach olimpijskich w Pekinie zdobył Dawid Kubacki.

Alisson – bramka, która uratowała sezon

Z Poznania przenieśmy się teraz do Liverpoolu, gdzie swój moment chwały miał Alisson Becker. Podobnie jak w przypadku Warty Poznań w sezonie 2020/21, Liverpoolowi nie szło najlepiej w lidze. Kontuzje zbierały swoje żniwo. Na środku obrony musiał grać Fabinho i Jordan Henderson. „The Reds” przegrali wtedy 2:7 na Villa Park. Sensacyjny rezultat. Na Anfield, które przecież jest twierdzą, przyjeżdżały ekipy i wywoziły po trzy punkty – Burnley, Brighton, Chelsea, Fulham. Manchester City wygrał na tym przeklętym dla siebie obiekcie pierwszy raz od 2003 roku. Nawet Everton wygrał tu pierwszy raz od 22 lat.

W ostatnich kolejkach podopiecznym Kloppa groził nawet brak gry w Lidze Mistrzów. Zespół z miasta Beatelsów czekało wyjazdowe starcie przeciwko West Bromwich Albion. Była to konkretnie 36. kolejka, a więc trzecia od końca. Trwała walka na noże o TOP4 między kilkoma ekipami. Gracze Kloppa przegrywali od 15. minuty, jednak chwilę później bramkę wyrównującą zdobył Mohammed Salah. Taki rezultat utrzymywał się aż do samego końca meczu. Konkretnie do doliczonego czasu gry. Liverpool wykonywał rzut rożny, a w pole karne rywala, stawiając wszystko na jedną kartę, udał się Alisson. Piłka spadła na głowę bramkarza Liverpoolu, który rzutem na taśmę zapewnił swojej drużynie wygraną – jak się później okazało – na wagę udziału w Lidze Mistrzów.

Brazylijczyk przyznał, że po zdobyciu bramki po prostu nie wiedział, jak ma świętować, gdyż nigdy wcześniej nie strzelił gola w oficjalnym meczu. Do tego trzy miesiące wcześniej jego ojciec tragicznie zginął podczas kąpieli w jeziorze nieopodal domu. Wcześniej zgłoszono na policję zaginięcie José Agostinho Beckera. Jego ciało znalazł jeden z pracowników, którzy robili porządki przy posiadłości Beckerów.

Ivan Provedel – strzelec w Lidze Mistrzów

Ivan Provedel od 2022 roku gra w Lazio i w 58 meczach może pochwalić się statystyką strzelonego… jednego gola. I to nie byle jakiego, bo w Lidze Mistrzów w meczu z Atletico Madryt! Bramka ta padła w pierwszej kolejce fazy grupowej 2023/24, a Provedel rzutem na taśmę zapewnił swojej drużynie remis 1:1. Włoski bramkarz piłkę do siatki skierował – jak zresztą większość bohaterów tego artykułu – po rzucie rożnym. Piłkę dośrodkował Luis Alberto, a Provedel zrobił to jak napastnik, prawda? Idealnie wyszedł w tempo, uniknął spalonego i przymierzył z główki. Zachował się niczym czołowi kilerzy pola karnego na miarę Roberta Lewandowskiego, czy Harry’ego Kane’a. Przy czym to nie żaden fart. Do 15. roku życia Provedel występował na pozycji napastnika. Mechanizmy zapamiętał.

Zaledwie kilka lat wcześniej – dokładnie w 2020, kiedy występował jeszcze w Juve Stabia, również zdobył bramkę, ale w rozgrywkach Serie C. Wówczas sytuacja wyglądała podobnie jak z Atletico. Provedel trafił z główki po stałym fragmencie gry – tym razem rzucie wolnym. Popisał się też przy wyskoku idealnym timingiem i zapewnił swojej drużynie remis. Po tym golu Włochy po raz pierwszy usłyszały o takim zawodniku. Kiedy po paru latach włoski golkiper zdobył bramkę w Lidze Mistrzów, internauci z Półwyspu Apenińskiego hurtowo mogli używać (co zresztą czynili) tytułu kultowej piosenki Britney Spears – „Oops!…I Did It Again”.

Boruc i Kuszczak – upokorzeni bracia

Kiedy golkiper strzela gola, ulega niesamowitej euforii. Rzadko mówi się jednak o tym, który daną bramkę wpuścił. Dla bramkarza, któremu z daleka strzelił inny bramkarz jest to podwójne upokorzenie. Takowego doznało dwóch polskich golkiperów, którzy mogą pochwalić się całkiem niezłymi karierami – Boruc występował przecież w Celticu Glasgow, a Kuszczak bronił dla światowego giganta – Manchesteru United. W przypadku tych bramkarzy nie mówimy jednak o golach straconych przy stałych fragmentach gry, tylko o stracie skupienia. Zostali przelobowali strzałem z kilkudziesięciu metrów.

Z dwojga złego można stwierdzić, że Boruc miał większe szczęście. Wstydliwego gola stracił bowiem nie w meczu reprezentacji Polski, a ówczesnego klubu – Southampton. Bramka serbskiego golkipera Asmira Begovicia padła po strzale z piątego metra, a naukowcy obliczyli, że łącznie piłka przebyła drogę… ponad stu metrów. Na Britannia Stadium zawsze wiało i tak było też tym razem. Boruc poniósł spore konsekwencje straconego gola. Jak przyznał parę lat później w jednym z wywiadów, przez tę sytuację zainteresowanie ewentualnym transferem stracił Manchester City, który swego czasu chciał go sprowadzić jako „dwójkę”.

Tomasz Kuszczak także może „pochwalić” się taką bramką. To była już międzynarodowa scena. Stało się to podczas meczu Polska – Kolumbia rozgrywanym na Stadionie Śląskim. Wówczas reprezentacja Polski przygotowywała się do mundialu w Niemczech w 2006 roku, a spotkanie przeciwko reprezentacji z Ameryki Południowej było przedostatnim sprawdzianem. Polacy do 62. minuty przegrywali 0:1, aż piłkę niespodziewanie daleko wybił bramkarz Kolumbijczyków – Luis Martinez. Futbolówka poszybowała niesłychanie daleko i na tyle zaskoczyła Kuszczaka, że musiał wyjąć ją z siatki po strzale swojego vis-a-vis. Po straconej bramce „Biało-Czerwoni” zdobyli jeszcze jedną bramkę, ale było to za mało na remis. Kuszczak po wpadce z Kolumbią pojechał wprawdzie na turniej do Niemiec, jednak ostatecznie był tylko rezerwowym.

Absolutny rekordzista

Wszyscy, o których wspomnieliśmy do tej pory gole strzelali raz na jakiś czas. W historii futbolu było jednak parę przypadków, że bramkarze regularnie zdobywali bramki, a nawet byli podstawowymi wykonawcami stałych fragmentów gry. Najlepszym przykładem takiego wszechstronnego bramkarza jest Brazylijczyk Rogerio Ceni, który przez dokładnie 25 lat grał w lokalnym Sao Paulo. Podczas gry dla brazylijskiego zespołu zdobył łącznie… 131 bramek, co jest absolutnym fenomenem i ewenementem na skalę światową. Robił to głównie z rzutów wolnych i karnych. W ten sposób, praktycznie za każdym razem, gdy zespołowi „Tricolor” przyznawany był stały fragment gry w postaci rzutu wolnego bądź karnego, od razu w okolice szesnastki rywala wędrował Rogeiro

W jednym z sezonów liczbą goli strzelonych z rzutów wolnych zrównał się nawet z… Leo Messim, których zarówno Argentyńczyk jak i bramkarz Sao Paulo mieli po siedem. To nie koniec związków Ceniego z wielkimi nazwiskami świata piłki. Warto wspomnieć rok 2013 i przedsezonowe rozgrywki Audi Cup, kiedy to zespół z Brazylii mierzył się z Bayernem Monachium. W końcówce spotkania podyktowana została jedenastka dla drużyny Sao Paulo, a wykonać ją zamiar miał nie kto inny jak Ceni. Wówczas jednak Manuel Neuer obronił strzał brazylijskiego golkipera. Kariera Ceniego miała również swoje cienie. Bramkarz Sao Paulo miał szansę na regularne występy w reprezentacji Brazylii, jednak przez konflikty z kolejnymi selekcjonerami „Canarinhos” ostatecznie zaliczył zaledwie 18 występów w latach 1997-2006. Przez swoje gole i nowoczesny sposób gry Ceni często nie był chwalony, wręcz traktowany z politowaniem, a w środowisku brazylijskiego futbolu przypisana została mu łatka klauna.

Jedyny bramkarz z hat-trickiem

Jose Luis Chilavert to paragwajski golkiper, który poza świetnymi interwencjami kibiców na całym świecie zadziwiał swoją skutecznością ze stałych fragmentów gry. Chilavert przez całą karierę strzelił 62 gole, co czyni go drugim najbardziej bramkostrzelnym golkiperem w historii. W jednym natomiast Paragwajczyk wyprzedza Ceniego, a chodzi tutaj o statystykę hat-tricków. Chilavert dokonał tego w 1999 roku, a wszystkie trzy bramki padły po rzutach karnych. Tym samym paragwajski bramkarz dzierży rekord Guinessa, ponieważ jako jedynemu bramkarzowi w historii udało mu się strzelić hat-tricka. Póki co nic nie zapowiada tego, żeby na piłkarskiej scenie pojawił się ktoś, kto może zagrozić rekordowi Chilaverta.

Co ciekawe, w 1994 roku wystąpił w starciu przeciwko reprezentacji Polski pod wodzą Janusza Wójcika. Paragwaj wygrał wówczas aż 4:0, jednak żadnego trafienia na koncie nie mógł zapisać sobie golkiper reprezentacji z Ameryki Południowej, choć było blisko. Grzegorz Szamotulski wspominał kiedyś w książce tak:

Raz jeden, pamiętam, dostałem cztery sztuki w Paragwaju. Końcówka meczu, rzut wolny, nagle cały stadion zaczyna krzyczeć: „Chilavert, Chilavert!”. Co jest grane? Jaki, do diabła, Chilavert? Patrzę z przerażeniem, bo ten wielki niedźwiedź biegnie przez całe boisko, żeby upokorzyć mnie doszczętnie. Rzadko się modlę na boisku, ale wtedy się pomodliłem: „Dobry Boże, niech się dzieje co chce, ale niech ten grubas mi nie strzeli. Mogę jutro skończyć karierę, ale nie w taki sposób”. Gorąco jak w piekle. Pogoda w sam raz, by spalić się ze wstydu. Chilavert – szalony bramkarz drużyny przeciwnej – podszedł do piłki, sapiąc jak wielki zwierz. Spojrzał na mnie bez cienia współczucia. I kopnął. Centymetr obok słupka, na szczęście z niewłaściwej stro​ny. Mo​dli​twy zo​sta​ły wy​słu​cha​ne.

Paragwajczyk ma na swoim koncie ważne trofea, choćby Copa Libertadores, które zdobył w 1994 roku z argentyńskim CA Vélez Sarsfield. W Europie bramkarz-strzelec również nie próżnował, kiedy w 2001 roku zdobył Puchar Francji, reprezentując barwy RC Strasbourg. Chilavert może sobie również dopisać bramkę strzeloną na Copa America. Reprezentacja Paragwaju zawsze była dla niego najważniejsza. Ostatecznie w kadrze „La Albirroja” rozegrał łącznie 74 mecze, w których zdobył osiem bramek. Chilavert ma także za sobą krótki epizod polityczny – w 2023 kandydował na urząd prezydenta Paragwaju, jednak otrzymał zaledwie 1% poparcia. W wyborach ostatecznie zwyciężył Santiago Pena wywodzący się z konserwatywnej partii Colorado. Słynie też z kontrowersyjnych wypowiedzi, ostatnio atakował choćby Viniciusa Juniora i kazał mu nie być p…

Gol na mundialu wciąż czeka

Żaden bramkarz nie zdobył jeszcze bramki na najważniejszym turnieju w piłkarskim kalendarzu, czyli mundialu. Najbliżej tej sztuki był zdecydowanie wspomniany już Chilavert, który na mistrzostwach świata w 1998 roku w meczu Paragwaj – Bułgaria z rzutu wolnego trafił w poprzeczkę. To aż dziwne, że w prawie stuletniej historii piłkarskiego mundialu nie znalazł się przypadek, w którym to golkiper strzelił gola, choćby z rzutu karnego. Rola bramkarza we współczesnej piłce regularnie się zmienia i kto wie – może za jakiś czas normalnością będą gole strzelane przez bramkarzy? Dawid Szulczek mówił na przykład tak w „Foot Trucku”:

Nie wykluczam, że kiedyś dojdzie do takiego rozwiązania, że nasz bramkarz Adrian Lis na przykład w 20 minucie wejdzie na stały fragment gry, kiedy możemy strzelić gola. Świetnie gra głową i już raz strzelił tak bramkę.

Fot. PressFocus