Kompany zawieszony! Co zrobił menedżer Burnley?
Menedżer Burnley Vincent Kompany został zawieszony na dwa mecze za niewłaściwe zachowanie podczas meczu z Chelsea, który jego podopieczni w dramatyczny sposób zremisowali 2:2. Belgowi oberwało się za nadmierne krytykowanie pracy sędziów.
Kompany zapłaci za swoją porywczość
Były kapitan Manchesteru City Vincent Kompany nie będzie mógł poprowadzić zespołu Burnley z wysokości linii bocznej w najbliższym meczu z Brighton. To pokłosie jego reakcji na decyzje sędziego Darrena Englanda podczas pierwszej połowy meczu Premier League przeciwko Chelsea, który 30 marca miał miejsce na Stamford Bridge (2:2). Belg został wówczas odesłany na trybuny za ostre protesty przeciwko przyznaniu rywalom rzutu karnego i czerwonej kartki dla obrońcy Lorenza Assignona.
Angielska Federacja Piłkarska (FA) nałożyła na niego karę w wysokości 10 000 funtów oraz dwumeczowe zawieszenie. Jeden mecz zawieszenia obowiązywać będzie natychmiastowo, drugi mecz zaś Kompany na trybunach musi spędzić do końca 2024 roku. Oznacza to, że Kompany nie poprowadzi swojego zespołu w nadchodzącym domowym meczu z Brighton. W oświadczeniu FA czytamy, że Kompany przyznał się do ”niewłaściwego i/lub obraźliwego zachowania wobec urzędnika (sędziego – przyp.red.) oraz kwestionowania integralności urzędnika w 40. minucie meczu”. Niezależna komisja regulacyjna nałożyła te sankcje po przesłuchaniu, które odbyło się po incydencie.
Trzeba jednak trochę stanąć w obronie Kompany’ego, że zdaniem wielu kibiców na forach internetowych oraz chociażby ekspertów „viaplay” w pomeczowym studio ten karny to tak naprawdę nie był nawet faul, tylko normalna i dopuszczalna fizyczna walka o piłkę, Mudryk „przyaktorzył”, a zawodnik Kompany’ego jeszcze dodatkowo dostał za to drugą kartkę i wyleciał z boiska (sytuacja do oceny dla czytelników; na wideo dobrze widoczna od 4:40). Burnley jednak w dziesiątkę zremisowało tamten mecz 2:2. Obecnie zajmuje 19. miejsce w tabeli Premier League i ma sześć punktów straty do miejsca gwarantującego utrzymanie.
Fot. PressFocus